Ponad miesiąc temu poznaliśmy tegorocznego flagowca HTC, tajwańska firma poszerza też ofertę o większego (niewiele, ale jednak) brata modelu One M9, c...
Ponad miesiąc temu poznaliśmy tegorocznego flagowca HTC, tajwańska firma poszerza też ofertę o większego (niewiele, ale jednak) brata modelu One M9, czyli o smartfon One M9 Plus. Są dwie lokomotywy, jest nowa CEO, są plany na przyszłość. A do tego wszystkiego także wyniki (wstępne) z pierwszego kwartału 2015 roku. W kilku słowach? Szału nie ma, ale przynajmniej nie dokładają do biznesu.
Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu pisząc o wynikach finansowych HTC przywoływałem naprawdę duże i przede wszystkim pozytywne liczby - korporacja zarabiała setki milionów dolarów. Potem był okres zjazdu i kurczenia się zysków, w końcu nastał czas strat. Większych lub mniejszych, lecz strat. W pierwszym kwartale 2014 roku producent elektroniki dołożył do biznesu ponad 60 mln dolarów. To spory cios dla firmy wyprzedającej majątek i tnącej wydatki na różnych polach. A jak było w poprzednim kwartale?
HTC zanotowało zysk: 11,6 mln dolarów nie zrywa czapek z głów, ale dobre i to. Rok temu przychód wyniósł 1,06 mld dolarów, w poprzednim kwartale było to 1,3 mld dolarów. Podobno duża w tym zasługa średniej półki, do której po różnych eksperymentach postanowił wrócić azjatycki gracz - idea "iPhone'a świata Androida" nie wypaliła, trzeba było szukać innego rozwiązania. Okazał się nim powrót do znanej linii Desire i budowanie tej serii w sensowny sposób, zwrócenie uwagi na rynki wschodzące. To się opłaciło.
Pojawia się oczywiście pytanie: co dalej? HTC nie traci, ale też trudno określić ich wyniki mianem dobrych. Funkcjonowanie na granicy opłacalności jest kiepskim rozwiązaniem i w korporacji zapewne zdają sobie z tego sprawę. Z pewnością ważny będzie dla firmy drugi kwartał 2015 roku: pokaże, jakim wzięciem cieszy się nowy flagowiec, będzie istotnym okresem dla nowej CEO, Cher Wang. Można powiedzieć, że te trzy miesiące to za mało, by określić je wpływ na korporację, ale po pierwsze, jest ona jedną z najważniejszych osób w biznesie od chwili powołania do życia HTC, po drugie, od dawna wspierała Petera Chou w zakresie sterowania firmą, po trzecie, chodzi też o wizerunkowy wymiar początków rządów: czy uda się wejść z dobrymi wynikami w rolę CEO, czy też zaliczona zostanie klapa nowego smartfonu?
Po drugim kwartale stanie się jasne, czy eksperyment z podrasowanym flagowcem był dobrym pomysłem. Jeśli tak, korporacja może dojść do wniosku, że należy podążać tą ścieżką, jeśli nie, to będą walczyć o to, by średnia półka pozwoliła utrzymać się na plusie i postarają się przedstawić coś zupełnie nowego w roku 2016. Chyba. Do tego dochodzi spoglądanie w przyszłość z nadzieją na to, że nowe produkty "wypalą". O ile opaska fitness jest średnim pomysłem, bo nie wnosi do biznesu nic nowego, o tyle gogle Vive mogą być kamykiem wywołującym lawinę, o którym pisałem w jednym z tekstów. Na to przynajmniej liczy tajwańska korporacja.
Skoro nie powodzi im się w biznesie smartfonowym i zostali wypchnięci z grona największych producentów (wyprzedzają ich już nie tylko Amerykanie i Koreańczycy, ale też szereg firm z Chin kontynentalnych), to trzeba szukać nowych ścieżek rozwoju. Swoistego drugiego filaru, którego potrzebuje np. Apple. Amerykanie są jednak w zdecydowanie lepszej sytuacji - iPhone sprzedaje się świetnie, a kilka innych produktów tworzy przynajmniej namiastkę drugiego filaru. HTC dopiero szuka alternatywy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu