Felietony

Home Pod vs Home Pod mini, czyli gdy cena wygrywa z magią Apple

Krzysztof Kurdyła

...

10

Strategy Analytics, firma specjalizujących się w analizach rynku, poinformowała, że według ich danych Apple od debiutu Home Poda mini podwoiło swój udział w kategorii inteligentnych. To, co starszemu bratu zajęło około 3 lat (po kilku obniżkach), mini osiągnęło w przeciągu roku.

Dwa wilki Apple

W czasie gdy rządy w Cupertino objął Tim Cook, a swoje wpływy znacząco zwiększył też Jony Ive w Apple, w i tak nie najtańszym Apple, pojawiła się wizja firmy z najwyższej półki cenowej. O ile w przypadku iPhonów windowanie cen się jakoś udawało, firma zarabiała miliardy, choć kosztem spadających udziałów rynkowych, w przypadku innych produktów było już gorzej.

Pierwsze generacje Apple Watcha okazały się klapą, coraz droższe i jednocześnie bardziej awaryjne Maki przynosiły mniej przychodu, choć ich jednostkowe ceny były wyższe niż kilka lat wcześniej, dość szybko wyhamowała sprzedaż iPadów. Na szczęście ten wilk myślący ceną stracił w końcu grunt pod nogami.

Produkt czy cena?

Podcięły mu je głośne afery z jakością sprzętu, który za bardzo chciał być ikoną stylu, a za mało użytecznym narzędziem, ale kluczowe było zahamowanie wzrostów sprzedaży iPhonów. Cook zaczął myśleć nieco innym kategoriami, a Ive przypadkowo lub nie odszedł z firmy. Do sterów pchał się wilk myślący w pierwszej kolejności o produkcie.

Oczywiście „luksusowe” ciągoty w Cupertino całkiem nie umarły. Ostatnim przykładem ich żywotności było wprowadzenie AirPods Max, bez tańszej, nausznej alternatywy (choć tu Apple ma popularne douszne AirPodsy, więc ten krok można jakoś usprawiedliwić). Niemniej bardziej spektakularnym przykładem porażki na tym tle jest właśnie los oryginalnego HomePoda.

Tylko śmietankę

Apple pokazało go w 2017 r., czyli w czasie gdy można już było dostrzec pierwsze oznaki ozdrowienia. Był to jednocześnie czas gwałtownych wzrostów rynku inteligentnych głośników, a Apple ze swoim zamkniętym ekosystemem, Siri i lojalnymi klientami, uwierzyło, że da radę powtórzyć scenariusz znany z rynku smartfonów.

Tanie produkty niech sobie sprzedają Google i Amazon, Apple błyśnie zaawansowanym i bardzo drogim magicznym HomePodem. Przy standardowych wtedy marżach na sprzęt dochodzących do 40% miała to być żyła złota, nawet tylko przyzwoity wynik sprzedażowy oznaczałby miliardy dolarów przychodu.

HomePod? Nie ma takiego głośnika...

Apple przejechało się na tym pomyśle, podobnie jak parę lat wcześniej na „luxury” Apple Watchu. Głośnik sprzedawał się dramatycznie, a klienci, nawet Ci mający wszystko cały dom uwięziony w ekosystemie Apple, woleli uzupełnić go lepiej działającymi Google Asystentem lub Alexą z tanimi jak barszcz głośnikami.

Czy plebejskie produkty grały gorzej od HomePoda? Oczywiście, dźwiękowo Apple wykonało naprawdę niezłą robotę. Tyle tylko, że w swojej pysze nie przeanalizowało, czego od takich urządzeń konsumenci oczekują w pierwszej kolejności. Ludzie skłonni wydawać duże pieniądze na dobre audio nie poważali tego typu sprzętu, dla chcących stworzyć inteligentny dom, cena była zdecydowanie za wysoka.

HomePody sprzedaje! HomePody...

W efekcie, po około 3 latach kulejącej sprzedaży Apple zdołał zdobyć zaledwie około 6% rynku głośników, a jego sytuacji nie ratowały nawet spore obniżki cen. Apple zrobiło więc to, co w ostatnim czasie przynosi mu ogromne sukcesy, wykonało krok w tył, przyznało się do błędu i wprowadziło produkt całkowicie odmienny.

Teraz przyszła kolej na dwa kroki do przodu. HomePod mini jest mały, tani, gra przyzwoicie i to wszystkim odpowiada. W ciągu roku udział w rynku wzrósł prawie dwukrotnie, do ponad 10%. W Polsce, w której nie ma oficjalnej dystrybucji, ze sprowadzaniach ich zza granicy zrobił się niezły biznes.

Perspektywy głośników od Apple są, patrząc na rosnące w ostatnim czasie udziały rynkowe iPhonów, Maków i iPadów, wręcz świetlane. To wszystko pomimo, że mini nie naprawiło przecież wszystkich bolączek starszego i większego brata, z niezbyt rozgarniętą i często irytującą Siri na czele.

Magia kontra cena

Magia Apple ma jak widać swoje granice. Jeśli realacja jakości i użyteczności do ceny jest zbyt wysoka, nawet jabłko na obudowie nie sprzeda takiego produktu. Dobrze, że Tim Cook w odpowiednim momencie dostrzegł to zjawisko i poza pewnymi wyjątkami znów walczy o udziały rynkowe. To ostatecznie one są fundamentem dla usług, w które Apple dużo inwestuje.

Ceny Maków z M1, iPadów, produktów serii SE czy wreszcie HomePoda mini są dziś do zaakceptowania dla znacznie szerszej grupy klientów niż sprzęt Apple jakieś sprzed pół dekady. Mam nadzieję, że to się nie zmieni i Apple ostatecznie ubije zbyt chciwego, a przez to szkodliwego wilka.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu