Motoryzacja

Chińskie auto elektryczne made in Poland? Ten koncern może zbudować u nas fabrykę

Maciej Sikorski
Chińskie auto elektryczne made in Poland? Ten koncern może zbudować u nas fabrykę
Reklama

Ciekawe czasy nastały: jeszcze niedawno firmy z Europy, w tym z branży motoryzacyjnej, przenosiły produkcję do Chin, a teraz Chińczycy rozglądają się na Starym Kontynencie za krajem, w którym postawią swoją fabrykę. Pod uwagę biorą państwa Europy Środkowej, Polska jest na liście. Jeśli nasz kraj zostanie wybrany, powstanie tu fabryka elektryków za kilkaset milionów euro.

Geely (Zhejiang Geely Holding Group) w Polsce, szerzej w Europie, nie jest zbyt dobrze znane. Przynajmniej pod tą nazwą. Ale już całkiem sporo osób wie, że do Chińczyków należy marka Volvo. Właśnie do tych Chińczyków. W ich rękach znajduje się też np. spółka The London Taxi Company produkująca słynne brytyjskie taksówki. Europejska część produkcji to oczywiście element znacznie większej układanki, nadrzędnym rynkiem pozostają Chiny. W przypadku tego producenta nie chodzi jedynie o to, by produkować i sprzedawać tanio - firma stawia na innowacje, a jedną z nich ma być elektryfikacja oferty. I tu pojawia się polski wątek.

Reklama

Należąca do koncernu Geely firma Zhi Dou chce wybudować fabrykę w Europie Centralnej. Pod uwagę brane są Polska, Słowacja, Słowenia, Węgry i Rumunia. Zakład miałby ruszyć w roku 2020, miesięcznie z taśmy zjeżdżałyby 3 tysiące aut D2 - niewielkich elektryków miejskich. Fabryka zatrudniałaby 500 osób, a wartość inwestycji szacuje się na 400 mln euro. Pozostaje kwestia lokalizacji... Zapewne domyślacie się, że teraz "piłeczka" jest po stronie władz lokalnych i centralnych, które mają "przekonać" Chińczyków, że to w kraju X, regionie Y będzie im najlepiej. Ten model znamy doskonale z działań firm zachodnich. Nie brakuje głosów krytyki przekonujących, że to kiepski interes, bo wydaje się pieniądze publiczne, by wesprzeć obcy biznes. Ale gdy jeden kraj tak przedstawi sytuację i podziękuje, inne przyjmą firmę z otwartymi rękami.

W takich przypadkach sporą rolę może odegrać polityka. Warto pamiętać, że za gospodarkę odpowiada u nas Mateusz Morawiecki, który naprawdę dużo mówi o elektromobilności, powtarzane są deklaracje w stylu "milion aut elektrycznych na polskich drogach w roku 2025". Wicepremier i jego ludzie mogą uznać, że współpraca z Geely opłaci się także nam, że fabryka e-aut sporego koncernu to dobry wstęp do dalszych inwestycji. Dlatego nie zdziwię się, jeśli Polska poważnie podejdzie do tematu. Szybko możemy usłyszeć/przeczytać, że to np. szansa dla naszych podwykonawców, firm dostarczających komponenty.

Na odpowiedzi w tym przypadku przyjdzie poczekać. Wyjaśniła się jednak inna kwestia związana z chińskim koncernem: potwierdzono, że Geely kupił firmę Terrafugia. - startup, który chce tworzyć... latające samochody. To nie jest żart, sam o tym projekcie pisałem kilka lat temu. W swojej ofercie posiada on już maszynę, którą najłatwiej opisać chyba jako samolot, który może się poruszać po drogach. Na tej maszynie (kosztuje około 280 tysięcy dolarów) przedsiębiorstwo nie zamierza jednak poprzestawać, pracuje już nad bardziej skomplikowanym modelem (z zasilaniem elektrycznym). I prace te mogą przyspieszyć, bo pojawia się duży gracz, w a wraz z nim pieniądze, fabryki, sztab specjalistów.

Wiele osób stwierdzi, że to mrzonka, że idea latającego samochodu jest ślepą uliczką. Możliwe, że to prawda. Ale przybywa firm, które inwestują w projekty z tej półki. To poważni gracze. Czasem biorą się za to sami, czasem szukają partnera. Na liście mamy już m.in. firmy Uber i Airbus, o kawałek potencjalnego rynku powalczą też Chińczycy. Ciężko jednak sprecyzować, kiedy i jak Geely wykorzysta ostatni zakup. Prędzej doczekamy się pewnie wspomnianej już fabryki. To zdecydowanie bardziej przyziemna inwestycja...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama