Felietony

IEM w Katowicach: byłem, widziałem, jestem pod wrażeniem

Maciej Sikorski
IEM w Katowicach: byłem, widziałem, jestem pod wrażeniem
32

Powodów, dla których wczoraj wybrałem się do Katowic na Intel Extreme Masters zanotowałem przynajmniej kilka: nigdy nie byłem w Spodku, interesowało mnie, ile osób pojawi się na imprezie tego typu (zwłaszcza w naszym kraju), czy emocje wśród kibiców, o których czytałem wcześniej, nie są legendą pods...

Powodów, dla których wczoraj wybrałem się do Katowic na Intel Extreme Masters zanotowałem przynajmniej kilka: nigdy nie byłem w Spodku, interesowało mnie, ile osób pojawi się na imprezie tego typu (zwłaszcza w naszym kraju), czy emocje wśród kibiców, o których czytałem wcześniej, nie są legendą podsycaną przez ludzi z branży, by biznes się kręcił, a także, czy w takim miejscu można spotkać kogoś, kto nie będzie kilkunastoletnim nerdem. Pojechałem, zobaczyłem, jestem pod wrażeniem.

Już na wstępie zaznaczę, że e-sport to dla mnie czarna magia – na temat imprezy powstanie zapewne wiele fachowych tekstów, z których dowiecie się tego, czego szukają miłośnicy tej rozrywki. Osobiście mogę jedynie podzielić się wrażeniami nowicjusza, który ani razu nie grał w League od Legends czy Starcrafta. Ponoć na naukę nigdy nie jest za późno i od wczoraj zastanawiam się, czy nie zacząć budować drużyny LoLa – w przypadku sukcesów (wątpliwych, ale zawsze można pomarzyć) "szacuneczek na dzielni" gwarantowany…

Ze zdjęć opublikowanych na AntyWebie w piątek można było wywnioskować, że ludzie dopisali – organizator chyba nie mógł narzekać na puste miejsca. Spodziewałem się, iż w sobotę zastanę kolejkę przed budynkiem, ale nie przypuszczałem, że będzie to taka masa ludzi. Na jedno ze swoich pytań (o frekwencję) uzyskałem już odpowiedź. Od wczoraj po głowie chodzi mi jednak kolejne: czy ci ludzie pojawiliby się przed Spodkiem, gdyby impreza była biletowana?

Część z Was zapewne odwiedziła IEM i widziała rzesze ludzi przed wejściem, inni czytali na ten temat artykuły i komentarze. Pojawiło się już sporo głosów, które zarzucają organizatorom brak wyobraźni oraz lekceważący stosunek do gości. Z jednej strony rozumiem oczywiście ich rozgoryczenie, ale z drugiej strony trudno było to przewidzieć – jest nauczka na przyszłości i trzeba wyciągnąć wnioski z tej lekcji (nie dotyczy to tylko kwestii wejściówek – kolejka przed punktem gastronomicznym również nie zachęcała do stania w niej, a opuszczenie budynku oznaczało dla kogoś koniec imprezy).

Ewidentnie jest kilka rzeczy, które należy poprawić, ale schodzą one na dalszy plan, gdy człowiek znajdzie się już na widowni. Niewiele rozumiałem z akcji na ekranie, ale tysiące ludzi wznoszących okrzyki, rwących włosy z głowy, składających ręce do modlitwy i zagrzewających do walki konkretnych graczy – to robi niesamowite wrażenie, a przyzwyczajenie się do całej sytuacji zajmuje chwilę. Większość czasu spędziłem w sektorze przeznaczonym dla kibiców Starcrafta, ale obserwowałem trybuny fanów LoLa na początku każdego meczu. Dlaczego? Z powodu entuzjazmu, jaki wzbudzało hasło First Blood (gdy punkty zdobywały polskie drużyny poziom ekscytacji był jeszcze większy – kręciłem tylko głową z niedowierzaniem).

Po kilku meczach Starcrafta i krótkim kursie gry (komentarz Kolegi i wyjaśnienie kto jest kim okazały się niezbędne) mój status zmienił się z nieświadomego obserwatora w mniej nieświadomego obserwatora i rozgrywka wydała się bardziej pociągająca. Nadal jednak skupiałem uwagę głównie na publiczności (w korytarzach i części wystawowej przyciągały ją hostessy). Budujące jest to, że na trybunach dało się zauważyć ojców z dziećmi (matki również, ale to już rzadszy widok). Do Spodka trafili ludzie w różnym wieku, pojawiły się panie – e-sport jest rozrywką dla wszystkich (nie ma jednak co ukrywać, że przeważali panowie/chłopcy do lat 20). Na tym faktycznie można budować pozytywne relacje międzyludzkie i robić niezły biznes – od teraz nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

Usłyszałem wczoraj ciekawą rzecz, na którą wcześniej nie zwracałem uwagi – Kolega zauważył, że językiem imprezy jest angielski i nikogo to nie dziwi, nie bulwersuje nie zniechęca (przynajmniej takie odniosłem wrażenie). Na AW wymieniano już różne pozytywy e-sportu, ale wcześniej nie pomyślałem, że może on zachęcić młodych ludzi do nauki języków (zwłaszcza angielskiego) – to z pewnością bardzo solidny argument w dyskusji na temat wad i zalet całego zjawiska. Spostrzeżeń tego typu było jeszcze kilka, ale nimi pochwalę się kiedy indziej – najpierw muszę to przetrawić i oswoić się z myślą, że e-sport to nie przelewki…

Autorką zdjęć jest Agata Duży - dziękuję za fotki.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

e-sportiemkatowice