Gry

Gry wiecznie żywe: Theme Hospital

Paweł Kozierkiewicz
Gry wiecznie żywe: Theme Hospital
0

NFZ, kasy chorych, kolejki do specjalistów, ministrowie zdrowia... Dyżurne tematy w wiadomościach, które przewijają się przynajmniej raz w tygodniu. Fakt, z naszą służbą zdrowia jest coś nie tak, ale wiele poradzić na to nie możemy. Dzięki Theme Hospital mamy jednak szansę wcielić się w dyrektora pl...

NFZ, kasy chorych, kolejki do specjalistów, ministrowie zdrowia... Dyżurne tematy w wiadomościach, które przewijają się przynajmniej raz w tygodniu. Fakt, z naszą służbą zdrowia jest coś nie tak, ale wiele poradzić na to nie możemy. Dzięki Theme Hospital mamy jednak szansę wcielić się w dyrektora placówki leczniczej. No to skalpel w dłoń!

Skoro poruszamy temat medyczny, potrzebujemy odpowiedniego ostrzeżenia.

Theme Hospital został wydany w 1997 roku przez nieistniejące już studio Bullfrog, które dostarczyło nam m.in. takie hity jak Theme Park (1994), Syndicate (1993), Populous (1989), czy Magic Carpet (1994). Opisywana przeze mnie produkcja jest strategią ekonomiczną, która obsadza nas w roli menadżera szpitala. Do naszych zadań należy stworzenie dobrze prosperującej placówki, która będzie leczyła ludzi z naprawdę dziwnych schorzeń.

Na naszych barkach spoczywa dokładnie każdy aspekt działania. To my decydujemy jakie pomieszczenia zostaną wybudowane, co się w nich znajdzie, jaki personel będzie u nas pracować i co mamy robić z trudnymi przypadkami. Roboty nie zabraknie.

Za każdym razem zaczynamy od zera. Mamy do dyspozycji jeden, niekiedy dwa puste budynki. Musimy od tej chwili zaplanować całą ścieżkę leczenia pacjentów. Ci wpierw trafiają do gabinetu lekarza pierwszego kontaktu, który diagnozuje schorzenie. Jeśli sprawa wydaje się bardziej skomplikowana, dalsze analizy odbywają się w pokoju badań, u psychiatry, albo w sali szpitalnej. Niejednokrotnie wystarczy podanie lekarstw, czasami potrzebne są bardziej specjalistyczne narzędzia. Nie do wszystkich rodzajów pomieszczeń mamy od początku dostęp. Część z nich jest dopiero odkrywana poprzez badania.

Gabinety, gabinetami, chorych leczą ludzie. Tych także dobieramy spośród puli odświeżanej każdego miesiąca. Wśród personelu rozróżniamy lekarzy (normalnych, bądź specjalistów: chirurg, naukowiec, psychiatra), pielęgniarki, recepcjonistki i sprzątaczy. Im pracownicy lepsi, tym więcej sobie życzą za swoje usługi, ale też lepiej wykonują swoje obowiązki.

Kiedy pierwsze gabinety mamy gotowe, ławeczki na korytarzu czekają na pacjentów, automaty z napojami (z logiem KitKata) pełne są przekąsek, a toalety lśnią czystością, możemy otwierać. Po chwili witamy pierwszych chorych. Jeśli spodziewacie się w tym momencie wysypu ludzi z objawami grypy, przeziębienia, czy świnki, to jesteście w błędzie. Do naszej kliniki trafią wybitnie interesujące, z punktu medycznego, przypadki.

Mamy więc niewidzialnych jegomościów, pacjentów z przerostem głowy, nadmiernym owłosieniem, epidemię Elvisów Presleyów, chorych ze zdecydowanie za długim językiem... istna galeria osobliwości. Od chwili przybycia wymagają oni jak najszybszej obsługi. Jeśli będą za długo czekać, albo otrzymają niewłaściwą kurację, niechybnie spotkają się z ponurym żniwiarzem. Dziwne przypadki leczy się też w dość niecodzienny sposób. Wystarczy chyba, że wspomnę o gilotynie do przycinania języka, albo o maszynie, która ma nadmuchać głowę po jej przebiciu.

Choć na początku pacjentów płynie mały strumyczek, z czasem zamienia się on w rwący potok. A my stajemy na głowie, żeby wszystkim pomóc. Na szybko dobudowujemy kolejne pomieszczenia, staramy się zatrudnić kolejnych lekarzy i pielęgniarki, prowadzimy podejrzane etycznie badania, a na dodatek raz na jakiś czas musimy zmierzyć się z nagłymi sytuacjami. Nagły wypadek w fabryce dowozi do nas ciężko chorych, których trzeba obsłużyć w pierwszej kolejności, trzęsienie ziemi niszczy nam część sprzętu, który albo naprawiamy, albo wymieniamy, epidemia grypy żołądkowej zaścieła nam posadzki "sałatką meksykańską", a na domiar złego właśnie przybyła delegacja z kontrolą. Ręce pełne roboty...

Kiedy jednak jakoś sobie radzimy i spełniamy postawione przed nami cele, możemy otrzymać propozycję przejścia do kolejnej placówki, gdzie czekają na nas większe wyzwania.

Theme Hospital nawet po latach może przykuć na długie godziny do monitora. Wbrew pozorom gra jest dosyć trudna, o ile pragniemy zbudować szpital idealny. Dodatkowo oprawa graficzna nie zestarzała się tak bardzo. Całość obserwujemy w rzucie izometrycznym, a rysunkowa kreska ze śmiesznymi ludzikami tworzy sympatyczną całość.

Jeśli nie mieliście styczności z Theme Hospital to szczerze polecam. Przed Wami nie mniejsze wyzwania niż próba uzdrowienia polskiej służby zdrowia. W serwisie gog.com dostępna jest wersja, która bez problemu ruszy na wszystkich współczesnych komputerach.

Na koniec niezwiązany z grą teledysk grupy Cypress Hill, który jednak w nierozerwalny sposób kojarzy mi się właśnie z ta produkcją. Nie chodzi tu o tekst, czy tematykę, ale o zwariowany, szpitalny klimat.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu