Felietony

Czy ma prawo (nie) podobać mi się film na Netfliksie?

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Sprawa oryginalnych filmów Netfliksa powraca za każdym razem, gdy w projekt zaangażowani są znani i cenieni twórcy, a opinie krytyków nie pokrywają się z oceną widzów. Choć nie tylko, bo oczywiście okoliczności, w których dyskusji nie brakuje jest znacznie więcej.

Do wymiany zdań doszło ponownie przy okazji premiery filmów "Czerwona nota". W nim oglądamy Ryana Reynoldsa, Gal Gadot i Dwanye'a Johnsona, a koszt wyprodukowania tego tytułu wyniósł 200 mln dolarów. Można śmiało zakładać, że sporą część tej kwoty wydano na ściągnięcie wymienionych gwiazd na plan w jednym czasie (napięte grafiki to największe wyzwanie wszystkich producentów), ale przecież nie całość, więc oczekiwania wobec takiego filmu mają prawo być na odpowiednim poziomie. Krytykom nie spodobała się "Czerwona nota", o czym świadczą średnie w serwisach Metacritic i Rotten Tomatoes.

Reklama

Krytycy vs. widzowie

Opinie z Metacritic i Rotten Tomatoes na dzień 24.11.2021 r.

Ja również do fanów tego filmu nie należałem, bo choć jest niezłą propozycją na nudne, jesienne popołudnie, to po takiej obsadzie i w ogóle takim projekcie oczekiwałem czegoś więcej. W kontrze do opinii mojej i kolegów oraz koleżanek z innych redakcji pojawiło się sporo komentarzy Internautów, które plus minus brzmiały w ten sposób: nie wiem czego oczekiwaliście po tym filmie, ale to coś w sam raz na dwie godziny relaksu, takie odmóżdżacze i czysta rozrywka też są potrzebne. Owszem, nie twierdzę, że nie, dlatego cenię wiele akcyjniaków, które niosą za sobą przede wszystkim dawkę frajdy i niewiele więcej, ale... dostrzegam brak konsekwencji szczególnie w ocenach filmów Netfliksa.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat premiery online miało bowiem całkiem sporo produkcji, pod którymi serwis podpisał się swoim czerwonym logo. Niektóre z nich powstały na zlecenie platformy, inne zostały przejęte i dystrybuowane są na Netfliksie na wyłączność. Niezależnie od genezy, widzowie i tak postrzegają je jako produkcje własne Netfliksa, bo przecież mało kto ma czas i ochotę przeprowadzać dochodzenie online, by sprawdzić, kto tak naprawdę odpowiedzialny jest za dany tytuł. Filmy ocenia się więc na tej podstawie, a po seansie "Tyler Rake: Ocalenie" czy "The Old Guard" byłem całkiem zadowolony z tego, co zobaczyłem. Ba, nawet pierwszy blockbusterowy film "Bright" z Willem Smithem był jakimś źródłem rozrywki, choć oczywiście miał swoje wady. Każdy z trzech filmów dość szybko doczekał się niepochlebnych opinii, także pod moimi recenzjami.

Czy recenzja jest obiektywna?

I tutaj natrafiamy na dwie kwestie. Jedna, to sprawa recenzji, która... była już wielokrotnie wałkowana w Sieci, także w polskich zakątkach, a chyba najbardziej pamiętnym materiałem był ten na kanale arhn.eu na YouTube, w którym autor tłumaczył czym recenzja jest i dlaczego nie będzie to treść obiektywna w 100% oraz pokrywająca się z opinią wszystkich innych osób. Druga sprawa, to sekcje komentarzy, które w większości przyciągają opinie sprzeczne z linią materiału. Mało kto zostawia komentarz pod treścią, która pokrywa się z jego oceną, gdyż nie wzbudza to większych emocji. Jeśli jednak mamy do powiedzenia coś innego na dany temat, motywacja jest znacznie większa, a obserwując zagraniczne serwisy śmiem twierdzić, że Polacy wręcz lubują się w wytykaniu innym i nie przepuszczają okazji, by się z kimś nie zgodzić i dają temu wyraz.

"Film Netfliksa? To pewnie badziewie..."

Staje się to dla mnie wyjątkowo zauważalne właśnie przy opisywanych nie tylko przeze mnie filmach oryginalnych Netfliksa, na które część osób reaguje wręcz alergicznie i z góry zakłada nieudolność twórców. Owszem, Netflix po części sam zapracował sobie na taką opinię, bo podpisuje się pod wieloma pokracznymi produkcjami, które psują mu opinię, ale zbytnia generalizacja nie jest wskazana.

Bo gdy po seansie autorzy recenzji stwierdzają, że nie było tak źle albo było wręcz bardzo dobrze, dość szybko pojawiają się opinie niezgodne z ich oceną. Do tego oczywiście każdy ma prawo, więc dyskutujmy, ale skoro w sekcji komentarzy mogą się pojawić niepochlebne lub pochwalne oceny, to autor recenzji również może wyrazić swoje (nie)zadowolenie w przygotowanym przez niego materiale, prawda? Niestety, dość często przeciwnym opiniom towarzyszą epitety skierowane w stronę autora recenzji, a kolejni komentujący minimalnym nakładem pracy (klikając "Lubię to" lub łapkę w górę) robią wszystko, by stanąć po stronie tłumu.

Gwiazdorska obsada "Nie patrz w górę" Leo DiCaprio, Maryl Streep, Jennifer Lawrence, Cate Blanchett, Jonah Hill, Himesh Patel, Timothée Chalamet, Ariana Grande, Kid Cudi, Matthew Perry, Tomer Sisley oraz Rob Morgan

Reklama

Przed nami jeszcze kilka solidnych premier Netfliksa, w tym upakowany gwiazdami film Adama McKay'a "Nie patrz w górę". Reżysera bardzo cenię za "Vice" i "Big Short", dlatego spoglądając na jego umiejętności i obsadę, jaką dysponuje, spodziewam się nie lada widowiska. Być może film spełni pokładane w nim nadzieje, ale może też okazać się rozczarowaniem. Nie będę jednak zdziwiony, gdy średnia ocena kilkunastu lub kilkudziesięciu widzów nie będzie pokrywać się z wrażeniami tych, którzy zasiadają do seansu z bardziej analitycznym nastawieniem i planem dokładniejszej oceny filmu.

Kino, telewizor, laptop, smartfon - to, gdzie oglądasz ma znaczenie

"Irlandczyka" Martina Scorsese widziałem w kinie studyjnym i wcale nie odczułem tych 3,5 godziny przed ekranem, a jednak oglądany w domach na Netfliksie nie wzbudził tak pozytywnych emocji, głównie przez swoją długość (niektórzy tworzyli poradniki, kiedy przerywać seans, by film obejrzeć jako mini-serię). Nic więc dziwnego, że moje odczucia były odmienne od większości widzów, którzy oglądali film na kanapie w domu (daj Boże) na telewizorze, choć część pewnie widziała na laptopie lub smartfonie. To niemożliwe, by odbiór filmu (czy serialu) był taki sam. Dlatego to, że ktoś ma inną opinię, to naprawdę nic złego i nie powód, by wszczynać kłótnie, bo wpływ na to, jakie wrażenie zrobił na nas film będą też mieć warunki, w jakich go zobaczyliśmy oraz mnóstwo innych czynników. Jasne, niektóre filmy są po prostu dobre, a inne po prostu nieudane, ale w przypadku debiutujących online produkcji coraz częściej zauważalne są różnice w ocenach, a czasem wręcz dzieli je przepaść, co jest na swój sposób znakiem obecnych czasów i swobody w dostępie do treści.

Reklama

 

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama