Pamiętacie jeszcze dieselgate? O sprawie zrobiło się cicho już jakiś czas temu, media poświęcają jej zdecydowanie mniej uwagi, ale to nie oznacza, że problem zniknął. Po pierwsze, Volkswagen nadal zmaga się z tematem, po drugie, badani są pod tym kątem inni producenci, a po trzecie, zrobiło się gorąco wokół całej branży motoryzacyjnej, paliw, z jakich korzysta i ich wpływu na nasze życie. Według ostatnich doniesień, europejskie stolice zamierzają banować samochody zasilane olejem napędowym.
Diesel przez lata był promowany – trudno z tym polemizować. Wybierano samochody tego typu ze względu na wyższą wydajność, przedstawiano je także jako rozwiązanie ekologiczne. Wszystko za sprawą mniejszej emisji CO2. Koncerny motoryzacyjne poszły w tym kierunku, kibicowały im władze w wielu krajach. Ludzie dopłacali do diesla, ale mieli być zadowoleni, czekały ich wymierne korzyści. Wszystkich nas miały czekać ze względu na wspomnianą ekologię.
Te czasy przemijają. Prawdopodobnie bezpowrotnie.
Podczas spotkania władz miast, do którego doszło w Mexico City (impreza nosi nazwę C40) przedstawiciele kilku europejskich metropolii (Paryż, Madryt, Ateny) poinformowali, że zamierzają wprowadzić zmiany na polu motoryzacyjnym: diesel ma z nich zniknąć. Termin? Wspomina się o roku 2025. Jedni stwierdzą, że to dość odległa perspektywa, inni przypomną, że samochód to nie telefon, że kupuje się go często na lata. I co powiedzieć ludziom, którzy za kilka lat nabędą diesla, może nawet w okazyjnej cenie, gdy okaże się, że pojazd nie może wjechać do wielu miast? Bo należy przecież zakładać, że wspomniany zakaz będzie rozszerzany, śladem kilku europejskich metropolii pójdą kolejne, potem dołączą miasta średnie i małe.
Wypada przyjąć, że zakaz nie uderzy we wszystkie samochody zasilane olejem napędowym - pewnie w pierwszej kolejności obejmie starsze modele, będzie dotyczył bardziej odległych roczników. Ale czy można mieć pewność, że tak się stanie, kiedy niemiecki gigant motoryzacyjny oszukuje przy nowych samochodach? Nie zdziwiłbym się gdyby, niektórzy włodarze dokonali ostrego, spektakularnego cięcia i zbanowali wszystkie diesle. Podejrzewam, że dla wielu kierowców byłby to szok. Trudno sobie wyobrazić taką sytuację np. w Polsce, gdzie nie brakuje aut tego typu, także tych starszych. Ze względów ekonomicznych starsze, czyli tańsze auta cieszą się u nas sporym powodzeniem. Niestety, te pojazdy trują.
Efekt jest taki, że samochody dorzucają swoje do problemu smogu, który prześladuje Polskę. Nie tylko Kraków i okolice - to znacznie szersze zagadnienie, któremu próbuje się przeciwdziałać organizując imprezy typu Smogathon. Wydarzenie ciekawe, lecz wiele osób stwierdzi, że to za mało, że potrzebne są radykalne kroki, które pomogą szybko poprawić sytuację. Niby logiczne, ale jak wytłumaczyć to właścicielom aut?
Paradoksalnie decyzje władz wspomnianych miast wpisują się w plany polskich decydentów. Zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym. Przecież wicepremier Morawiecki i kilku ministrów forsują projekt elektryfikacji motoryzacji w naszym kraju. A do czego będzie prowadzić ban diesla, jeśli nie do popularyzacji aut elektrycznych? To "zachęta" dla producentów, swego rodzaju drogowskaz. Koncerny pewnie odpowiedzą, nie jest tajemnicą, że coraz bardziej skupiają się na tworzeniu elektrycznej oferty, przywoływany już Volkswagen zamierza wprowadzić na rynek cały szereg takich samochodów.
Decyzja z pewnością nie przypadnie do gustu wszystkim, niektórzy stwierdzą nawet, że to "ekoterroryzm" ale może taki krok jest nam po prostu potrzebny na Starym Kontynencie? Ciekawe, jaki będzie rozmach zmian i przede wszystkim ich efekt...?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu