Długo to trwało, dużo kosztowało, ale projekt w końcu jest na finiszu. Mowa o Galileo, a zatem o europejskim systemie nawigacji. Pierwsze plany dotyczące tej inwestycji pojawiły się w naprawdę odległych czasach, istniał jeszcze Związek Radziecki, trwała zimna wojna. Nieśmiałe zapowiedzi w końcu zaczęły przeradzać się w działania, ale dużo czasu musiało upłynąć, by projekt doczekał się realizacji. Planowane kilka lat zamieniło się w kilkanaście, koszt "imprezy" to aż 10 mld euro - znacznie powyżej pierwotnie zakładanej sumy. Najważniejsze jest jednak to, że plan nie przepadł w trakcie sporów między poszczególnymi krajami.
Galileo ma być alternatywą dla innych systemów: amerykańskiego GPS oraz radzieckiego/rosyjskiego GLONASS. Już na tym polu widać korzyść z jego powstania: Europa uniezależnia się od dwóch mocarstw. Co prawda Stary Kontynent jest silnie powiązany ekonomicznie z Rosją, a Stany Zjednoczone są naszym sojusznikiem, ale przyszłości nie da się przewidzieć i warto być przygotowanym na różne scenariusze. Gdyby z jakichś powodów wspomniane dwa systemy stały się dla nas niedostępne, nie będzie to stanowiło większego problemu. Warto przy tym podkreślić, że systemy amerykański i rosyjski są nadzorowane przez wojsko (powstały właśnie na potrzeby sił zbrojnych). Galileo ma być projektem cywilnym.
Równie istotny jest czynnik ekonomiczny - Galileo powinien być motorem napędowym dla rozwoju wielu usług nawigacyjnych, skorzystać mogą europejscy gracze. W tym kontekście wymienia się biznes telekomunikacyjny, motoryzację (np. powstający właśnie rynek samochodów autonomicznych, które w znacznym stopniu są uzależnione od dobrej nawigacji), rolnictwo czy finanse. Rynek systemów nawigacji satelitarnej jest duży już teraz, w przyszłości będą to setki miliardów euro. Zdecydowanie jest o co powalczyć, chętnych do krojenia tortu nie zabraknie.
Warto mieć własny system, ale czy będzie on równie dobry, co odpowiedniki z Zachodu i Wschodu? Tak. Ma być nawet lepszy od ich wersji przeznaczonych na rynek cywilny. W opcji powszechnie dostępnej dokładność ma sięgać jednego metra. W przypadku wersji komercyjnej będzie to zaledwie 10 centymetrów. Silniejszy sygnał sprawi, że tunele czy wysoka zabudowa w miastach przestaną być przeszkodą w poprawnym funkcjonowaniu usługi.
Obecnie system składa się z kilkunastu satelitów, docelowo (rok 2020) ma ich być 30, z czego kilka będzie pełniło rolę rezerwy na wypadek awarii. Do czasu skompletowania pełnej floty, system będzie wspierany przez amerykański GPS. Urządzenia mają krążyć na wysokości ponad 23 tysiecy km nad Ziemią. Satelita o masie około 700 kg powinien działać przez minimum 12 lat. Jak szybko zmiany zauważy przeciętny Europejczyk? Wbrew pozorom, może się to potoczyć bardzo dynamicznie, dostosowywanie smartfonów do nowej usługi nie zajmie długich lat, ale kwartały, producenci rozwiązań nawigacyjnych pewnie nie zabierają się do pracy teraz i też są przygotowani. Intryguje, jak do tematu podejdą firmy z innych sektorów.
Galileo stanowi kolejny dowód na to, że Europejczycy potrafią współpracować. Łatwo nie było, sporów nie brakowało, ale ostatecznie udało się zrealizować projekt. W pojedynkę miałyby z tym kłopot nawet największe kraje UE. To rzeczywiście może być zastrzyk wzmacniający dla innowacyjności na Starym Kontynencie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu