Mimo że na co dzień niezwykle cenię sobie komputery przenośne, które mogę zabrać ze sobą wszędzie, to nie ma się co oszukiwać. Praca na kilkunastu calach nijak ma się do komfortu, który stoi za zestawem dodatkowych monitorów i wysokiej klasy peryferiów. Od lat stawiam na monitory 24-calowe, które do moich potrzeb sprawdzają się idealnie. Ostatnio miałem przyjemność spędzić kilkanaście dni z 32-calowym sprzętem od Lenovo z najwyższej półki — monitorem ThinkVision P32u — i choć to fenomenalny sprzęt, już teraz wiem, że nie sprawdza się on w moim domowym biurze.
Od lat marzyłem o 32" monitorze do pracy. Niestety, w moim domowym biurze okazał się na tyle duży, że... aż niewygodny
Może najpierw kilka słów wprowadzenia na temat konfiguracji, w jakiej korzystałem z tego ogromnego monitora. Jako że na co dzień sięgam po znacznie mniejsze ekrany, 50-centymetrowy blat okazuje się w zupełności wystarczający: bez problemu mieszczą się na niej nie tylko monitory, ale także wszelkie peryferia, no i oczywiście sam komputer. W przypadku 32-calowego ekranu... także wszystko się zmieściło — jednak komfort pracy zamiast podskoczyć, znacznie spadł — wszystko stało się po prostu niewygodne.
Lenovo ThinkVision P32u w praktyce
Monitor Lenovo ThinkVision P32u oferuje matrycę IPS o rozdzielczości 3840 x 2160, wysokim współczynniku kontrastu (1000:1), odświeżaniu 60Hz, niskim czasie reakcji (na poziomie 6ms), szerokich kątach i — jak informuje producent — blisko stuprocentowym pokryciu przestrzeni barw AdobeRGB (dokładnie 99,5%). Do tego dochodzii cały pakiet złącz wideo (2x HDMI 2.0, 1x DisplayPort 1.2 oraz po jednym wejściu / wyjściu ThunderBolt 3), możliwość podpięcia głośników do złącza audio, wygodne i intuicyjne menu dostępne z poziomu monitora. To wszystko daje nam zestaw, który usatysfakcjonuje nawet bardziej wymagających użytkowników. Do tego dochodzi jeszcze minimalistyczny, doskonale wpasowujący się w każde wnętrze design, banalnie prosty montaż i podłączenie, aha — oraz opcja łatwego obracania monitora, dzięki któremu praca w pionie nie będzie stanowiła najmniejszego problemu. W teorii więc wszystko wypada idealnie, co zatem sprawiło, że praca na nim nie była specjalnie wygodna?
Powód jest prosty: chodzi o rozmiar. 32-cale to matryca, którą wciąż kojarzę bardziej z telewizorami, niż monitorami, przy których zasiadam do pracy. Tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w przypadku ogromnego "biurka prezesa" taka konfiguracja sprawdza się idealnie. Co więcej: jestem przekonany, że docenią je także ci, którzy mają w swoich domowych kątach wydzielone miejsce do pracy, które nie ogranicza się do niewielkiego biurka. W moim przypadku jednak konfiguracja ta okazała się przerostem formy nad treścią. Siedziałem zdecydowanie zbyt blisko ekranu, przez co ogarnięcie wszystkiego co się dzieje na monitorze było poza moim zasięgiem i nie dość, że ciągle błądziłem wzrokiem, to jeszcze nieustannie kręciłem głową. Z wygodą miało to wspólnego tyle, co nic. Kiedy zaś byłem w pozycji że wszystko prezentowało się jak należy, okazywało się że jestem kilkadziesiąt centymetrów odsunięty od blatu... ups?
Co za dużo, to niezdrowo
W praktyce więc musiałem ze smutkiem się poddać i zarzucić myśl o wymianie mojego ekranu do codziennej pracy na większy. Wzbogacenie 13-calowego komputera o większy ekran towarzyszący i praca na kilku ekranach — zdecydowanie mają sens. Jednak nie zawsze więcej znaczy lepiej, każdy powinien znać swoje granice. Najwyraźniej jednak w mojej domowej konfiguracji 32-cale to zdecydowana przesada. A szkoda, bo oferowana przez ThinkVision P32u rozdzielczość 4K, doskonałe nasycenie barw i cały zestaw złącz (pamiętających również o audio) to rzecz, której brakuje mojemu już leciwemu ekranowi. W moim przypadku 27" jak chociażby te oferowane przez Lenovo w ThinkVision X1 czy LG w modelu 27UK850.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu