Czy w Google znajduję to, co powinienem znaleźć, czy też może to, co Google chce mi podsunąć? To nie jest tak, że Google "cenzuruje" treści, bo w kontekście algorytmu nie można o tym mówić wprost. Aczkolwiek ten właśnie algorytm rządzi i dzieli tym, co widzimy w wyszukiwarce po wpisaniu konkretnej frazy. I rządzi się to pewnymi konkretnymi prawami.
Jaki wpływ na wyniki wyszukiwania ma Google? Wall Street Journal twierdzi, że ogromny
To, że Google nie pokazuje nam jednolitych wyników wyszukiwania i nawet w trybach podwyższonej prywatności (nie absolutnej) kategoryzuje nas na wiele sposobów, już wiemy. Jednak Wall Street Journal rzuca na ten temat odrobinę inne światło: jest kilka "prawideł", którymi rządzi się Google i które istnieją tam "z urzędu".
Czytaj więcej: DuckDuckGo cały czas kopie Google w zad
Po pierwsze, większe biznesy są faworyzowane na rzecz tych mniejszych. Chodzi tutaj głównie o Facebooka oraz Amazon, które są największymi (dla WSJ, obszarem badania były Stany Zjednoczone) dostawcami treści społecznościowych oraz e-commerce'owych. Co więcej, istnieje również "czarna lista" danych, które pojawiają się użytkownikom w polach autouzupełniania. Przykład z Trumpem: o ile autouzupełnianie w DuckDuckGo pozwala sobie na obrażanie Donalda Trumpa, tak już u Google tego nie uświadczymy. A nie zakładam, że użytkownicy Google mniej obrażają Trumpa w wyszukiwarce.
Co więcej, WSJ dotarł do byłego pracownika Google pracującego nad algorytmem, który przyznał, że wyszukiwarka cały czas mierzy się ze "specjalnymi wyjątkami", w których wdraża się pewne reguły mające na celu ich zneutralizowanie. Właściwie, to odbyło się to przy okazji bardzo jaskrawej wypowiedzi:
There’s this idea that the search algorithm is all neutral and goes out and combs the web and comes back and shows what it found, and that’s total BS.
Dla niezorientowanych w temacie, "BS" w wypowiedzi oznacza "bullshit", czyli coś w rodzaju polskiego "pieprzenia". Pracownicy Google nie mają złudzeń i doskonale wiedzą o tym, że algorytm wyszukiwarki nie jest neutralny i stoi za nim ogrom mechanizmów mających na celu: pokazanie nam tego, co (potencjalnie) chcemy, a także ominięcie pewnych niewygodnych tematów.
Ale czy kogoś jeszcze to dziwi?
Bo mnie absolutnie nie. Google stał się tak ogromnym przedsiębiorstwem, że niestety, ale cierpi z powodu swojej potęgi. Wszyscy patrzą na Google, a Google... cóż. Musi dostosowywać się do pewnych realiów gospodarczych, politycznych, a także realizować swój biznes. A w tym, wyszukiwarka gra pierwsze skrzypce.
DuckDuckGo, czy Bing mogą sobie pozwolić na więcej niezależności, ale jestem pewien, że gdyby były to firmy o skali Google, skończyłoby się miejsce na pełną autonomię i rozpoczęłyby się problemy takie jak w Mountain View. Nie oznacza to jednak, że usprawiedliwiam Google - wolałbym tego nie robić, bo doskonale wiem o tym, że ta firma ma sporo za uszami w kontekście wykorzystania danych swoich użytkowników. Niestety.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu