Cześć z Was słyszała zapewne o niedawnym wyroku w sporze patentowym między Motorolą i Microsoftem, w którym górą okazała się korporacja z Redmond. To ...
Cześć z Was słyszała zapewne o niedawnym wyroku w sporze patentowym między Motorolą i Microsoftem, w którym górą okazała się korporacja z Redmond. To skłoniło niektórych obserwatorów rynku, analityków, prawników, dziennikarzy, blogerów do wytknięcia Google błędów i dowiedzenia, że wydanie miliardów dolarów na legendarnego producenta telefonów było pomyłką. Bardzo kosztowną pomyłką. Czy faktycznie powinno się już teraz ferować wyroki w tej kwestii?
Nie będę się zagłębiał w spór Motoroli i Microsoftu, ale warto przedstawić przynajmniej w skrócie, o czym mowa. Motorola pozwała największego na świecie producenta oprogramowania i domagała się od niego olbrzymich pieniędzy (4 mld dolarów rocznie) za wykorzystywanie należących do niej technologii. Sęk w tym, że owe technologie należy licencjonować na "równych i uczciwych warunkach" (wynika to z porozumienia FRAND), ponieważ stanowią one podstawę tego biznesu. Sąd wziął to oczywiście pod uwagę i nakazał Microsoftowi wypłacać rocznie Motoroli niecały 1,8 mln dolarów. Różnica między obiema sumami jest olbrzymia i gigant z Redmond ma powody do zadowolenia. Nie jestem jednak przekonany, czy decydenci Motoroli (a teraz już Google) będą ubolewać z powodu wyroku i rwać sobie włosy z głów.
Po wyroku pojawiło się w branży sporo opinii, z których wynika, iż Google przeszarżowało kupując Motorolę za ponad 12 mld dolarów i powoli zaczyna sobie z tego zdawać sprawę. Porażka w sporze z Microsoftem nie jest pierwszą tego typu i Google nie zarabia na patentach Motoroli, a przecież o to chodziło w całym przejęciu – o bogate portfolio patentowe. Na pewno? Po ogłoszeniu decyzji o przejęciu pojawiło się mnóstwo tekstów, w których analizowano tę decyzję i uzasadniano ją. Prym wiodło oczywiście wspomniane portfolio patentowe. Po pierwsze dlatego, że jest niezwykle duże i potężne. Po drugie, rynek znajdował się w okresie "pompowania patentowego szaleństwa". Dzisiaj sprawa wygląda już trochę inaczej (przynajmniej z zewnątrz), ale w roku 2011 o patentach mówiono wszędzie i przez cały czas – to nie mogło nie mieć wpływu na osoby komentujące przejęcie. Po trzecie, rozpatrywano to z pozycji samego Google, które zakorzeniało się na rynku mobilnym za sprawą Androida i stało się jasne, że przyda im się oręż w postaci wspomnianego portfolio. Całego zagadnienia nie można jednak rozpatrywać tylko z tej perspektywy – zwłaszcza dzisiaj.
Panowie Page, Brin, Schmidt oraz ich doradcy nie działają w tej branży od dzisiaj. Ich firma świetnie się rozwija nie tylko dlatego, że wstrzelili się w rynek w odpowiednim czasie ze swoim sztandarowym produktem. Na sukces składa się przemyślana strategia, dobre pomysły, a teraz także doświadczenie. Trudno uwierzyć w to, by wymienieni przed chwilą panowie postanowili wydać kilkanaście miliardów dolarów jedynie na portfolio patentowe. Zapewne mieli dużo poważniejsze plany wobec swojego nabytku i konsekwentnie je realizują. Sprzedali część Motoroli, która nie była im potrzebna, pozamykali te oddziały, które uznali za mało perspektywiczne, przewietrzyli kadry. Pisząc krótko: ograniczyli straty firmy i zrestrukturyzowali ją (choć to jeszcze nie koniec całego procesu). Jednocześnie prawdopodobnie realizują zadanie postawione sobie przed przejęciem, ale nie chwalą się tym zbytnio.
Plotki na temat tajemniczych urządzeń będących efektem współpracy Google i Motoroli krążą w Sieci już od jakiegoś czasu. Ostatnio atmosferę zaczęli podgrzewać szefowie internetowego giganta i chyba faktycznie należy się spodziewać mocnego uderzenia. Kiedy? Trudno stwierdzić: może za miesiąc, może za kwartał, a może dopiero za rok. Firma pewnie nie pochwali się owocem prac dopóki idealnie nie dopracuje projektu i nie stwierdzi, że nadszedł jego czas. Pośpiechu nie ma - biznes świetnie się rozwija i bez nowych produktów, a na kontach Google leżą miliardy dolarów, które dają im czas na dopracowanie szczegółów. Skoro panowie z Mountain View przekonują, że za jakiś czas pokażą coś niezwykłego i będzie to miało związek z Motorolą, to czemu nagle pojawia się krytyka za przejęcie tej firmy i używa się w niej tylko "argumentów patentowych"?
Jakoś nie che mi się wierzyć w to, że Google obecnie jedynie mydli nam oczy i obiecuje produkt, którego nie ma albo jest to sprzęt mało istotny z punktu widzenia branży, klientów i samej korporacji. Zapewne zdają sobie sprawę z konsekwencji takiego ruchu i wolą nie pompować balonu wokół czegoś wtórnego. Mogę się oczywiście mylić i okaże się, że mocno operujące słońce w Mountain View trochę zmieniło podejście do biznesu i sposób patrzenia na świat decydentów z Google. Jednak na dzień dzisiejszy po prostu wydaje się to mało prawdopodobne. Nielogiczne natomiast wydają się narzekania obserwatorów, którzy po dwóch latach dochodzą do wniosku, że Google przepłaciło za Motorolę i to bardzo poważnie. Po pierwsze, cena raczej nie wzięła się z kosmosu, a po drugie, już w chwili przejęcia korporacja wspominała o inwestycji długoterminowej. Ów długi termin chyba jeszcze się nie wyczerpał.
Źródła grafik: smusmc.com, gsmarena.com, maypalo.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu