Jak widać Huawei doskonale sobie radzi, mimo zamieszania wokół amerykańskiego bana i braku usług Google w nowych smartfonach. Jest jednak jedno "ale", a w zasadzie dwa.
Po pierwsze te 66% dotyczy rynku chińskiego, po drugie w przypadku Huawei nigdy nie można mówić o faktyczne sprzedaży. Dlaczego? Bo w przypadku sprzętów tego producenta zawsze używa się słowa "shipment", a to po prostu urządzenia wysłane do sklepów, a nie finalnego klienta. Nie jest to tylko ich praktyka (czy też firm analizujących rynek), w wielu różnych branżach pojawiają się podobne informacje, które najczęściej wyglądają po prostu lepiej niż faktyczna sprzedaż - a pewnie są też łatwiejsze do policzenia.
Tak czy inaczej widać, że Huawei świetnie radzi sobie w Chinach, gdzie rok do roku zanotowano wzrost rzędu 66%. Daje to producentowi rekordowy udział w tamtejszym rynku, wynoszący już 42%. W ostatnim kwartale dostarczono do sklepów aż 41,5 miliona smartfonów. Czy te wzrosty mogą dotyczyć właśnie wspomnianego wyżej bana, jako odpowiedź chińskich klientów na amerykańską politykę? Możliwe.
Dla porównania, w tym samym kwartale ubiegłego roku mówiło się o 25 milionach smartfonów i 25% rynku, wzrost zainteresowania marką jest więc naprawdę imponujący.
Dominująca pozycja Huawei daje firmie dużą moc negocjacji z partnerami, analitycy podejrzewają więc, że niedalekiej w przyszłości udział w rynku chińskim będzie jeszcze większy, szczególnie że przecież wchodzimy w erę 5G.
A u nas? Mieliśmy w rękach świetnego Huawei Mate 30 Pro, który jest póki co niestety niedostępny w naszym kraju. Szkoda, bo smartfon zapowiada się rewelacyjnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu