Nie wiem co jest bardziej niedorzeczne w tej historii. To, że wytwórnia zatrudniła wirtualnego rapera, czy to, że musiała go zwolnić, bo zaczął nagrywać rasistowskie kawałki.
Wirtualny raper sterowany przez AI został zwolniony z wytwórni za rasizm
Czy słyszeliście o najpopularniejszym raperze ostatnich lat? Nie, nie jest to Lil Uzi Vert ani 6ix9ine – choć wizualnie mocno ich przypomina – a FN Meka, wirtualny artysta sterowany przez sztuczną inteligencję. To pierwszy nieistniejący raper zatrudniony oficjalnie przez profesjonalną wytwórnię. Niestety jego kariera skończyła się szybciej, niż się zaczęła. Capitol Records rozwiązało bowiem kontrakt z powodu… rasistowskich tekstów.
Wirtualny stereotyp do reklamowania drogich marek
FN Meka to produkt stworzony przez Brandona Le a jego prawowitym właścicielem jest firma Factory New. Wyobraźcie sobie najbardziej stereotypowy obraz amerykańskiego trapera, obwieszonego drogą biżuterią i ubranego w ciuchy od designerów. Uwielbia popisywać się w social mediach współpracami z markami premium i jeździć ekskluzywnymi autami. Oto właśnie cały FN Meka. Po prostu rzućcie okiem na poniższe wideo – mówią same za siebie.
W rzeczywistości od samego początku FN Meka miał pełnić rolę kreatywnego baneru reklamowego. Przez jego TikToki przewijały się takie marki jak Gucci, Xbox czy Rolls Royce generując miliony wyświetleń.
Wirtualny artysta – choć w teorii zależny od wytwórni – posiadał całkiem sporą niezależność w procesie twórczym. Sztuczna inteligencja analizowała dziesiątki popularnych kawałków rapowych i na ich podstawie tworzyła własne utwory. AI zajmowało się nie tylko pisaniem tekstów, ale także komponowaniem ścieżki dźwiękowej. Można więc powiedzieć, że FN Meka był artystą pełną gębą. Był, bo jego kontrakt został rozwiązany ze skutkiem natychmiastowym. Okazało się bowiem, że komputerowy raper przesadzał z rasistowskimi wstawkami.
Zwolniony z rasizm
Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. Raper nagrał kilka hitowych kawałków jak „Internet” czy „Moonwalking” a jego profil na TikToku przyciągał miliony obserwatorów. Przedstawiciele czarnoskórej społeczności nie byli jednak zadowoleni. Wytwórnia znalazła się pod ostrzałem aktywistów, którzy zarzucali jej jawną zniewagę. FN Meka nie dość, że wygląda jak stereotypowa zbitka popularnych czarnoskórych raperów, to jeszcze nadużywa N-word.
Organizacja non-profit Industry Blackout wytoczyła komunikat do wytwórni, ostro krytykując postać FN Meki i domagając się usunięcia jego utworów ze wszystkich platform. Ponadto oczekują także przekazania pieniędzy wpompowanych w projekt na poczet charytatywnej akcji wspierania sztuki tworzonej przez czarnoskórą młodzież.
Capitol Records ugięło się pod naporem krytyki, rozwiązując kontrakt z wirtualnym raperem. Firma broni się jednak tym, że za projekt odpowiadał wielokulturowy zespół a sam głos FN Meki pochodzi od „czarnego faceta”.
Po raz kolejny wielkie korporacje udowadniają, że usilne próby bycia „cool” kończą się strzałem w kolano. Pomijając już oskarżenia o rasizm, cały ten projekt od początku zajeżdżał żenadą, przywołującą na myśl kultową scenę z serialu 30 rock.
Prędzej czy później musiało się to tak skończyć, ale jak dobrze wiemy, takie firmy nie uczą się na błędach. Era Metaversu dopiero przed nami, a to oznacza, że ten festiwal żenady będziemy przeżywać jeszcze nie raz. Przygotujcie się zatem na wysyp podobnych wirtualnych muzyków przypominających postać z Fortnite. Bo przecież dzisiejsza młodzież takie uwielbia, co nie?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu