Od dawna wiadomo, że Google skanuje obrazy w sieci w poszukiwaniu nielegalnych treści. Oczywiście chodzi o wychwytywanie pedofilskich materiałów, któr...
Od dawna wiadomo, że Google skanuje obrazy w sieci w poszukiwaniu nielegalnych treści. Oczywiście chodzi o wychwytywanie pedofilskich materiałów, którymi różnego rodzaju odmieńcy wymieniają się w Internecie. Teraz jednak wyszło na jaw, że to samo narzędzie do skanowania obrazów zaimplementowane jest w innej usłudze Google'a czyli Gmailu.
W miniony weekend policja aresztowała 41 letniego mieszkańca Houston, który w przeszłości był już karany za przestępstwa o charakterze seksualnym. Jak widać wcześniejsze kary na nic się zdały, bowiem John Henry Skillern nie zmienił swoich zainteresowań. Recydywista po raz kolejny zaangażował się w nielegalne działania, które podlegają stosownej karze. Postanowił za pośrednictwem Gmaila wysłać zdjęcia, które były materiałami pedofilskimi. Jednak algorytm Gmaila zidentyfikował zdjęcia jako nielegalne treści i powiadomił o tym policję. W skutek interwencji „robota” Google'a mężczyzna został zatrzymany przez policję.
Chciałoby się powiedzieć sprawiedliwości stało się zadość, przestępca został zatrzymany i za swoje zwyrodniałe czyny zostanie ukarany przez wymiar sprawiedliwości. Jest jednak druga strona medalu, która dotyczy nas wszystkich, otóż okazuje się, że treści, które wysyłamy za pośrednictwem maila Google są odczytywane w siedzibie firmy z Mountain View. Oczywiście nikt nie robi tego osobiście, za wszystkim stoi sprawnie napisany algorytm, jednak fakt jest faktem, nasza korespondencja jest skanowana. Na razie jesteśmy inwigilowani w imię wyższego celu, jednak kto wie czy z czasem te same informacje nie posłużą po raz kolejny celom marketingowym, czyli wyciąganiu jeszcze bardziej szczegółowych informacji na nasz temat.
Część z Was pewnie powie, że Google nigdy by się nie odważyło na taki ruch. Kolokwialnie mówiąc byłby to strzał w stopę. Rzeczywiście taka zmiana odbiłaby się szerokim echem wśród użytkowników narzędzi Google. Jednak doświadczenie uczy, że użytkownik przywiązany do danego ekosystemu niechętnie zmienia raz wybrane środowisko. Wyobrażacie sobie przeniesienie całej korespondencji, materiałów z Google Drive i Docs, zdjęć G+, na inny serwer bądź nośnik? Trochę zachodu by przy tym było.
Gdybym miał pokusić się o przewidywania czy kiedykolwiek Google zdecydowałoby się na taki krok, to na chwilę obecną powiedziałbym, że nie ma takiej możliwości. Wciąż wierzę, że Google jest szlachetną firmą i motto „Don't be evil” wciąż jest aktualne. Trzeba jednak przyznać, że coraz częściej firma z Mountain View ma chrapkę sięgać po nasze dane coraz głębiej. Czy z czasem okaże się, że chce również używać tych najpoufniejszych informacji z naszej korespondencji? Nie wiadomo, za to warto na pewno trzymać rękę na pulsie.
Źródło: Engadget, Niebezpiecznik
Grafika: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu