Natrafiłem dziś na artykuł, który miał być zestawieniem aplikacji, które instalujemy, a później ich nie używamy. Wśród nich był Instapaper, a pod nim ...
Zapisujesz treści w Pocket i nigdy do nich nie wracasz? Zdradzę Ci mój sposób na rozwiązanie tego problemu
Natrafiłem dziś na artykuł, który miał być zestawieniem aplikacji, które instalujemy, a później ich nie używamy. Wśród nich był Instapaper, a pod nim uzasadnienie, że zapisujemy do niego artykuły, do których nigdy nie wracamy. W serwisach społecznościowych widziałem wielokrotnie statusy, które mówiły o wiecznie rozrastającej się liście artykułów do przeczytania później, wielokrotnie potwierdzające tezę z artykułu o nieużywanych aplikacjach. Tym czasem u mnie lista niemal nigdy nie przekracza kilkudziesięciu zapisanych artykułów. Na czym polega mój sekret?
Czas, którego nie mamy
Najpierw trzeba sobie zadać pytanie co powoduje, że nie wracamy do zapisanych artykułów? Czemu zostały zapisane do przeczytania na później w pierwszej kolejności, zamiast zostać przeczytane od ręki, w momencie natrafienia na nie w sieci?
Moja praktyka podpowiada mi, że zazwyczaj są to albo artykuły zbyt długie, żeby zasiąść do przynajmniej półgodzinnej, jeśli nie godzinnej lektury w środku dnia, albo na tyle niepowiązane z tym czym się akurat zajmuje, że w danym momencie nie chce się rozpraszać zupełnie inną tematyką. Mówiąc najkrócej, z powodu braku czasu i zbyt optymistycznego założenia, że czas znajdziemy później, na przykład wieczorem, następnego dnia czy w weekend. Zwykle go jednak nie ma, a jak jest, to poświęcamy go na coś innego: na obejrzenie zaległego filmu czy zrelaksowania się przy grze, na którą nie mieliśmy czasu od tygodnia. Przejrzenie listy zapisanych artykułów może kojarzyć z czymś ciążącym, jak praca domowa, która nieodrobiona spiętrza zaległości. Chyba, że ktoś np. regularnie dojeżdża do pracy pociągiem lub komunikacją miejską i dwa razy dziennie ma czas, który możemy poświęcić tylko temu zajęciu.
Podsumowując, serwisy typu Pocket czy Instapaper nie rozwiązują podstawowego problemu, z powodu którego są w ogóle potrzebne - braku czasu na konsumpcję treści. Samo zapisanie ciekawych rzeczy nie gwarantuje, że będziemy mieli okazje do nich wrócić.
Jak znaleźć czas, którego nie ma?
Potrzebne jest więc rozwiązanie niestandardowe. Nie chodzi przecież o to, żeby się zmuszać do tego, na co nie mamy czasu i ochoty. Co innego gdyby ktoś dał nam ekstra godzinę czy dwie dziennie, które można by poświecić tylko na takie zajęcie. Szkoda, że to niemożliwe... A może jednak?
Z pomocą przychodzi funkcja Text To Speech czyli przekształcanie tekstu na mowę. Problem z czytaniem jest taki, że niezależnie od tego jak jest ono przyjemne, ma szereg dość restrykcyjnych wymagań. Trzeba poświęcić niemal całą swoją uwagę czytaniu. przede wszystkim skupić zarówno wzrok jak i trzymać telefon czy tablet w ręku. Wyklucza to czytanie podczas prowadzenia samochodu, jazdy na rowerze, sprzątania, wynoszenia śmieci... Za to wysłuchanie informacji odczytanej wprost do naszych uszu, za pomocą słuchawek, uwalnia nasze oczy i ręce. Nagle okazuje się, że podczas obowiązków, na których czas mijał raczej nużąco i niezbyt produktywnie można skonsumować kilka artykułów. W praktyce działa to tak, jakbyśmy właśnie dostali co najmniej godzinę ekstra każdego dnia, na zapoznanie się z interesującymi nas treściami.
Dlatego jak muszę pojechać gdzieś samochodem i coś załatwić, nie słucham radia i umiarkowanie wpadających mi w ucho piosenek. Wybieram albo audiobooka, albo kilka artykułów zapisanych w Pocket. Jak muszę ogarnąć swoje rzeczy, uporządkować papiery, pozmywać, wynieść śmieci, uruchamiam lektora, który odczyta mi to, co uznałem na tyle interesujące, aby to zapisać, ale nie miałem czasu, żeby samodzielnie przeczytać. Korek nie jest już totalnie frustrujący i całkowicie bezproduktywny. Trasa do rodziny na święta pozwoliła mi łyknąć kilkanaście naprawdę długich tekstów.
O to właśnie chodzi - TTS czyli automatyczny lektor nie ma być konkurencją dla spokojnego czytania z kawką czy herbatą w sobotnie popołudnie. Tego nie da się zastąpić i nie ma takiej potrzeby, bo w takim wypadku zwyczajnie masz czas na spokojną lekturę. Text to Speech to alternatywa dla całkowitego braku czasu na zapoznanie się z ciekawą, choć krótką formą artykułu internetowego i pozwala uprzyjemnić nużące zajęcia dnia codziennego, które ma każdy z nas, chyba, że posiada prywatnego asystenta i służbę w domu.
Kwestie techniczne
Metod na skorzystanie z TTS jest wiele. Moją ulubioną jest aplikacja Pocket na system Android plus syntezator mowy IVONA. Aplikacja Pocket ma wbudowaną obsługę TTS. Można ją znaleźć w menu, po otworzeniu dowolnego artykułu. W zasadzie działa to od razu po zainstalowaniu. Jedynym problem polega na tym, że domyślny syntezator mowy w Androidzie, chociaż zrozumiały, jest na tyle niedoskonały, że jego słuchanie jest męczące, a co za tym idzie, zniechęca. Rozwiązaniem jest zainstalowanie lepszego syntezatora mowy. Prawdopodobnie najlepszą aplikacją TTS na Androida jest polska, choć wykupiona przez Amazon IVONA. Brzmienie głosu jest nieporównywalnie lepsze od tego zastosowanego w Androidzie. Syntezator mowy IVONA jest od przeszło roku dostępny za darmo w formie beta. Nie wiem czy ta sytuacja kiedyś ulegnie zmianie, ale jak na razie nic tego nie zapowiada. Wystarczy zainstalować aplikację syntezatora, pobrać głosy w interesujących nas językach, czyli zwykle polski i angielski, włączyć w opcjach systemu TTS IVONA jako domyślny i gotowe.
Moja uwaga jest taka, że czytanie tekstów w języku polskim wciąż nie jest doskonałe, czy to ze względu na skomplikowanie naszego języka, czy może na bardziej wrażliwe ucho osoby, której ojczystym językiem jest właśnie język polski. Nie znaczy to, że się nie da wysłuchać takiego tekstu. Po prostu robię to rzadziej niż w przypadku tekstów w języku angielskim, który w przypadku IVONY jest w moim odczuciu na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Nie zdecydowałbym się na wysłuchanie książki w ten sposób zamiast pełnoprawnego audiobooka, ale kilkanaście artykułów tygodniowo wysłuchuje nie bez przyjemności. Poniżej możecie zobaczyć i posłuchać jak to wygląda w praktyce:
To oczywiście nie jedyny sposób, aby cieszyć się przetwarzaniem tekstu na mowę. System iOS posiada taką funkcję wbudowaną. Nie można co prawda wybierać głosu lektora, a jakość tekstu oferowanego przez IVONA jest moim zdanie lepsza, co jednak nie umniejsza znacząco rozwiązania dostępnego na urządzeniach Apple. Na Androida jest wiele różnych innych aplikacji TTS. Wreszcie jest możliwość zakupienia IVONA na komputer z systemem Windows, który oprócz odczytania wszystkiego co wyświetla się na ekranie, umożliwia również zapisanie źródłowego tekstu w postaci pliku MP3, który da się odsłuchać na prawie każdym urządzeniu, wymaga to jednak dodatkowego wysiłku i przygotowania plików zawczasu. Z tego względu połączenie Pocket i IVONA jest dla mnie zdecydowanie najwygodniejszym rozwiązaniem, oferującym najlepszą jakość.
Częściowo irracjonalna niechęć do lektora
Bardzo często spotykam się z opinią: "może to i fajne, ale ja nie mogę słuchać jak mi ktoś czyta". Nie wiem co jest źródłem tej niechęci, ale wiem, że siedzi ona w prawie każdym z nas. Od czasu zakupu pierwszego audiobooka do jego wysłuchania minęło w moim wypadku dwa lata, bo też myślałem, że to jednak jakieś dziwne i bez sensu. Teraz słucham więcej audiobooków, niż czytam książek. Regularnie również korzystam z mechanizmów TTS. Część audiobooków jest tak rewelacyjnie zrealizowana, że nawet po samodzielnym przeczytaniu książki chciałby je wysłuchać w całości. Jeśli jednak chodzi o mechanizm TTS to chodzi o praktyczność tego rozwiązania. Nie chodzi o to, że nie chce mi się czytać. Po prostu często mam do wyboru, albo wysłucham artykuł podczas jazdy rowerem czy zmywania naczyń, albo właśnie będzie zalegał w nieskończoność na moim koncie Pocket. Wygrywa ciekawość wobec zapisanego materiału i w tym wypadku wybór nie jest dla mnie trudny. Nie zmuszam się. Wiele tekstów na AW powstało dzięki artykułom, które wysłuchałem dzięki mechanizmowi TTS.
Znam też wiele osób, które były bardzo negatywnie nastawione do wszelkiej maści lektora, zamiast liter, a obecnie są gorącymi zwolennikami takiej formy konsumpcji treści. Dlatego bez względu na to jak bardzo wydaje się to Wam dziwne, gorąco polecam spróbować. Zdecydowanie warto. Nie mogę się nadziwić ile się zmieniło w moim przyswajaniu informacji i przeglądaniu sieci, od kiedy część materiałów wysłuchuje, zamiast je czytać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu