HTC nie pokona Samsunga i nie przebije jego wyników sprzedaży w tym roku. W kolejnym też nie. Jeśli w ogóle byłoby to możliwe, to mowa o odległym term...
HTC nie pokona Samsunga i nie przebije jego wyników sprzedaży w tym roku. W kolejnym też nie. Jeśli w ogóle byłoby to możliwe, to mowa o odległym terminie (choć taki scenariusz wydaje się dzisiaj bardzo mało prawdopodobny). Tajwańska firma poważnie odstaje dzisiaj pod względem rynkowych udziałów od swojego koreańskiego konkurenta, ale stara się zmniejszać straty i ostatnio podejmuje coraz lepsze decyzje.
Niejednokrotnie pisałem już o problemach HTC, zmianach, na jakie zdecydowali się top menedżerowie firmy, wskazywałem na atuty producenta i wady stanowiące kule u jego nóg. Do niedawna owe wady przeważały nad zaletami i znajdywało to odzwierciedlenie w kiepskich wynikach sprzedaży. Wiele osób spisało już producenta na straty (nie należy wykluczać, że faktycznie nie uda im się już podnieść i wrócić do gry), lecz ostatnie miesiące przyniosły sporo pozytywnych doniesień dotyczących HTC i można odnieść wrażenie, iż przynajmniej zrozumieli swoje błędy i próbują je naprawić.
Niedawno wspominałem, iż korporacja dobrze robi odświeżając i poszerzając linię Desire, która może się stać jej trzonem i źródłem poważnych zysków. Mają to być solidne telefony ze średniej półki cenowej, korzystające z dobrego odbioru marki oraz szumu towarzyszącego premierom flagowców (obecnie One M8). HTC nie chce przy tym schodzić na najniższą półkę cenową – firma uznała, że póki co należy się zatrzymać na progu 150 dolarów za inteligentny telefon. Słuszny ruch, ponieważ gracz nie ma szans w starciu z pozostałymi azjatyckimi producentami dostarczającymi najtańsze smartfony. Co z propozycją za 150 dolarów?
HTC zaprezentowało w Indiach smartfon Desire 210 obsługujący dwie karty SIM (jedna standardowa, druga microSIM). Sprzęt powinien pojawić się w sprzedaży na początku maja i po przeliczeniu na amerykańską walutę jego cena wyniesie rzeczone 150 dolarów (w zestawie znajdzie się futerał). Co z podzespołami? Zapewne domyślacie się, iż mowa o bardzo prostym urządzeniu: smartfon otrzymał 4-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 800x480 pikseli, dwurdzeniowy procesor MediaTek MT6572M o taktowaniu 1 GHz, 512 MB pamięci operacyjnej, 4 GB pamięci wbudowanej (istnieje możliwość rozbudowy z pomocą kart pamięci), dwa aparaty (główny 5 Mpix oraz przedni 0,3 Mpix). Model o wadze 130 g i akumulatorze o pojemności 1300 mAh trafi na rynek z platformą Android 4.2 Jelly Bean (oraz firmową nakładką Sense).
Pojawia się oczywiście pytanie o sprzedaż poza Indiami. Póki co niewiele na ten temat wiadomo i sprawa jest pewnie w znacznej mierze uzależniona od tego, jakim zainteresowaniem produkt będzie się cieszył w Indiach. Jeżeli w tym kraju popyt na Desire 210 nie zachwyci, to trudno się spodziewać, by na pozostałych rynkach wschodzących (oferta jest skierowana przede wszystkim do klientów w tych państwach) ludzie wypatrywali tego urządzenia. Trzeba zatem czekać na pierwsze wyniki sprzedaży – dopiero one rzucą jakieś światło na dalsze poczynania HTC.
Skoro jesteśmy już przy rynku indyjskim, to na chwilę warto tu zostać. Tym razem z powodu najwyższej półki cenowej. Cena modelu HTC One M8 w Indiach wynosi po przeliczeniu około 825 dolarów. Samsung wystartował ze swoim modelem Galaxy S5 z poziomu 860 dolarów. Różnica niby niewielka (zwłaszcza na tej półce cenowej), ale jednak jest. Koreański gracz postanowił zareagować i opuścił cenę do 780 dolarów. To szybka przecena – po kilku dniach telefon stał się tańszy o blisko 10%. Po pierwsze, pokazuje to, że Samsung nie zamierza ułatwiać zadania HTC i będzie konkurował z tajwańskim producentem (Koreańczyków na to stać), po drugie, widać wyraźnie, że kupowanie dzisiaj smartfonów zaraz po wprowadzeniu ich na rynek to kiepski interes – ich ceny mogą spadać naprawdę szybko. Indie nie stanowią tu wyjątku, a na Galaxy S5 sprawa się raczej nie skończy.
Warto rozwinąć jeszcze punkt pierwszy z poprzedniego akapitu, czyli rywalizację HTC i Samsunga. Wspomniałem przed momentem o ruchu w wykonaniu koreańskiego gracza, ale nie oznacza to, że tajwańska firma jest bierna. Przed świętami branżowe media obiegła wiadomość, która pobudziła wyobraźnię wielu komentatorów. W mojej opinii poruszyła za bardzo i temat niepotrzebnie nakręcano, ale czas pokaże, co z tego będzie. O czym mowa? O nawiązaniu przez HTC współpracy z Paulem Goldenem. Któż to taki?
Paul Golden był do roku 2012 top menedżerem Samsunga i odpowiadał za marketing koreańskiej korporacji. Amerykanin pracował dla azjatyckiego giganta w czasie bardzo dynamicznego rozkwitu firmy na rynku mobilnym i przypisuje się mu spory udział w tym sukcesie (w dużej mierze wynika to z autopromocji Goldena, który na swoje konto zapisuje m.in. wypromowanie linii Galaxy). Tajwańska firma nawiązała zatem współpracę z człowiekiem posiadającym sporą wiedzę na temat mechanizmów promocyjnych wykorzystywanych przez potężnego konkurenta i to wykorzystywanych w udany sposób.
Posunięcie ciekawe i to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, HTC pokazuje, że faktycznie dostrzega pole, na którym przegrało z Samsungiem (reklama oraz marketing) i zamierza poprawić swoje błędy z przeszłości. Po drugie, HTC musi odbudowywać kadry i pozyskiwać cennych pracowników, ponieważ w ostatnich latach ich szeregi opuściło wielu ważnych menedżerów. Po trzecie, już samą współpracą z Goldenem zrobiono szum wokół swojej firmy i marki. Nawet, jeśli Golden nie stanie się ich rycerzem na białym koniu, to przez jakiś czas niektóre media będą się zastanawiały, czy ten ruch wywoła poważne przetasowania w branży. Takie pytania już się pojawiają i polscy komentatorzy nie są tu odosobnieni.
Golden i ludzie mu podobni mogą faktycznie pomóc HTC uporządkować ich biznes i poprawić kulejący marketing. Jeżeli korporacja chce dokonać zmian w zakresie promocji (ale bez wielkich wydatków), to potrzebni są jej specjaliści z dużym doświadczeniem i ciekawymi pomysłami. Warto jednak mieć na uwadze, iż sporo będzie zależało od kolejnych posunięć decydentów firmy – jeden Golden wiosny nie uczyni. Pojawia się również pytanie, dlaczego nie współpracuje on już z Samsungiem? Skoro zrobił tyle dobrego dla koreańskiej firmy, to jakim cudem w roku 2012 zrezygnowano z jego usług (a jeśli odszedł sam, to dlaczego nie zatrzymano go bez względu na koszty?). Oczywiście nie deprecjonuję osiągnięć tego marketingowca, ale przestrzegam innych, by nie wróżyli końca kłopotów HTC wyłącznie na podstawie podjęcia przez producenta współpracy z jednym człowiekiem.
Warto także pamiętać o tym, o czym pisałem na początku – HTC może się bardzo starać i poprawiać swój biznes, ale to zbyt mało, by nagle zrównać się z Samsungiem pod względem liczby sprzedanych smartfonów. Podkreślam to, ponieważ niektórym może się wydawać, że te dwie firmy w końcu zaczęły prowadzić boj jak równy z równym i zagadką jest to, który producent osiągnie w tym roku lepszy wynik sprzedaży smartfonów czy samych flagowców. Jeszcze nim sprzedaż urządzeń One M8 i Galaxy S5 rozkręci się na dobre, można wskazać zwycięzcę. Telefon Samsunga nie tylko sprzeda się lepiej od konkurenta z oferty HTC, ale poprawi jego wynik o kilkaset procent. Pytaniem nie jest to, która firma wygra wyścig, ale jaką stratę do lidera zanotuje tajwański producent. Jeżeli HTC skróci dystans z roku ubiegłego i nie będzie to wyłącznie zasługa gorszych rezultatów Samsunga, to pojawi się światełko w tunelu, pewnie nie zabraknie głosów, iż gracz wraca na właściwe tory. Gorzej, gdy firma zarządzana przez Petera Chou nie zaliczy progresu albo, co byłoby już gwoździem do trumny, straci jeszcze więcej do lidera...
Źródło grafiki: topnews.in
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu