Ciekawostki technologiczne

Przed górami plastikowych śmieci uratuje nas... gąsienica. Po prostu je zje

Maciej Sikorski
Przed górami plastikowych śmieci uratuje nas... gąsienica. Po prostu je zje
Reklama

W naszej historii nie brakuje odkryć dokonanych przez przypadek, szczęście (lub jego brak) sprawiło, że komuś udało się zaobserwować coś ciekawego, potem było to przekuwane w biznes. Może tak będzie i tym razem: z Hiszpanii płyną doniesienia na temat nowego sposobu utylizacji plastiku. Posłużyć ma do tego... gąsienica. Ponoć nieźle wychodzi jej zjadanie i rozkładanie polietylenu. Czy to oznacza, że powstaną farmy owadów, na których będziemy niszczyć torebki z supermarketów?

Gąsienica to stworzenie dość niepozorne i chyba mało lubiane. Na motyle lubimy patrzeć, ale ich wcześniejsze stadium rozwoju u wielu osób wzbudza raczej obrzydzenie. Zwłaszcza, że często powodują one szkody, niszczą np. rośliny. Owad, który nas teraz interesuje to też szkodnik - nie przepadają za nim pszczelarze, ponieważ jest w stanie uszkodzić rój. W Polsce jest znany jako barciak większy lub mol woskowy/ćma woskowa. Gąsienica potrafi trawić wosk pszczeli i niszczyć w ulach plastry z czerwiem. Pewnie każdy pszczelarz najchętniej widziałby to stworzenie... w rękach wędkarza - ci używają barciaka jako przynęty.

Reklama

Odkrycia, o którym wspomniałem, dokonano właśnie przy okazji przeglądu ula. Wybrano z niego gąsienice i umieszczono je w plastikowym worku. Po jakimś czasie okazało się, że gąsienica zrobiła w nim dziury. Traf chciał, że pszczelarz był jednocześnie naukowcem i postanowiono przyjrzeć się sprawie bliżej. Przeprowadzono eksperymenty, wykorzystano w nich większą liczbę owadów i stwierdzono, że pierwszy wniosek był właściwy: gąsienice tego gatunku potrafią zjadać polietylen. Najwyraźniej jest dla nich podobny do wosku, nie stanowi wyzwania poza zasięgiem - jest przeszkodą, którą trzeba pokonać, jeśli chce się przejść dalej.

Jest wiedza, są artykuły naukowe, a nawet patenty, ale co z tym robić dalej? Odpowiedź jest prosta: wykorzystać do utylizowania plastiku. Przecież produkujemy go w każdym roku tyle, że za jakiś czas utoniemy w tej górze śmieci - na oceanach powstają już wielkie wyspy odpadów, te ostatnie przykrywają pola, niszczą wiele organizmów. W poszukiwaniu alternatywy, ludzie pracują nad biodegradowalnymi butelkami czy opakowaniami, które można zjeść. Ale czy to oznacza, że kolejnym rozwiązaniem będą farmy gąsienic służące jako miejsce przeróbki polietylenu? Raczej nie.

Trudno sobie wyobrazić takie miejsca, nie wiadomo, jaka byłaby ich wydajność (pewnie niska), mogłoby to także negatywnie wpłynąć na środowisko, bo trudno stwierdzić, jakie zmiany odżywienie tego typu poczyniłoby w organizmach owadów. A z nimi też przecież trzeba coś zrobić - człowiek mógłby ponownie namieszać w łańcuchu pokarmowym i na końcu ucierpieć. Bardziej chodzi o to, by zrozumieć, co pomaga barciakowi rozkładać polietylen. Jeśli jest to jakiś enzym, to jego rozpoznanie i wdrożenie na skalę przemysłową może przynieść wielkie korzyści. W ten sposób testowano już np. bakterie, może ta droga poszukiwań przyniesie pożądane rezultaty?

Historia ciekawa, ale zastanawiam się, czy ewentualny sukces nie "rozochoci" ludzi do produkcji jeszcze większej ilości plastiku: skoro jego utylizacja już nie stanowi problemu, to po co się ograniczać, wprowadzać zakazy i nakazy, limity produkcji czy konsumpcji? Oby przywołane odkrycie i jego ewentualne konsekwencje nie narobiły więcej szkody niż pożytku...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama