HTC

HTC szykuje zmiany. Dość poważne zmiany

Maciej Sikorski
HTC szykuje zmiany. Dość poważne zmiany
Reklama

HTC zmienia taktykę. Znowu. Od dawna piszę (zresztą, wszyscy zwracają na to uwagę), że problemy tajwańskiej firmy w znacznej mierze wynikają z chaosu,...

HTC zmienia taktykę. Znowu. Od dawna piszę (zresztą, wszyscy zwracają na to uwagę), że problemy tajwańskiej firmy w znacznej mierze wynikają z chaosu, jaki w niej panuje. Co kilka kwartałów/miesięcy obierana jest nowa ścieżka rozwoju i często ma ona niewiele wspólnego z poprzednią. Niedawno dostrzeżono ten problem i obiecano poprawę (czyt. stabilizację). Teraz krążą słuchy o sporych zmianach w firmie i… I możliwe, że będzie to sensowny ruch.

Reklama

Ceny muszą być niższe

Od jakiegoś czasu, w tekstach poświęconych HTC, wspominałem, że słusznym krokiem było odświeżenie linii Desire, rozszerzanie jej o nowe produkty oraz promowanie sprzętu z tej serii na rynkach wschodzących (ale nie tylko – w Europie Zachodniej też nie brakuje klientów, którzy zechcą kupić dobry sprzęt w rozsądnej cenie). Smartfony z linii Desire mają posiadać atuty w postaci niezłego designu (nawiązanie do flagowca), logo rozpoznawalnej firmy, atrakcyjnych parametrów oraz dobrego wykonania. Wady? Przede wszystkim cena: HTC nie uda się konkurować pod tym względem z innymi, mniej znanymi azjatyckimi firmami.

Decydenci HTC zdają sobie sprawę z tego, że jeśli chcą zarabiać pieniądze, to nie mogą wypowiedzieć chińskim czy indyjskim producentom wojny cenowej. Ostatecznie i tak by ją przegrali i musieliby się pożegnać z biznesem. Nie dziwiło zatem, że korporacja wyznaczyła dolną granicę cenową dla linii Desire i poinformowała, że nie zamierza walczyć o klientów produktami z najniższej półki. To całkiem sensowne posunięcie – HTC nie byłoby w stanie stworzyć smartfonu za kilkadziesiąt dolarów i zarobić na tym sprzęcie.

Jednocześnie pojawiło się pytanie, czy korporacji uda się uczynić ofertę bardziej atrakcyjną cenowo powyżej granicy 150 dolarów? Co z tego, że wyprodukuje ona ciekawy model za 200 dolarów, jeśli mniej znany gracz zrobi coś podobnego za 150 dolarów, a może nawet za 120? Sama marka nie wystarczy, bo w tym segmencie rynku to cena robi różnicę. Plotki, jakie pojawiły się w branży, wskazują, iż HTC znalazło rozwiązanie – przekaże produkcję tańszych smartfonów podwykonawcom.

Od podwykonawcy do firmy, która... szuka podwykonawcy

Część z Was pamięta zapewne, że kiedyś HTC samo było podwykonawcą i nie znaczyło wówczas na rynku zbyt wiele. Stali w szeregu z innymi azjatyckimi "manufakturami" (mniejszymi lub większymi) i realizowali zlecenia gigantów, którzy z czasem zniknęli z rynku, stracili na znaczeniu lub przynajmniej dostali zadyszki – chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć i powtarzać, że w sektorze nowych technologii dokonała się zmiana warty. Miejsce starych wyjadaczy zajęli inni, na tej fali wypłynęło sporo koreańskich, chińskich i tajwańskich firm. W ich gronie znalazło się HTC, które w ciągu kilku lat wdrapało się na szczyt w tym biznesie: od wyrobnika do gwiazdora. Piękny sen szybko zaczął jednak przemijać – nie napiszę, że zamienił się w koszmar, ale nie ulega wątpliwości, iż dzisiaj HTC ma w branży inną pozycję, niż na początku obecnej dekady. Wówczas był to jeden z pretendentów do miejsca na podium na rynku mobilnym, wydawało się, że Samsung będzie musiał stoczyć poważny bój o klientów z tajwańskim konkurentem. Dzisiaj wiadomo, iż tajwański producent szybko oddał pole koreańskiemu potentatowi.

Teraz to HTC zdecydowało się na współpracę z mniej znanymi firmami, które mają wykonać taką pracę, jaką w poprzedniej dekadzie wykonywało samo HTC. Wedle pogłosek, padło na dwóch podwykonawców: pierwszy to tajwański Compal, drugi to chiński (kontynentalny) Wingtech. Co można o nich powiedzieć? Compal zapewne jest kojarzony przez sporą część naszych Czytelników, bo to dość znany podwykonawca, związany na dodatek z naszym krajem. Nazwa Wingtech mówi już mniej, ale wystarczy napisać, że to oni produkują smartfony dla wschodzącej chińskiej gwiazdy, czyli Xiaomi.

Wspomniani producenci mają się zająć produkcją trzech (na razie trzech) smartfonów z logo HTC. Mowa o tańszych modelach, przeznaczonych na rynki wschodzące. Podwykonawcy mają je wyprodukować taniej, niż zrobiłoby to HTC i z jednej strony uczynić sprzęt bardziej konkurencyjnym, a z drugiej zdjąć z barków zleceniodawcy ten ciężar. Tajwański producent ograniczy koszty, być może to pozwoli mu wyjść na plus. Warto przy tym zaznaczyć, że korporacja nie zamierza powierzać podwykonawcom produkcji droższych smartfonów. W chwili obecnej są to HTC One M8 oraz Desire 816, z którym wiązane są spore nadzieje. To urządzenia ze średniej i górnej półki cenowej, cena nie odgrywa w ich przypadku najważniejszego czynnika wpływającego na decyzję o zakupie.


Reklama

Jeżeli pogłoski dotyczące zmian w procesie produkcyjnym HTC znajdą potwierdzenie w rzeczywistości i okaże się, że firma faktycznie zamierza współpracować z producentami kontraktowymi, to jestem ciekaw, jak długo Tajwańczycy postanowią wytwarzać topowe smartfony pod własną strzechą? Może za kilka kwartałów dowiemy się, iż następca modelu One M8 również będzie składany w fabrykach partnerów HTC, a nie w zakładach należących do tajwańskiej firmy? Pytanie zasadne tylko wtedy, gdy uznamy, że korporacja pozostanie przy nowym rozwiązaniu, bo okaże się ono opłacalne i faktycznie pozytywnie wpłynie na finanse firmy oraz jej pozycję na rynku. Jakie są na to szanse?

Tonący brzytwy się chwyta

Z jednej strony, należy podkreślić, że outsourcing to dzisiaj powszechnie stosowane rozwiązanie, także w zakresie produkcji sprzętu – wystarczy wspomnieć o Apple. W wielu przypadkach ten system okazał się korzystny dla obu stron i jest spora szansa na to, że HTC również pomogą zmiany. Koszty z pewnością zostaną okrojone, a to ważne dla gracza, który wyprzedał już sporą część majątku i dokonał cięć na wielu płaszczyznach. Możliwe jest także osiągnięcie większych zysów ze sprzedaży: jeśli sprzęt z linii Desire potanieje w skutek obniżenia kosztów produkcji, to zainteresowanie tymi urządzeniami powinno wzrosnąć. Oferta HTC nie zostanie znokautowana przez propozycje Samsunga oraz chińskiej konkurencji – Tajwańczycy w końcu będą w stanie prowadzić z nimi równorzędną walkę. Chyba.

Reklama

Medal ma jednak także drugą stronę: jeżeli kiedyś HTC z podwykonawcy było w stanie przekształcić się w pierwszoligowego gracza i przebojem wdarło się do światowej czołówki producentów, to nie można wykluczać, że ten scenariusz się powtórzy, ale tym razem to nie HTC będzie gwiazdą – na pierwszy plan wysunie się któryś z podwykonawców. To argument, który może zatrzymać produkcję topowych smartfonów w rękach korporacji: jeśli pozbędą się wszystkiego, to na dłuższą metę wcale nie muszą na tym zyskać. W przypadku tańszych modeli ryzyko nie jest aż tak duże. Tajwańska korporacja i tak musiałby w tym temacie podjąć jakieś radykalne kroki, by nie wygryzły ich azjatyckie manufaktury.


Ruch w wykonaniu HTC (o ile oczywiście plotki zostaną potwierdzone) pokazuje, że firma znalazła się już w naprawdę złej sytuacji. Jeżeli nie zdecydowano się wcześniej na taki krok, to można przypuszczać, że decydenci azjatyckiej korporacji liczyli na zdecydowaną poprawę swojego położenia i nie chcieli uzależniać się od współpracy z podwykonawcami. W ciągu kilku lat majątek zdążył jednak stopnieć i następuje to samo, co kilka lat temu przerabiała Nokia. Wszyscy wiemy, jak się to skończyło dla fińskiego producenta. Uważam, że Finowie mieli szczęście, ponieważ ofertę kupna sporej części biznesu złożył im Microsoft (gdyby nie to, produkcja sprzętu mobilnego mogłaby ich pociągnąć na dno), ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że HTC może się zderzyć z większym problemem. Bo kto miałby wyciągnąć rękę w stronę tej korporacji? Kandydatów nie widać na rynku zbyt wielu. Tym samym, decydenci HTC muszą się postarać, by nowy plan wypalił i przyniósł pozytywne efekty.

Źródło grafik: HTC

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama