Pisałem kilka godzin temu, że producenci smartfonów, szerzej elektroniki, coraz bardziej kombinują i próbują przyciągnąć uwagę klientów udziwniając swoje urządzenia. To niby są bonusy podnoszące wartość urządzenia, a co za tym idzie, zadowolenie klienta, ale, jak już pisałem, w rzeczywistości pożyte...
Greatest Case, czyli rozwiązywanie problemów, których mogłeś uniknąć
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Pisałem kilka godzin temu, że producenci smartfonów, szerzej elektroniki, coraz bardziej kombinują i próbują przyciągnąć uwagę klientów udziwniając swoje urządzenia. To niby są bonusy podnoszące wartość urządzenia, a co za tym idzie, zadowolenie klienta, ale, jak już pisałem, w rzeczywistości pożytek z tego niewielki. Udziwnianie urządzeń przez firmy można jeszcze jakoś wytłumaczyć. Większy problem mam z użytkownikami, którzy po prostu utrudniają sobie życie.
Do fabletów zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Przestaje dziwić widok osób rozmawiających przez tablet albo robiących zdjęcie z pomocą tego sprzętu, więc duży telefon stał się czymś naturalnym. Duże są i flagowce i modele w przystępnej cenie. Wyśmiewany kilka lat temu segment stał się normą albo przynajmniej mocnym filarem branży. Zaskoczenie? Cóż, jeżeli ktoś sprawnie posługuje się większym telefonem, nie ma problemu z jego noszeniem czy obsługą, to rozwiązanie wydaje się naprawdę dobre, a zatem nie powinna dziwić jego popularność.
Gorzej, gdy za fablet łapie się osoba posiadająca małe dłonie. Może wówczas narzekać, że nie jest to zbyt wygodne. Rozwiązanie? Jest bardzo proste: kupić mniejszy telefon. Niektórzy powiedzą, iż tę radę trudno uznać za sensowną, bo producenci nie wypuszczają swoich urządzeń w kilku rozmiarach - jeżeli ktoś chce mniejszy telefon, to musi np. zrezygnować z flagowca, przeszukiwać oferty firm w poszukiwaniu czegoś skrojonego na jego miarę. Trudne zadanie? Jedni stwierdzą, że tak, drudzy (np. ja), powiedzą, że jeśli ktoś dobrze poszuka, to znajdzie coś sensownego w przystępnym rozmiarze. Ten "problem pierwszego świata" naprawdę można rozwiązać odpuszczając duży model i kupując mniejszy.
Wspominam o tym, ponieważ trafiłem dzisiaj na zbiórkę funduszy w serwisie Kickstarter, która kręci się wokół tego tematu. Greatest Case to futerał dla osób posiadających małe dłonie i duży telefon. Ma ułatwiać obsługę ekranu powyżej 5 cali bez konieczności angażowania obu rąk, zwiększając bezpieczeństwo sprzętu. Brzmi sensownie? Tak, jeśli ktoś bardzo nie chce zastosować się do wcześniejszej rady: kup mniejszy telefon. Klient najpierw utrudnia sobie życie, a potem szuka rozwiązania dla wygenerowanego problemu.
Naprawdę nie dziwi mnie to, że znalazł się ktoś, kto postanowił stworzyć taki futerał: potrzeba matką wynalazku. Skoro są chętni na taki produkt, to można im go dostarczyć. I to bez większego ryzyka: organizujesz zbiórkę w serwisie crowdfundingowym, czyli na dobrą sprawę uruchamiasz sklep i sprawdzasz, czy będzie na to popyt. Okazało się, że jest. Strona zbiórki/sprzedaży może i nie jest imponująca, ale w gruncie rzeczy nad czym się tu rozwodzić? Towar niezbyt skomplikowany, dostępy w dwóch wersjach, jedna tańsza, druga droższa. Masz problem z fabletem, bo w genach zapisane małe dłonie? Nasz produkt jest odpowiedzią na ten problem.
Jedyne zaskoczenie wywołuje zatem dziwna postawa klientów, którzy nie musieliby kupować wspomnianego futerału, gdyby nabyli smartfon z ekranem mniejszym o jeden cal. To zastanawia zdecydowanie bardziej niż firmy tworzące na siłę dziwne dodatki - oni muszą kombinować, klient raczej nie. Przynajmniej na wstępie, podejmując decyzję zakupową. Najwyraźniej jednak jest to wiedza tajemna...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu