Polska

IEM 2015: łyżka dziegciu w beczce miodu

Maciej Sikorski
IEM 2015: łyżka dziegciu w beczce miodu
14

IEM 2015 za nami. To był naprawdę intensywny weekend (niektórzy uczestniczyli w imprezie przez cztery dni) i z pewnością długo będzie go można wspominać, Tomasz miał rację pisząc, że skala i rozmach porażają, widać, że katowicka odsłona e-sportowych igrzysk rośnie i przykuwa coraz bardziej uwagę med...

IEM 2015 za nami. To był naprawdę intensywny weekend (niektórzy uczestniczyli w imprezie przez cztery dni) i z pewnością długo będzie go można wspominać, Tomasz miał rację pisząc, że skala i rozmach porażają, widać, że katowicka odsłona e-sportowych igrzysk rośnie i przykuwa coraz bardziej uwagę mediów czy widzów. Do beczki miodu muszę jednak wrzucić łyżkę (słoiczek?) dziegciu.

W ciągu trzech edycji IEM w Katowicach zdołałem się przekonać, że widzom nie jest straszny mróz ani deszcz - fani dopisują, zjeżdżają nie tylko z całego Śląska, ale też z innych regionów Polski czy nawet Europy. I czekają, by móc wejść do obiektu, w którym będą grać gwiazdy, ich idole. Po kilku godzinach w kolejce przed Spodkiem czy Międzynarodowym Centrum Kongresowym ustawiali się przy strefie, w której mogli się pojawić "znani i oglądani". O taką widownię mogą być zazdrośni organizatorzy innych imprez masowych.

W ciągu wspomnianych trzech edycji mogłem też zobaczyć, jak bardzo rośnie to wydarzenie. To już nie jest "tylko" Spodek, w którym zgromadzono wszystkich graczy, który podzielono na wiele mniejszych aren do rozgrywania jednocześnie różnych gier. Przybyło stoisk ze sprzętem czy gadżetami, coraz więcej firm chce się pokazać w tym miejscu, przybywa dziennikarzy, blogerów, jutuberów, którzy chcą to zobaczyć, opisać, zasmakować magii katowickiego święta gier.

Cieszę się, że w Polsce pojawiła się taka impreza, że wybrano dla niej właśnie taką lokalizację, że poprawiane są błędy z przeszłości, a rozmachem zaczyna to przypominać duże targi branżowe. Kiwałem głową z uznaniem, gdy wielotysięczny tłum wykrzykiwał nazwy drużyn, gdy zagraniczni komentatorzy podziwiali to widowisko, gdy widziałem kolejnych cosplayerów, którzy nad strojem i charakteryzacją musieli naprawdę długo pracować. Do tego emocje, o których wspominałem w sobotnim tekście i naprawdę międzynarodowa atmosfera - jest czego pogratulować. Ale...

Zawsze musi być jakieś "ale". Na filmie z imprezy Grzegorz wspominał, że najbardziej podobała mu się druga edycja imprezy. Nie wiem, czy mówił serio, lecz ja mogę napisać bardzo serio, że mnie naprawdę podobała się bardziej druga edycja (druga katowicka, czyli zeszłoroczna). Powód jest prosty: dopracowanie. Za pierwszym razem, czyli w roku 2013 było naprawdę wiele niedociągnięć. Całkowity brak biletów, poważny deficyt gastronomiczny (to ma znaczenie, gdy nie możesz opuścić budynku, bo już do niego nie wrócisz), straszny ścisk spowodowany stłoczeniem wszystkiego na płycie Spodka.

Rok temu nauczono się już, że ludziom trzeba dać możliwość kupienia butelki wody i kanapki, że można wykorzystać przestrzeń poza główną halą (np. korytarze), że warto spróbować z biletami - na ograniczoną skalę, ale jednak. Szybko dokonał się skok jakościowy. Zauważalny. Tym razem zaliczono skok pod względem rozmachu, lecz nie zdążono z jakością. Dobrze, że postanowiono dodać drugi obiekt, źle, że organizator nie był do tego przygotowany. Tym razem mieliśmy zatem dwie kolejki, przed budynkiem MCK widziałem tłum zbity w bardzo nieprzyjemny sposób i szkoda było mi ludzi przyklejonych do ściany czy barierek, stojących w deszczu. Kilka godzin później znowu mogli stać, tym razem w kolejce do Spodka.

Obsługa nie była pomocna. Na zadawane pytania często reagowali słowami "nie wiem", nie mieli pojęcia jak pomóc, jeden z ochroniarzy po prostu odszedł i tak rozwiązał problem. Nie twierdzę, że każdy ochroniarz musi wszystko wiedzieć na temat imprezy, ale w obu obiektach mogły się przemieszczać dobrze poinformowane osoby z obsługi imprezy, które udzieliłyby odpowiedzi na pytania jej dotyczące. Zwłaszcza teraz, gdy do użytku oddano nowy obiekt i część osób poszukiwała np. strefy dla prasy. Były jakieś strzałki, napisy, wskazówki? Nie zauważyłem.

Rozumiem, że mowy obiekt został niedawno oddany do użytku i nie dało się wszystkiego przygotować w należyty sposób, że wcześniej nie przewidziano niektórych rzeczy, a w trakcie imprezy nie można już było tego naprawić. Rozumiem, że rozwój rządzi się swoimi prawami i nie da się natychmiast przygotować wydarzenia idealnego zwiększając poważnie jego rozmach. Ale mam nadzieję, że w przyszłym roku (o ile impreza zawita ponownie do Katowic) będę mógł napisać, że niedociągnięcia z roku 2015 zostały naprawione. I nie będę musiał chodzić od drzwi do drzwi w Spodku, by dowiadywać się od ochroniarzy, że tędy nie wyjdę. Tegoroczne wydarzenie zostanie podsumowane, poznamy wielkie liczby z nią związane, podejrzewam, że organizator zrobi też rachunek sumienia i stworzy (dla samego siebie) listę rzeczy, które muszą zostać poprawione. A za rok nie będzie po nich śladu. Tego życzę i dziękuję za udaną zabawę ;)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu