Jak większość z Was zdążyła pewnie zauważyć, należę do osób będących entuzjastami podboju kosmosu i na ogół optymistycznie patrzę na różne inicjatywy działające w tym zakresie (o ile nie mają SLS w nazwie). Jednak pomysł budowy stacji orbitalnej ze sztuczną grawitacją, zaprezentowany właśnie przez firmę Orbital Assembly Corporation, wzbudził we mnie znacznie więcej podejrzeń, niż entuzjazmu. Wygląda na to, że firma bez specjalnego zaplecza i pieniędzy próbuje zebrać kasę od zwykłych internautów na jeden z najbardziej ambitnych i skomplikowanych projektów w historii tej dziedziny.
Hotel z grawitacją w kosmosie? Będzie się kręcić, albo będzie to przekręt…
Czy to się rozkręci...
Głównym celem firmy jest wybudowanie na orbicie stacji kosmicznej Voyager Station, która ma mieć formę torusa o średnicy 200 metrów, obracającego się wokół własnej osi i w ten sposób „wytwarzającego” sztuczną grawitację. Na torus składać się będą 24 moduły, które firma przewiduje przeznaczyć na ośrodki badawcze i treningowe, hotel, restauracje / stołówkę, bibliotekę, salę kinową, a nawet prywatne apartamenty. Voyager ma przyjmować na pokład do 400 gości.
Według informacji podanych przez przedstawicieli firmy, przy osiągnięciu zakładanej przez projektantów grawitacji zbliżonej do księżycowej (1/6 ziemskiej), będą działały toalety, prysznice, możliwe będą też treningi znacznie wygodniejsze i efektywniejsze niż te z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Możliwe mają być też spacery kosmiczne po wewnętrznym pasie torusa stacji.
Zanim dojdzie do budowy Voyagera, OAC zamierza przetestować metody budowy tej konstrukcji na Ziemi, a następnie zbudować w kosmosie znacznie mniejszy, prototypowy pierścień grawitacyjny o średnicy 60 metrów. Obydwa projekty mają być wykonane przez autorskie roboty, powstający właśnie ziemski DSTAR oraz kosmiczny PSTAR.
Po przetestowaniu i dopracowaniu konstrukcji robota ma powstać jego wersja ostateczna, STAR (Structure Truss Assembly Robot), która wybuduje pierścień Voyagera. Dodatkowo firma planuje stworzyć drona obserwacyjnego, który umożliwi stały nadzór nad postępami prac, przekazując z pewnego dystansu obraz do centrum kontroli.
Toss a coin....
Głównym elementem prezentacji nie było jednak dogłębne przedstawienie technologii stojących za projektem, omówienie założeń projektowych czy wyznaczenie jakiegoś wiarygodnego kalendarza, ale rozpoczęcie sprzedaży akcji całego przedsięwzięcia.
Cena „udziału” ma wynosić 25 centów, ale oczywiście można kupić ich więcej, górnego limitu nie ma. Zbyt wielu szczegółów na temat finansowej strony tego przedsięwzięcia też jednak nie otrzymaliśmy. Zbiórka zacznie się 1 kwietnia 2021 roku i mam wrażenie, że może to być bardzo trafiona data.
Masa wątpliwości
Koncepcja działania takiej stacji kosmicznej może wydawać się dość prosta, ale sama wielkość powoduje, że potencjalne koszty jej budowy muszą być po prostu horrendalne. Dość powiedzieć, że sam prototypowy robot DSTAR waży 8 ton. Firma nie podała szacunkowej masy gotowej stacji, ale z góry można zakładać, że wyniesienie elementów potrzebnych do budowy będziewymagało setek startów. Nawet obniżenie ceny wynoszenia 1 kg na orbitę, tak mocno podkreślane przez przedstawicieli firmy będzie oznaczać nomen omen astronomiczne koszty.
Przedstawiciele firmy nie wgłębili się też w sprawy samego mechanizmu grawitacyjnego. Rotacja stacji będzie wymuszać dokładną kontrolę rozłożenia masy, wyposażenia stacji w silniki sterujące tym procesem. Konieczne jest opracowanie manewrów związanych z koniecznością np. szybkiej zmiany orbity np. aby uniknąć zderzenia. Rozłożenia zapasów paliwa, rozwiązanie kwestii długoterminowego zasilania stacji, kwestia pasywnej ochrony przed gruzem i kosmicznymi śmieciami to tylko część zagadnień, które konstruktorzy muszą wziąć pod uwagę. Wymigano się też od odpowiedzi na pytanie internauty o możliwe problemy z procesem spawania w warunkach mikrograwitacji (szczególnie na taką skalę, jakiej wymaga ten projekt).
Z całego mnóstwa ciekawych tematów, mogących pokazać jak bardzo przemyślany jest ten projekt, nie poruszono żadnego. Próbowano stworzyć chyba wrażenie, jakby mowa była o w miarę sprawdzonej technologii, czekającej tylko na odważnego budowniczego. Przez ten brak konkretów, nie widać było tutaj też pasji, jaką prezentują swoje pomysły ludzie ze SpaceX czy RocketLab. Tak nawiasem mówiąc, podpieranie się SpaceX i Spaceshipem, zarówno w wypowiedziach, jak i wizualizacjach, przekraczało granicę dobrego smaku. OAC z firmą Muska nie ma nic wspólnego, oprócz założeń, że w przyszłości skorzysta z ich usług.
Otrzymaliśmy za to urywki filmów z przesuwającymi się kratownicami, które mógłbym nakręcić w każdym zakładzie zajmującym się obróbką CNC, parę nic niepokazujących animacji CAD-owskich i wykład o tym, że z kosmosu można przesyłać na Ziemię zieloną energię. Więcej w tym wszystkim marketingu (i to nie wysokich lotów) niż pokazu możliwości technicznych firmy. Raczej nie takiej prezentacji oczekują pasjonaci, mający otworzyć dodatkowo swoje portfele.
Ogólnie, całość nie sprawia wiarygodnego wrażenia i wygląda na to, jakby ktoś chciał się podpiąć pod kosmiczny hype i ściągnąć trochę gotówki z rynku. To nie jest sytuacja, gdzie milioner Musk sprzedaje poprzedni biznes i wkłada ciężkie pieniądze we własną firmę kosmiczną, otwarcie mówiąc na czym opiera swoje pomysły i szuka dodatkowych inwestorów. Swoją drogą, dlaczego firma nie rozpoczęła poszukiwań od grubych ryb, tylko zbiera na taką stację... w centach?
Nie mam wątpliwości, że w przyszłości stacje oparte na tym, nienowym przecież, pomyśle powstaną, ale przy skali trudności jej budowy i niebotycznych kosztach projektu (sama firma szacuje je „ostrożnie” na 10 miliardów dolarów), będzie musiał się zabrać za to ktoś z odpowiednim zapleczem tak technicznym, jak i finansowym. I najprawdopodobniej nastąpi to najwcześniej za kilkanaście lat, dziś ciągle mamy problemy ze znacznie prostszymi konstrukcjami.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu