Firefox pierwszy raz prześcignął Internet Explorera. Bynajmniej nie jest to jednak powodem do radości dla Mozilli. Dlaczego?
Firefox prześcignął Internet Explorera. Ale Mozilla nie ma powodów do radości
Otóż obie przeglądarki regularnie tracą - Internet Explorer po prostu z miesiąca na miesiąc więcej niż Firefox. Oczywiście mówimy tutaj tylko i wyłącznie o jednym badaniu opracowywanym przez StatCounter. Analizują oni dane z 15 miliardów wyświetleń stron www na całym świecie - gwarantuję, że to dość reprezentatywna próba. A nawet jeśli wątpicie, patrząc na same trendy, łatwo wyciągnąć wnioski, że na rynku przeglądarek zapanował monopol Google'a i ta sytuacja wcale nie będzie ulegać zmianie - wręcz przeciwnie*.
Chrome ma aktualnie 60,5 proc. udziałów w globalnym rynku przeglądarek. Od lutego bieżącego roku program zanotował wzrost o 1,5 punktu procentowego. To dużo - szczególnie w tak krótkim czasie. Dla Firefoksa minione miesiące nie są natomiast łatwe, bo od lutego zanotowano spadek o 0,5 p. proc. W rezultacie produkt Mozilli ma obecnie 15,6 proc. To więcej niż Internet Explorer i Edge razem wzięte, bo tutaj (głównie za sprawą tego pierwszego) spadki są o wiele bardziej znaczące. Od lutego przeglądarki Microsoftu zmniejszyły swój udział o 1,1 p. proc. i obecnie wynosi on 15,5 proc., a więc pierwszy raz mniej niż Firefoksa.
Pamiętacie pewnie pierwsze lata XX wieku (szmat czasu)? To wtedy w środowisku komputerowym mówiło się o Firefoksie, jako wspaniałym powiewie świeżości na dość skostniałym rynku. IE był wtedy uosobiany z demonem. Panowało nawet takie powiedzenie, że IE służy do przeglądania internetu przez komputer i na odwrót - komputera przez internet. Natomiast ludzi, którzy zostawiali włączonego IE na noc nazywano samobójcami. Takich historii było więcej. Firefox do świadomości zwykłych użytkowników przenikał stosunkowo powoli. Ci bardziej świadomi, "naprawiając" komputery tym mniej świadomym po prostu często instalowali go bez pytania i tłumaczyli - "do internetu wchodzisz tu".
Mimo niewątpliwych atutów i ogromnej przewagi nad IE, przez te wszystkie lata Firefox nie był w stanie prześcignąć go w słupkach. W międzyczasie pojawił się Google Chrome i Mozilla znalazła się tam, gdzie znajduje się obecnie. Oczywiście z popularniejszych marek warto wymienić jeszcze Operę i Safari. Ta pierwsza nigdy nie zdobyła dwucyfrowego udziału, a z tej drugiej korzystają tylko Macowcy i to nie wszyscy (czy kogoś to dziwi).
Czy monopol na rynku przeglądarek jest dobry? Z jednej strony mocno ułatwia pracę webmasterom, bo mogą skupiać się na dostosowaniu strony do określonego silnika. Biorąc pod uwagę ciągłe braki, jeśli chodzi o zgodność ze specyfikacją HTML5, odgrywa to niebagatelną rolę. Taka sytuacja prowadzi jednak do wielu wypaczeń - oto nagle w jednych rękach skupiają się dane dotyczące przeglądania zdecydowanej większości internautów. W procesie tworzenia stron www dochodzi natomiast do pewnego marazmu. Twórcy dominującej przeglądarki decydują, które technologie będą najlepiej wspierane, dyktując tym samym warunki zabawy webmasterom. To uderza w ogólnie przyjmowane standardy, bo skoro twórcy mniej popularnych programów mają mniejszą siłę przebicia, standardem siłą rzeczy stają się rozwiązania wdrażane przez autorów najpopularniejszego programu. Zdrowa konkurencja jest dobra niezależnie od tego, o jakim rynku mówimy i w przypadku przeglądarek jest tak samo. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że tak Microsoft Edge jak i Firefox odwrócą niekorzystne dla siebie trendy i nie skończą w niszy, jak przez te wszystkie lata Opera.
*Tutaj warto przytoczyć badanie Net Applications, gdzie IE sam ma ciągle blisko 45 proc. udziałów na rynku, a Chrome zaledwie 38 proc. Jak widać zatem nie wszystkie raporty sprzyjają Google'owi. Ta odrobina wątpliwości to z całą pewnością nic złego - pozwala trzeźwiej oceniać sytuację.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu