YouTube

Filmowy hit z Kickstartera ujrzał światło dzienne. Jest obłędnie dobry!

Paweł Winiarski
Filmowy hit z Kickstartera ujrzał światło dzienne. Jest obłędnie dobry!
Reklama

Kung Fury. Mówi Wam coś ta nazwa? W styczniu 2014 roku udało się zebrać na Kickstarterze ponad 630 tysięcy dolarów. Wszystko po to, by stworzyć krótki...

Kung Fury. Mówi Wam coś ta nazwa? W styczniu 2014 roku udało się zebrać na Kickstarterze ponad 630 tysięcy dolarów. Wszystko po to, by stworzyć krótki film, który pełnymi garściami czerpie z klasyków kina akcji lat 80. i ulubionych kreskówego naszej młodości. Oczywiście przekolorowując absolutnie wszystko. Wczoraj materiał ujrzał światło dziennie. I jest obłędnie dobry.

Reklama

Sama zbiórka nie była niczym nadzwyczajnym. Podobnych pomysłów sam widziałem już przynajmniej kilka, a kiepski ze mnie orędownik serwisów zajmujących się zbiórkami społecznościowymi. Mówiąc szczerze, w pewnym momencie straciłem nawet nadzieję na to, że film kiedykolwiek powstanie. Ale potem pojawił się David Haselhoff ze swoim wykręconym teledyskiem i "hype" powrócił.

Premierę Kung Fury ustalono na 28 maja - późne godziny wieczorne naszego czasu. Ale nie w kinie, nie na DVD, nie w telewizji. Na YouTubie, gdzie o określonej godzinie rozpoczął się stream na żywo. Później na oficjalnym kanale Laser Unicorns umieszczono film w normalnej formie. Widziałem, że nawet w Warszawie ludzie potrafili zebrać się w lokalu i wspólnie oglądać transmisję.

Obejrzałem Kung Fury i nie mam wątpliwości. Tego typu materiał nie miał prawa pojawić się w telewizji - i to nie ze względu na długość (niestety tylko 30 minut). W filmie zebrano całą masę memów, potwarzanych w sieci powiedzonek, kultowych fragmentów równie kultowych filmów - takich, które często towarzyszą sieciowym rozmowom w formie gifów czy obrazków. Kung Fury to lata 80. w pigułce, podkolorowane do granic absurdu. Kungu Fury to viral, który obiegnie sieć wykręcając dziesiątki milionów wyświetleń. Prawie półtora miliona w 12 godzin to już całkiem niezły wynik, ale dajmy filmowy pojawić się w agregatach sieciowych treści i dotrzeć do mainstreamowych mediów.

Mam trochę wyrzuty sumienia, że nie wkleiłem Kung Fury na samym początku wpisu, ale jestem prawie pewien, że wtedy byście go nie przeczytali. Bo po ręka sama wędruje na myszkę (lub pilota) i wymusza ponowne włączenie. Ożywione automaty do gier, naziści, podróże w czasie i mnóstwo suchych tekstów. Wygospodarujcie sobie więc 30 minut, usiądźcie wygodnie - drugiego takiego filmu nie ma i do czasu powstania Kung Fury 2, nie będzie. Majstersztyk.

ps. Mam wrażenie, że największym wygranym Kung Fury nie jest jednak film, a David Haselhoff. Niegdysiejszy gwiazdor powrócił bowiem w fantastycznym stylu.

grafika: 1

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama