Ten dzień kończymy soczystym "WTF-em", wypadkiem przy pracy, który przydarzył się samemu Google. Otóż, od pewnego czasu gigant bezpardonowo walczy z przypadkami złośliwych reklam w swojej platformie. Dzięki opiniom użytkowników udaje się zidentyfikować i usunąć z platformy sporo niewłaściwych, wprowadzających w błąd i złośliwych treści. Okazuje się, że również reklama nowych Chromebooków została zablokowana - w sumie nie wiadomo dlaczego.
W tym momencie wszystko wydaje się być w porządku - reklama działa i nie ma z nią żadnych kłopotów. Jednak w internecie nic nie ginie i użytkownikom udało się zrobić screenshoty, wedle których treść promocyjna dotycząca nowych Chromebooków miała być zablokowana przez YouTube z powodu obecności w niej treści, które naruszają zasady serwisu.
Brzmi jak żart, ale... to nie jest żart. Google rzeczywiście padło ofiarą swoich mechanizmów bezpieczeństwa
Trudno jest określić, dlaczego tak w ogóle się stało. Bardzo możliwe, że użytkownicy, "śmieszkowie" kilka razy oznaczyli tę treść jako spam, a zautomatyzowany mechanizm nie miał litości nawet dla Chromebooków i zwyczajnie je zablokował. Inny scenariusz dotyczy paskudnego błędu ludzkiego, podejrzewa się również, że boty same wyłapujące spamerskie treści na YouTube bardzo się pomyliły i postanowiły zdjąć reklamę z serwisu bez żadnych przesłanek, które pozwoliłyby na podejrzewanie jej autora o niewłaściwe praktyki. Cokolwiek się nie stało - efekt był paskudny.
Dzieje się to w niefortunnym dla Google momencie. Firma bardzo mocno wzięła sobie do serca promowanie Chromebooków - również w ramach swoich usług. Dla serii urządzeń Chromebook otwarto również dedykowany kanał poświęcony tylko tym sprzętom. Gigantowi niezwykle zależy na tym, aby rynek wreszcie zaczął brać te urządzenia poważnie. Warto wiedzieć, że Google ma wszelkie argumenty za tym, by Chromebooki uczynić sprzętami konkurencyjnymi dla tych z Windows, czy macOS na pokładzie. Teraz wystarczy tylko zachęcić konsumentów do tego, aby sięgnęli po te komputery. To niestety nie będzie łatwe, ale nikt też nie powiedział, że jest to kompletnie niemożliwe.
Youtuberzy narzekają. YouTube błędnie oznacza filmy jako spam
Ostatnia afera tego typu miała miejsce przy okazji premiery rynkowej telefonu iPhone X. Youtuberzy narzekali, że ich filmy dotyczące najnowszego telefonu ze stajni Apple zostały "zdemonetyzowane", co oznacza, że nie są w nich wyświetlane reklamy, na których oczywiście zarabiają rozchwytywani twórcy. Użytkownicy szybko doszli do wniosku, że to wszystko przez "promowanie" konkurencyjnego systemu operacyjnego i urządzenia na nim współpracującego. To odrobinę kuriozalna sytuacja, która oczywiście nie powinna mieć miejsca - YouTube to również serwis wymiany opinii. Owszem, w niektórych przypadkach należy przykręcić śrubę twórcom, ale z pewnością nie powinno się to odbywać przy okazji recenzji iPhone'a X.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu