Felietony

Z "hoverboardami" jest poważny problem. Te gadżety są po prostu... niebezpieczne

Jakub Szczęsny
Z "hoverboardami" jest poważny problem. Te gadżety są po prostu... niebezpieczne
Reklama

Widziałem sporo testów "hoverboardów", głównie tych "YESdzika" - urządzenie absolutnie proste. Ot, "deska z kółkami", którą sterujemy balansując ciałe...

Widziałem sporo testów "hoverboardów", głównie tych "YESdzika" - urządzenie absolutnie proste. Ot, "deska z kółkami", którą sterujemy balansując ciałem. Żadnej filozofii nie ma. O ile w Polsce nie jest to specjalnie popularny prezent - głównie z powodu dosyć wysokiej ceny, to za oceanem jest to prawdziwy hit. Raz miałem okazję wypróbować taki sprzęt i początki wyglądały jak "taniec pijanego przed pisuarem".

Reklama

Potem było znacznie znośniej - to trochę jak z jazdą na rowerze. Te początki również pamiętam - jazda po prostej była zwyczajnie niemożliwa, potem poszło jak z górki. Odrobina odwagi, wprawy i śmigałem na rowerze jak trzeba. Z hoverboardami (nie ma na razie dobrego odpowiednika w języku polskim, a "deskolotka" nie oddaje istoty gadżetu) jest absolutnie podobnie. Tyle, że nie mogę się przekonać do sposobu sterowania urządzeniem na tyle, by stwierdzić, że jest ono absolutnie bezpieczne. Uwierzcie mi, pytałem osób, które na co dzień bawią się tymi urządzeniami - jak to jest po tym, jak się złapie wprawę. Mówią, że czasem zdarza się mocniejsze zachwianie równowagi - szczególnie, gdy ma się do czynienia z minimalnym spadkiem - trudno jest wybalansować tak, żeby z urządzenia nie zlecieć. Zapytałem Internet, jak wyglądają wypadki z takimi urządzeniami w tle. Efekt?

Internet mnie nie zawiódł. Wiele z sytuacji przedstawionych na filmie wynika pośrednio z... nieostrożności osób, które z takiego gadżetu korzystają. Jazda na rękach nie jest przeznaczeniem tego typu sprzętów i nie dziwię się, że skończyło się to upadkiem. Jednak można zauważyć, że nawet osobom, które już coś niecoś wiedzą na temat jazdy hoverboardem zdarzają się wypadki. Te mogą okazać się być nieprzyjemne w skutkach. Może i jestem fajtłapa, ale zdarzało mi się łamać ręce przy pozornie niegroźnych upadkach grając w piłkę.

Od pewnego czasu hoverboardy są zabronione na drogach i chodnikach w Wielkiej Brytanii po tym, jak uznano, że są niebezpieczne. Istotnie - zdarzało się, że ludzie jadący po chodniku na takim urządzeniu nie byli w stanie bezpiecznie zatrzymać się na przejściu dla pieszych, co stwarzało ogromne zagrożenie wypadkiem. Również i nie bez znaczenia jest bezpieczeństwo innych korzystających z chodnika - przy dużym zatłoczeniu odpowiednie wymanewrowanie może być sporym wyzwaniem.


Grzegorz natomiast w swoim tekście wskazywał na "widowiskową awaryjność" tego typu gadżetów. Te lubiły się zwyczajnie zająć ogniem - tak po prostu. Nie skreślałbym hoverboardów z tego powodu, nawet dlatego, że wydają się one według mnie niebezpieczne - rowery, deskorolki, rolki też mogą się okazać zagrożeniem, jeżeli nie będzie się przestrzegać pewnych zasad bezpieczeństwa. Na upartego - dzieciaki łażą po drzewach, kąpią się w rzekach (tego nie pochwalam), biegają, rozrabiają - pola do popisu i łamania rąk oraz nóg jest mnóstwo.

Jednak dzieciakowi takiego sprzętu bym nie kupił. Rozmawiałem niedawno ze znajomym, który chwalił się, że swojemu synowi pod choinkę sprawił taki właśnie hoverboard. Co o tym myślę? W sumie, niech każdy wydaje pieniądze jak chce - nic mi do tego, Cały czas jednak kwestia bezpieczeństwa jest otwarta. Dopóki te sprzęty nie będą absolutnie bezawaryjne i nie będą palić się żywym ogniem, dopóki sterowanie nimi nie będzie opatrzone pewnymi mechanizmami bezpieczeństwa - swojemu dziecku, którego jeszcze nie mam, hoverboarda bym nie kupił. Z obawy o to, że wyrżnie o coś i trzeba będzie odwiedzić SOR. A może odrobinę przesadzam?

Grafika: 1, 2

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama