Gry

Sprawdzaliśmy jak się gra na laptopie potworze: i7 2.70GHz, 32GB RAM, 2xATI Radeon HD8970HD

Grzegorz Marczak
Sprawdzaliśmy jak się gra na laptopie potworze: i7 2.70GHz, 32GB RAM, 2xATI Radeon HD8970HD
Reklama

Nie raz spotkałem się z opinią, że laptop to nie sprzęt dla graczy. Że prawdziwy hardcore’owy wymiatacz musi mieć komputer stacjonarny, bo przecież wy...

Nie raz spotkałem się z opinią, że laptop to nie sprzęt dla graczy. Że prawdziwy hardcore’owy wymiatacz musi mieć komputer stacjonarny, bo przecież wydajność i te sprawy... XNOTE udowadnia, że takie twierdzenia to bzdury. Udowadnia, oczywiście, za odpowiednio wysoką cenę.

Reklama

Tekst pochodzi z naszego serwisu o grach niezgrani.pl

Kiedy w Polsce debiutowało PlayStation 4, do naszej redakcji trafił z goła odmienny sprzęt. Firma Blue Mobility tworząca laptopy pod marką XNOTE przysłała nam istnego potwora. W dużej, efektownie wyglądającej obudowie zmieszczono podzespoły, które z pewnością marzą się niejednemu graczowi. Zacznijmy jednak od wyglądu zewnętrznego.

Kawał sprzętu. To pierwsze co przychodzi nam na myśl, kiedy widzimy ten komputer stojący na biurku. Blisko 42 centymetry szerokości i 30 centymetrów głębokości stalowoszarej obudowy wysyła do nas wyraźny sygnał, że to wyjątkowy laptop. Dobrej jakości plastik został pokryty lekko gumowaną powłoką dzięki czemu zmniejsza się ryzyko jego upuszczenia podczas przenoszenia, w co musimy włożyć trochę siły. Ponad cztery kilogramy wagi sugerują jednak, że nie jest to sprzęt do częstego zabierania go ze sobą. Oprócz tego, dodatkowy kilogram waży 300 watowy zasilacz, który swoją wielkością przypomina zasilacz od Xboksa 360. Jest więc całkiem spory. Ale i sporo mocy potrzebuje ta maszynka.

Na pokrywie znajduje się jedynie logo XNOTE oraz okienko zewnętrznej kamery o rozdzielczości jednego megapiksela. Po co ona? Do dzisiaj się zastanawiam. Jak dla mnie zbędny gadżet. Po bokach i z tyłu umieszczone zostało m.in. pięć portów USB, gniazdo zasilania, wyjście HDMI, wejścia i wyjścia na słuchawki/głośniki oraz czytnik płyt DVD z nagrywarką. Do tego, na tylnych rogach wbudowano czerwone podświetlenie. Z tyłu wbudowano także trzy wywietrzniki, które mają zapewnić odpowiednią cyrkulacje powietrza.

 


Kiedy uniesiemy ekran do góry, naszym oczom ukaże się dość mocno upakowana klawiatura podświetlana na niebieski kolor, touchpad, czytnik linii papilarnych, a także dwa głośniczki Onkyo rozdzielone świecącym na niebiesko pasem, który mruga podczas np. odtwarzania muzyki, czy innej ścieżki dźwiękowej. Przyznam, że ostatni element został zamontowany z bliżej niezrozumiałych mi powodów. Przypomniało mi to erę boomboksów i wież audio z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, które także miały zamontowane takie świecące „ozdobniki”. Na szczęście, daje się to podświetlenie wyłączyć jedną kombinacją klawiszy. Uff...

Reklama

Wewnętrzna obudowa została zrobiona z chropowatego plastiku, który ma zapobiegać ślizganiu się dłoni. Na początku obawiałem się, że przy dłuższym użytkowaniu może ona drażnić skórę, jednak nic takiego nie nastąpiło. Lekko irytjącym mankamentem była za to ostra krawędź, która nieprzyjemnie potrafiła drapać w nadgarstki. Przy tej klasie sprzętu, taka niedoróbka jest wręcz nie do pomyślenia. Być może jednak, to cecha tylko tego konkretnego egzemplarza.

Testowany laptop miał matowy monitor o przekątnej 17,3 cala i rozdzielczości 1920x1080, dzięki czemu i granie i codzienne użytkowanie było bardzo wygodne. Faktem jest, że do takiej rozdzielczości przy tej wielkości matrycy trzeba się trochę przyzwyczaić, zwłaszcza gdy piszemy teksty, albo przeglądamy strony internetowe. Zawsze jednak pozostaje opcja powiększenia czcionki.

Reklama

Przejdźmy jednak do tego, co siedzi wewnątrz tego laptopa. Testowany przeze mnie sprzęt miał na pokładzie procesor Intel Core i7 4800MQ 2.70GHz, 6MB L3 Cache, 32GB pamięci RAM DDR3 1600Mhz. Do tego dwa dyski twarde, z czego jeden SSD. Za grafikę odpowiadały dwie sprzężone karty graficzne ATI Radeon HD8970HD 4GB RAM.

 


Przy takiej konfiguracji mógłbym spokojnie zakończyć ten tekst pisząc, ze wszystkie gry, które uruchomiłem na tym komputerze śmigały jak należy. I w sumie, z jednym wyjątkiem, byłaby to prawda. Podejdę jednak do tematu troche bardziej obszernie.

Na pierwszy ogień został wysłany Battlefield 4. Nie patyczkowałem się, od razu wszystkie nastawy poszły na najwyższe ustawienia. Pominę wrażenia wizualne, które były obłędne. Najważniejsze było to, że przez kilkanaście godzin katowania tej produkcji średnia liczba wyświetlanych klatek nie spadła poniżej 60, a średnio utrzymywała się na poziomie 75-90. Bez względu na to co się działo. Żadne wybuchy, efekty cząsteczkowe i inne bajery jakie wsadzono do tej gry nie zachwiały rewelacyjnej płynności.

Reklama

Podobnie zrobiłem z GRID 2. Znów „wszystko na maksa” i sprawdzamy. Średnia 97 klatek na sekundę we wbudowanym benchmarku oraz na trasach gwarantuje czerpanie pełnej przyjemności z jeżdżenia przy bardzo efektowniej otoczce wizualnej.

Skorzystałem też z testera wydajności w Mafii II. Średnia 104 FPS to aż nadto do komfortowej zabawy. Byłem jednak ciekaw jaki wynik osiągnę, kiedy włączę efekty fizyczne PhysX, które nie są przecież sprzętowo obsługiwane przez karty ATI. Jak nie trudno się domyślić, widoczny spadek wydajności musiał być zauważalny. Co jednak ciekawe wynik utrzymywał się na średnim poziomie 25-30 klatek na sekundę, co jest w pełni akceptowalne.

 


Na sam koniec skonfrontowałem XNOTEa z ARMA III. Wiadome jest, że ta pozycja ma wybitnie wysokie zapotrzebowanie na moc obliczeniową. Przy ustawieniach Ultra zachowany był stały poziom wyświetlania klatek w okolicach 25-30 FPSów, który wzrósł przy obniżeniu jakości grafiki na poziom „bardzo wysoki” do stałych 35-40 klatek. Bez większych problemów dałoby się wycisnąć i więcej poprzez kolejne obcięcie kilku niezbyt potrzebnych bajerów wizualnych.

Można to podsumować krótko. Wszystko działa pięknie. Wszystko? No właśnie... W tym momencie wychodzi przewaga konsol nad pecetami. Pomimo takiej konfiguracji, która znacznie przekraczała i minimalne i rekomendowane wymagania sprzętowe, Call of Duty: Ghost był po prostu niegrywalny. Kilkanaście klatek na sekundę, nawet na najniższych ustawieniach graficznych skutecznie odstraszał od gry. Nie pomogło grzebanie w sterownikach i inne sztuczki magiczne. Po prostu się nie dało.

Trzeba też napisać o jednej, moim zdaniem dość poważnej wadzie całej konstrukcji. Pod większym obciążeniem, laptop robi się koszmarnie głośny. Czy ktoś pamięta jak szumiały pierwsze Xboksy 360? Przy tym sprzęcie byłyby one prawie niesłyszalne. Normalnie gram ze słuchawkami na uszach więc przez pewien czas nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo laptop jest głośny. Dopiero w pewnym momencie żona zapytała się mnie, czy przez przypadek nie odkurzam mieszkania. Rozumiem, że przy takiej wydajności system chłodzenia musi swoje robić, jednak jest to główny problem do rozwiązania dla projektantów.

Pozostaje jeszcze kwestia ceny, która jest kolejnym czynnikiem, który „boli”. Testowany przez nas egzemplarz kosztował około 13 tysięcy złotych, co dla wielu jest barierą nie do przeskoczenia. Za tę cenę możemy dostać kosmicznie podkręcony komputer stacjonarny z laserami, wodotryskami i śniadaniem dostarczanym do łóżka. W tym wypadku płacimy przede wszystkim za to, że pomimo wagi i gabarytów nadal jest to sprzęt przenośny.

 


Cóż, laptopy oferowane przez Blue Mobility kierowane są do osób zamożnych. Trudno pomstowac na takie podejście do tematu. To tak, jakby mieć pretensje do Ferrari czy Bentleya, ze ich samochody są drogie, a przecież znalazłoby się coś tańszego. Za produkty ekskluzywne po prostu płaci się odpowiednio dużo i kwestia ich funkcjonalności, czy przeliczenia wydajności do ceny gra tu drugorzędną rolę.

Dziękujemy firmie Blue Mobility za wypożyczenie laptopa do testów.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama