Felietony

Skoro już zostają twarzą marki, to chociaż publicznie powinni korzystać z ich sprzętów, prawda?

Kamil Świtalski
Skoro już zostają twarzą marki, to chociaż publicznie powinni korzystać z ich sprzętów, prawda?
Reklama

Kilka dni temu internet obiegła wieść, że Gal Gadot — nowa twarz Huawei — mimo że promuje swoim wizerunkiem chińską firmę, dodała wpis na Twitterze z poziomu iPhone'a. I rozpętało się piekło — dla jednych to żaden problem, dla innych wielka wpadka wizerunkowa. Prawda leży gdzieś po środku, ale nie da się ukryć, że całego tego kryzysu dało się łatwo uniknąć. Tylko najwyraźniej te miliony dolarów które dostają artyści to trochę za mało, by dopilnować szczegółów.

Wonder Woman nie jest pierwszą gwiazdą, która zaliczyła podobną historię. Kilka lat temu analogiczne przygody miała Alicia Keys. Będąc twarzą Blackberry, także ćwierkała z iPhone'a. Zresztą Robert Lewandowski, twarz Huawei, również zaliczył wpadkę z iPhonem w roli głównej. Ale kolejna taka historia okazała się świetną okazją, by podyskutować na temat gwiazd zostających twarzą marki.

Reklama

Wiem że dla wielu ta informacja może być szokiem, ale prawdopodobnie lwia część wpisów w social mediach które pojawiają się na kontach celebrytów nie jest dodawana przez nich samych, a obsługujące je agencje. Dlatego też NAWET JEŻELI Gal Gadot na co dzień korzysta z Huawei — można z tego bardzo łatwo wybrnąć. I takim tłumaczeniem posłużyła się właśnie gwiazda, choć zamiast zrzucić na agencję -- powiedziała, że zamieścić wpis pomógł jej ktoś z zespołu. Dodała też, że został on dodany nie z iPhone'a, a Macbooka. W sumie też szkoda, bo Matebook X to kawał fajnego sprzętu ;-).

Kilka dni temu dołączyłem do dyskusji na Twitterze, w której Natalia, na co dzień pracująca w dziale PR i pisząca świetnego bloga JestemGeekiem, jasno wyraziła swoje zdanie, że kontrakty reklamowe to jedno, a rzeczywistość to... zupełnie inna bajka. I że gwiazdy nie podpisują cyrografu, z którego wynika że będą korzystać tylko z jednego sprzętu. To żadna nowość w świecie medialnym, a internet tylko obnaża to, co dzieje się w branży od lat. Zgadzam się, że tak się dzieje. Aczkolwiek nie zgadzam się z tym, żeby twarz marki w miejscu publicznym paradowała ze sprzętem konkurencji, bo wtedy przekaz dla mnie jest jasny. Celebryta nawet za grube miliony dolarów nie chce korzystać z tych urządzeń, a to raczej nie jest najlepsza rekomendacja dla użytkowników.

W domowym zaciszu — niech sobie korzysta z czego chce, ale tak długo jak przyjmuje czeki, stawia się na premierach sprzętu w roli twarzy marki, niech publicznie będzie im wierna. I zadba również o to, aby obsługująca ją agencja dopilnowała szczegółów — bo nawet jeżeli korzystają ze sprzętów Apple, mogą pokusić się o wyjście poza strefę swojego komfortu, narazić na małą niewygodę i zrobić to z poziomu przeglądarki... czy innego systemu. Możliwości jest dużo, nawet ten bonusowy Huawei w biurze nikogo by nie zabolał.

Najgorsze w tej historii jest to, że mimo upływu lat — nic się w tej kwestii nie zmienia. Kolejne pożary w social mediach, prawdopodobnie wywołane przez junior specialist czy inne poważnie brzmiące nazwy stanowisk wybuchają znienacka i gaszone są wszystkimi dostępnymi środkami. Wiecie, te kontrakty nie opiewają na kilkadziesiąt czy kilkaset dolarów — mówimy tutaj o sumach, których większość z nas nigdy w swoim życiu nie zarobi. I jeżeli już ktoś podejmuje się takiego zobowiązania, niech się go trzyma. Albo przynajmniej przestanie okłamywać swoich fanów.

Źródło

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama