Edukacja

Gdybym był rodzicem, kupiłbym dziecku TROBO

Maciej Sikorski
Gdybym był rodzicem, kupiłbym dziecku TROBO
Reklama

Przeglądając zasoby branżowych serwisów trafiłem na informacje dotyczące projektu TROBO. Ma to być produkt z pogranicza edukacji i zabawy przeznaczony...

Przeglądając zasoby branżowych serwisów trafiłem na informacje dotyczące projektu TROBO. Ma to być produkt z pogranicza edukacji i zabawy przeznaczony dla małych dzieci. Szybko przypomniał mi się tekst, w którym ganiłem Microsoft za pewną reklamę. Zacząłem się zastanawiać czy i tym razem ktoś wpadł na pomysł, by wychowaniem dziecka zajął się sprzęt mobilny. Okazało się, że nie – TROBO zasługuje na uwagę rodziców.

Reklama

Idea realizowana przez twórców nie jest bardzo oderwana od rzeczywistości, tu nie ma mowy o jakiejś rewolucji i pomyśle, który trudno było sobie wcześniej wyobrazić. Połączono aplikację z zabawką będącą hybrydą robota i pluszaka. Po co? By zachęcić dzieci do poznawania świata i poszerzania wiedzy, do zadawania pytań i rozwijania ciekawości. To jest sprzęt stworzony z myślą o nauce, ale nie brakuje w nim zabawy i to z tradycyjnym motywem przytulanki.

Pomysłodawcy zbierają pieniądze na dokończenie projektu za pośrednictwem Kickstartera. Z założonej kwoty 60 tys. dolarów udało im się już uzyskać połowę, do końca zbiórki zostało jeszcze trochę czasu, więc podejrzewam, że uda się zrealizować cel. A wtedy do chętnych zaczną trafiać modele TROBO (o dziwo zabawka jest dostępna w dwóch wersjach – ten robot nie jest bezpłciowy). Dziecko będzie mogło w jego towarzystwie zgłębiać tajniki matematyki, fizyki, chemii czy nowych technologii na ekranie tabletu. Robot pełniący funkcję przytulanki opowie dziecku w prosty sposób o konkretnym zagadnieniu. To ważne, jeśli rodzic sam nie potrafi skonstruować takiej ścieżki edukacyjnej, nie wie nawet, jak się do tego zabrać i nie może skupić na temacie uwagi dziecka.

Czy to oznacza, że można kupić TROBO, dać dziecku do rąk z iPadem i zamknąć temat realizując w ten sposób obowiązki wychowawcze? Nie. Ważnym, jeśli nie najważniejszym elementem tego projektu jest pokazanie (chociażby w filmie promocyjnym), że rodzic i tak jest obok. Nie umiesz opowiadać? Nie ma sprawy – jest TROBO. Ale ty też masz tam być. Takie podejście może wynikać z faktu, że za produktem nie stoi wielka korporacja, ale dwóch ojców, pasjonatów nowych technologii, którzy zastanawiali się, jak zachęcić dzieci do nauki i jednocześnie pozostać w sferze zabawy.


TROBO to naprawdę ciekawy przykład łączenia starego z nowym, rozrywki i edukacji – prosty mix, który nie uderzy rodzica po kieszeni (koszt kilkudziesięciu dolarów). Zabawkę można pewnie rozwijać i wzbogacać jej zasoby wiedzy do przekazywania, więc rozrywka szybko się nie znudzi. Rodzicem nie jestem i może za chwilę przeczytam w komentarzach, że nie mam racji, ale kupiłbym dziecku taką zabawkę. Oczywiście do pakietu z książką (tradycyjną) i kolejką/lalką.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama