Mobile

Flagowca jeszcze nie ma, ale zaprezentowano jego wersję mini

Maciej Sikorski
Flagowca jeszcze nie ma, ale zaprezentowano jego wersję mini
Reklama

Trudno dzisiaj przebić się na rynku mobilnym – konkurencja duża, wiele firm przeznacza na marketing spore środki, do tego dochodzą wojny patentowe ora...

Trudno dzisiaj przebić się na rynku mobilnym – konkurencja duża, wiele firm przeznacza na marketing spore środki, do tego dochodzą wojny patentowe oraz problemy z innowacyjnością. Aby się przebić, a przynajmniej, by podjąć taką próbę, trzeba mieć zasobny portfel, dobry pomysł lub przynajmniej podejść do zagadnienia w sposób niesztampowy. Czasem jednak owe niesztampowe podejście jest dziwne. Oto najświeższy przykład z Chin…

Reklama

Niedawno pisałem o zaplanowanej na pierwszą dekadę maja prezentacji korporacji Huawei. Gigant z Państwa Środka zamierza ponoć pokazać w Paryżu, czyli światowej stolicy dobrego stylu, smartfon Ascend P7. Raczej nie będzie to produkt na miarę przełomu – ot, kolejny cienki inteligentny telefon, możliwe, że pozytywnie zaskoczy ceną i pewnie wpadnie w oko wielu osobom, którym nie pasują np. urządzenia z linii Samsung Galaxy. Oczekiwanie na ten sprzęt urozmaiciły doniesienia dotyczące innego produktu - poznaliśmy model Ascend P7 mini.

Modele mini nie są dzisiaj czymś nadzwyczajnym. Od czasu, gdy smartfony poważnie urosły i flagowce wielu firm stały się naprawdę dużymi gadżetami (nie piszę nawet o fabletach, lecz tych produktach, które jeszcze uznawane są za „smartfony z dużymi wyświetlaczami”), pojawił się problem: część klientów negatywnie przyjęła te zmiany i domagała się dobrego sprzętu w mniejszym wydaniu. Firmy odpowiedziały na to zapotrzebowanie, ale chyba nie do końca tak, jak życzyliby sobie tego niektórzy przeciwnicy dużych smartfonów: zazwyczaj w parze z mniejszym ekranem idą gorsze podzespoły (słabszy procesor, gorszy aparat, mniej pamięci RAM itd.). Wyjątkiem był sprzęt Sony, który faktycznie stanowił mniejszą wersję flagowca.

Flagowce mini może i nie do końca wpisały się w oczekiwania klientów, ale skutecznie uciszyły wielu krytyków, którzy domagali się czegoś mniejszego od wersji właściwej. Jednocześnie producenci zyskali okazję, by móc podbijać wyniki sprzedaży kilka miesięcy po debiucie flagowca. Pojawiła się szansa na podkręcenie zysków przy wykorzystaniu nazwy promowanego wcześniej sprzętu. Dla wielu osób to coś oczywistego, ale piszę o tym, ponieważ Huawei postanowiło pójść inną drogą – odwrócili cały mechanizm i przy okazji dokonali kilku innych dziwnych kroków.


Ascend P7 mini stał się faktem przed premierą właściwego flagowca. Dlaczego Chińczycy nie poczekali kilka miesięcy, by po tym czasie przypomnieć o swojej linii Ascend P? Firma cichaczem informuje (nie przypominam sobie, by wczesnej krążyły pogłoski na temat zbliżającej się premiery) o nowym sprzęcie i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś stwierdził, że wręcz wstydzi się nowego produktu. Gdzie dobrze nam znane plotki, przecieki, domysły, zdjęcia robione pudełkami od zapałek?

Zastanawiają również parametry techniczne produktu. Model Ascend P7 prawdopodobnie doczeka się 5-calowego wyświetlacza, jego wersja mini posiada ekran 4,5-calowy o rozdzielczości 960 х 540. Różnica dość mała i nie jestem do końca przekonany, czy fani mniejszych rozwiązań będą zachwyceni tą propozycją. Te 0,2-0,3 cala naprawdę mogą robić różnicę – zwłaszcza, gdy producent nie redukuje ramek wokół ekranu. Smartfon mini jest też znacznie grubszy od modelu Ascend P6, który chwalono głównie ze względu na smukłą budowę: to odpowiednio 7,8 oraz 6,2 mm. Jeżeli Huawei faktycznie zejdzie w modelu P7 poniżej 6 mm grubości, to wersja mini flagowca będzie kiepsko wyglądać w zestawieniu z większym produktem.


Reklama

Smartfon ważący 115 g wyposażono w procesor Qualcomm Snapdragon 400 o taktowaniu 1,2 GHz (do tego grafika Adreno 305), 1 GB pamięci operacyjnej, 8 GB pamięci wbudowanej (plus port na karty microSD), dwa aparaty (główny 8 Mpix i przedni 5 Mpix), akumulator o pojemności 2000 mAh, moduł LTE. Sprzęt trafi na rynek z platformą Android 4.3 Jelly Bean oraz nakładką Emotion UI. Cena? W Europie powinna się zamknąć w 300 euro. Pisząc krótko: nic nadzwyczajnego, jeden z wielu podobnych do siebie produktów, które nie mają szans wybić się ponad konkurencję.

Dziwi mnie trochę realizowany właśnie przez Huawei plan. O ile oczywiście, mamy do czynienia z jakimś planem. Równie dobrze, może to być chaotyczne działanie wynikające z… nie do końca jestem w stanie określić z czego. Korporacja o sporych ambicjach i wyrażającą chęć poważnego podkręcania swoich wyników sprzedaży robi coś, co trudno uznać za ruch mogący poprawić ich wyniki. To bardziej potykanie się o własne kończyny. I nie napiszę, że w tym szaleństwie może tkwić metoda, bo naprawdę trudno się jej doszukać.

Reklama

Źródło informacji oraz grafiki: Huawei

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama