Bezpieczeństwo w sieci

Google chce śledzić nas w domach — dla naszego bezpieczeństwa

Kamil Świtalski
Google chce śledzić nas w domach — dla naszego bezpieczeństwa
Reklama

Inwigilacja, czy dbanie o bezpieczeństwo i naszą wygodę? Zadecydujcie sami — ale najnowsze patenty firmy pokazują kolejny projekt automatyzacji i dalszy krok dla rozwoju smart home. Szaleństwo czy naturalna kolej rzeczy i ogromne usprawnienie?

Jeżeli korzystacie ze współczesnych systemów ochrony, to przed ich montażem z pewnością zrobiliście duży przegląd rynku. Prawdopodobnie werdykt był jednoznaczny: że lwia część rozwiązań oferuje z grubsza te same schematy. Systemy posiadają dwa tryby według których działają: jestem w domu albo nie ma mnie mnie w domu. Od tego zależy sposób ich zachowania i alarmowania, kiedy coś zacznie się dziać. Wszystkie ich aktywacje odbywają się ręcznie — czy to za pośrednictwem dedykowanych kontrolerów, czy specjalnych aplikacji na smartfony i komputery. A najnowsze patenty Google wskazują na to, że niebawem może się to zmienić — system będzie wiedział, czy jesteśmy w domu. I jeśli nie, to automatycznie będzie przełączał się do odpowiedniego trybu.

Reklama

Nie będzie to pierwsze inteligentne rozwiązanie automatycznie dostosowujące się do sytuacji. Rynek zna już co najmniej kilka takich urządzeń, z których najpopularniejszym są prawdopodobnie te od firmy Nest. Problem polega jednak na tym, że system ochrony będzie musiał analizować cały zestaw czynników. Sama obecność i odmeldowanie się tym razem nie wystarczą — bo co, jeśli któryś z mieszkańców nie będzie korzystał ze współczesnych smart-urządzeń.  Albo, po prostu, wybiegniemy w pośpiechu bez telefonu? Chodzi tutaj o bezpieczeństwo, więc nie ma miejsca na margines błędu i trzeba dokonać wszelkich starań, aby dane były jak najbardziej precyzyjne.

Danych nigdy za wiele

Odpowiedzią Google jest cały zestaw informacji, z których miałoby korzystać ich najnowsze, automatyczne, rozwiązanie do ochrony. Nie tylko jedno, dwa czy trzy urządzenia które dyktują rytm działania i są wyznacznikami dla aktywacji bądź wyłączenia systemu. Wśród nich miałyby znaleźć się: informacje geolokalizacyjne, dane związane z ruchem w pomieszczeniu (czy to z dedykowanych czujników, zamontowanych kamer czy mikrofonów), a jako wisienka na torcie — obecne miejsce pobytu naszych smartfonów, tabletów, zegarków itp. Co więcej, takie rozwiązanie zakłada naukę naszych zachowań, a na podstawie zgromadzonych danych automatyczne włączanie i wyłączanie ochrony.

Wszystkie te dane przekazywane miałyby być do centralnego huba, który po ich analizie będzie zarządzał systemem. Brzmi to dla mnie jak rozwiązanie z filmu sci-fi. I choć taka automatyzacja wydaje się niezwykle kusząca, to jej pierwsze wizje w praktyce nieco mnie przerażają. Zakładam że system, przynajmniej na początku, będzie miał spory margines błędu (co daje duże pole do popisu potencjalnym włamywaczom). Ale przecież nasze zachowania nie zawsze biegną idealnym rytmem każdego dnia i miesiąca. Dlatego choć pomysł na papierze wygląda fascynująco i przerażająco zarazem, to bardziej ciekawi mnie jego wcielenie w życie. I to, ile osób zdecyduje się na korzystanie z tego rozwiązania.

Z drugiej strony nurtuje mnie ile czujników i punktów odniesienia potrzebowałaby ta technologia, aby działać jak należy. Kilka, a może kilkanaście? Jak efektywnie będzie uczyła się zachowań mieszkańców? Na te odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać.

Źródło: DigitalTrends

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama