Wygląda na to, że Google dołącza do Twittera w zakresie walki z niekorzystnym zjawiskiem w społeczeństwie, jakim są manipulacje w cyberprzestrzeni społeczeństwami. I co gorsza, dzieje się to w ramach infrastruktur stworzonych przez tych gigantów: Twitter stał się siedliskiem trolli, a Google to miejsce, w którym można dokonywać informacyjnych cudów.
Twitter jako pierwszy postanowił rozprawić się z reklamami dotyczącymi polityki w tym serwisie i zapoczątkował pewien trend, którym podąża Google:
Co byście powiedzieli na to, że Twitter zrezygnuje z promowania treści politycznych? Co to oznacza? Że nie będzie można promować (za pomocą sponsorowanych materiałów) niczego, co ma związek z polityką. Partia polityczna nie będzie mogła oznaczyć swojego postu jako „sponsorowany”, nie będzie mogła także „wykupić” swojego „trendu” w tym serwisie społecznościowym. Ma to ograniczyć niekorzystne zjawisko polegające na manipulowaniu mas. Brzmi może i trochę nazbyt brutalnie, ale z drugiej strony… pamiętajcie o tym, że to nie jest najlepsze rozwiązanie problemu wszędobylskich fejków. O ile działanie Twittera według niektórych będzie zbyt globalne, nie da się uciec od manipulacji i zręcznej socjotechniki uprawianej w social media.
We’ve made the decision to stop all political advertising on Twitter globally. We believe political message reach should be earned, not bought. Why? A few reasons…?
Czytaj dalej poniżej— jack ??? (@jack) October 30, 2019
Twitter zauważył problem i podjął odpowiednie kroki. Google chce natomiast, aby ograniczyć targetowanie treści politycznych. Według wysokich pracowników tego giganta, może się okazać, że niektóre treści powiązane właśnie z polityką, wycelowywane w odpowiednie osoby mogą zahaczać o inżynierię społeczną (och, serio?!). Świetna decyzja Google, odpowiedzialna, podyktowana konkretnymi potrzebami. Ale... czy to wystarczy?
Given recent concerns and debates about political advertising, and the importance of shared trust in the democratic process, we want to improve voters' confidence in the political ads they may see on our ad platforms
Scott Spencer, VP of Product Management w projekcie Google Ads twierdzi, że Google musi wziąć na siebie odpowiedzialność za procesy demokratyczne - stąd też dbałość o samych głosujących, o których biją się pewne grupy interesów. Ci głosujący to oczywiście także internauci, na postawy których można wpływać za pomocą odpowiednio wytargetowanych reklam. Zabranie części narzędzi reklamodawcom z kręgu polityki ma pozytywnie wpłynąć na jakość debaty publicznej i ograniczyć możliwość sterowania nastrojami społeczeństw.
Ale, na pewno nie uda się wyeliminować dezinformacji. Czekamy jeszcze na ruch od Facebooka, który jest bardzo istotnym graczem w tej sprawie. Nie zdziwię się natomiast, jeżeli przeczytamy o tym, że i ten usługodawca myśli o pewnych zmianach w swojej platformie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu