Ciekawostki technologiczne

Gdybym był dzieckiem, chciałbym mieć na półce Turtle Mail

Maciej Sikorski
Gdybym był dzieckiem, chciałbym mieć na półce Turtle Mail
Reklama

Prosta rzecz a cieszy - tak można podsumować projekt Turtle Mail łączący w sobie tradycję z nowymi technologiami. Produkt przeznaczony jest dla dzieci, a stworzył go startup, za którym stoją... młodzi rodzice. Sprzęt angażuje dziecko, może pomóc w jego rozwoju, jednocześnie nie jest bardzo nowoczesny. Co najważniejsze: nie posiada ekranu. Na czym zatem polega zabawa i dlaczego dziecko, zwłaszcza "nowoczesne dziecko" miałoby się zainteresować tym produktem?

Zacznę od tego, że dziwię się rodzicom, którzy dopuszczają dzieci do świata nowych technologii bez nadzoru i od najmłodszych lat. Dwulatek obsługujący tablet sprawniej niż dorosły człowiek... Jasne, wszystko jest dla ludzi, nie ma sensu totalnie odcinać dzieci od cyfrowej rzeczywistości, zdobyczy techniki. Ale z niczym nie można przesadzać - takie zabawy powinny być ograniczane i kontrolowane. Niestety, dla sporej grupy rodziców to sposób na zdobycie wolnego czasu. Nie chcę ponownie zagłębiać się w ten temat, lecz jest on istotny w kontekście projektu, o którym za chwilę napiszę.

Reklama

Turtle Mail stworzyli rodzice poszukujący produktu łączącego stare z nowym. Swój startup nazwali AE Dreams, ich stronę (w tym sklep) znajdziecie tutaj. Co oferują? W wielkim skrócie można napisać, że drukarkę z WiFi i aplikację. Drukarka ukryta jest w małym pudełku stylizowanym na skrzynkę pocztową. Rodzic, inny krewny czy nauczyciel (albo automat) wysyłają do drukarki treści, a te są serwowane dziecku (w postaci wydruku). Mogą to zrobić z poziomu sprzętu mobilnego lub komputera.

Dziecko może otrzymać informację tekstową, kolorowankę, rebus - pole do popisu całkiem spore. Treści są dostosowywane do wieku i poziomu opanowania czytania przez pociechę. Rodzic może podpiąć skrzynkę dziecka do systemu, który będzie każdego dnia przysyłał np. nowe słówko pochodzące z języka obcego poznawanego przez poznaje dziecko (albo ojczystego - to wzbogaca słownik). Może też dostawać kalambury czy zabawy polegające na łączeniu kropek. System łatwo pewnie rozbudować w różnych kierunkach.

W założeniu dziecko dostaje przesyłkę i zabiera się do pracy. Korzysta z ołówka, kredek, najczęściej ze swojej wyobraźni. Ćwiczy zapamiętywanie, zdolności logicznego myślenia, łączenia faktów, czytania. I czeka na kolejne "listy". To naprawdę może wciągnąć i wierzę, że dziecko czekałoby na kolejne wydruki. Istotne jest to, że w urządzeniu nie znajdziemy ekranu, zwłaszcza dotykowego. Pozostajemy przy starszych rozwiązaniach, przynajmniej na chwilę można wciągnąć młodsze pokolenie w inny świat - podobają mi się takie eksperymenty. Nie traci się kontaktu z rzeczywistością, która była (i nadal jest) kształtowana przez papier, odręczne pismo i ołówek.

Rodzic może stworzyć konto ulubionej zabawki dziecka, w ten sposób, pluszak czy prosty robot może się kontaktować z dzieckiem, wysyłać mu krótkie komunikat - też ciekawe. A w rozwinięciu mamy listy od Mikołaja czy Zębowej Wróżki. Znowu: opcji rozwoju i rozbudowy jest tu sporo. Martwi mnie jedna rzecz: rodzice mogą zacząć kontaktować się z dzieckiem za pośrednictwem tej skrzynki. Uznają, że łatwiej napisać coś na smartfonie i wysłać do wydruku niż przekazać wprost. W niektórych sytuacjach to fajne (np. gdy rodzic wyjeżdża albo siedzi do późna w pracy), ale z tym też nie należy przesadzać. Drukarka podłączona do smartfona nie może zastąpić rodzica - ten sam motyw, co w przypadku tabletu.

Mimo tego jednego zastrzeżenia, jestem na tak. Rozwiązanie proste, a przy tym pomysłowe. W takich przypadkach zastanawiam się, dlaczego sam na to nie wpadłem... Biznes ma szanse na rozwój, taka skrzynka może stanąć w wielu domach - projekt nie jest pozbawiony sensu także od strony ekonomicznej. Jestem ciekaw, jak się potoczą losy tej firmy, co jeszcze może się pojawić w jej ofercie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama