Gry

Fast & Furious: Showdown - recenzja najgorszej gry tego roku

Piotr Kaźmierczak
Fast & Furious: Showdown - recenzja najgorszej gry tego roku
Reklama

Activision tą grą przebił wszystkich. Mili państwo, przywitajcie największego crapa tego roku (jeżeli nie największego w całej generacji). Brawa dla F...

Activision tą grą przebił wszystkich. Mili państwo, przywitajcie największego crapa tego roku (jeżeli nie największego w całej generacji). Brawa dla Fast & Furious: Showdown!

Reklama

Gdybyśmy w branży gier organizowali plebiscyt na kształt filmowych Złotych Malin, to omawiana produkcja zdobyłaby nominację w niemal każdej możliwej kategorii. Serio, wytwór ten jest po prostu totalnym nadużyciem ze strony Activision. Za obcowanie z nim wydawca powinien dopłacać, a nie żądać od kogoś pieniędzy.

Otrzymując Fast & Furious: Showdown do recenzji, pomyślałem, że pozycja ta po prostu nie mogła trafić w lepsze ręce. Wszyscy którzy mnie znają, wiedzą bowiem, że lubię niszowe tytuły i staram się zawsze, nawet w największym bałaganie kodu, dostrzec jakieś pozytywy (vide MindJack). W przypadku najnowszego monstra Activision jednak nie potrafię, a konsola mi świadkiem, że starałem się. Ba, prawie udało mi się tę grę ukończyć (wysiadłem na przedostatniej misji, jakieś dwadzieścia minut od napisów). Nie dałem jednak rady. Wszystko dlatego, że zdarzają się tu fragmenty tak frustrujące, że po raz pierwszy od bardzo dawna miałem szczerą ochotę rzucić padem. Ze względu na pada (i swoje zdrowie) podziękowałem więc ostatecznie temu gniotowi.

Fast & Furious: Showdown jest w założeniach tytułem akcji opartym w głównej mierze na wyścigach samochodowych. Wszystkie wydarzenia w grze są o dziwo uzasadnione fabularnie (kręcą się wokół historii zaczerpniętych ze  wszystkich filmów z serii Szybcy i Wściekli), ale robią jedynie za pretekst do „zabawy”. Fanem marki nie jestem, dlatego też zupełnie pogubiłem się w tym, o co tu tak naprawdę chodzi. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, wystarczy wiedzieć, ze w Showdown śledzimy zmagania siatki (siatek?) przestępczej, która organizuje napady, nielegalne wyścigi itp.


Co ciekawe, nie jest to produkcja jednowymiarowa. Poza samymi wyścigami (występują w różnych wariantach), dostajemy też akcje pokroju strzelania do nadjeżdżających wrogów, przeskakiwania z jednego pojazdu na drugi, przeciągania sejfu (!) po ulicy, czy omijania min na wąskiej drodze.

Oczywiście jeden element jest gorszy od drugiego. Już sam model jazdy jest wręcz katastrofalny. Dawno nie widziałem czegoś prezentującego się w tym wymiarze tak obrzydliwie. Auta zachowują się niemal jak czołgi, do których ktoś przyczepił małe kółeczka od dziecięcego wózka. Porównanie do czołgów nie jest zresztą przypadkowe – nasze bryki zmiatają po drodze wszystko co się rusza (poza przeciwnikami). Nie ma się więc co obawiać, że trafiając na przypadkowy samochód, zaliczymy jakiś większy dzwon. W momencie zderzenia, nasza przeszkoda z reguły wylatuje w powietrze, a my jedziemy dalej.

Ci, co zrobili to coś (nie ośmielę się nazwać tych developerów twórcami) próbowali też zaimplementować w swoim produkcie motywy znane chociażby z Burnouta (spektakularne likwidowanie oponentów). W Showdown także można takie akcje ujrzeć, ale całościowo wypadają one żenująco (w zasadzie nie wiemy, jak zareaguje przeciwnik w trakcie uderzenia) i sprowadzają się raczej do szczęścia niż do umiejętności.

Reklama


Strzelanie jest za to zabawne. Nie ma znaczenia w co się strzeli – i tak liczy się pasek zdrowia samochodu (tak, dobrze czytacie – pasek zdrowia samochodu, oznaczony na dodatek serduszkiem). Możemy więc celować bezpośrednio w ludzi, w opony, czy też w szyby – efekt zawsze jest ten sam. Świetna zabawa, wręcz idealna, jak na 1996 rok. Problem w tym, że mamy 2013.

Reklama

O właśnie, jest 2013 rok (dla pewności sprawdziłem w kalendarzu), więc może ktoś mi wyjaśni, dlaczego Fast & Furious: Showdown wygląda ja coś zawieszonego pomiędzy PlayStation, a PlayStation 2? Niektóre tekstury przypomniały mi nawet lata szkolne i zaciekłe boje w Midtown Madness na lekcjach informatyki. Za to ludzie wystający z samochodów wyglądają tu trochę jak kukły zabawek produkowanych przez firmę Mattel, czy też figurki Action Mana. Nie żartuję - Showdown, to istny powrót do lat dzieciństwa. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniają dorysowujące się tekstury i wszechobecne zwolnienia animacji.

Naprawdę myślicie, że inaczej prezentuje się warstwa audio? Jeżeli tak, to już wyprowadzam was z błędu. Wszelkie odgłosy brzmią po prostu źle/bardzo źle. Nie chcę natomiast oceniać ścieżki dźwiękowej, bo jej odbiór zależy oczywiście od konkretnego gustu. Powiem tylko, że mamy tu do czynienia z piosenkami przypominającymi niskiej klasy nagrania z radia puszczane na komercyjnych stacjach.


Ustaliliśmy już, że mechanika gry jest tragiczna, podobnie jak jej grafika. Niestety, w Fast & Furious: Shodown występuje też coś, co jest zmorą przede wszystkim starszych produkcji – wszechobecna frustracja. Gra ta, jest po prostu straszliwie krótka (można ją skończyć w dwie godziny), dlatego też „ci, co ją zrobili” zainstalowali w niej pewne „sztuczki”. Polegają one zwyczajnie na oszukiwaniu gracza, przez co zmuszony jest on do powtarzania wyścigów, czy scen akcji. Podczas zawodów razi przede wszystkim poziom oponentów (a w zasadzie klasa ich aut). Nieważne, że zyskamy nad nimi ogromną przewagę, i tak przy mecie znajdą się za naszymi plecami. Miałem nawet taką sytuację, że prowadziłem niemal od samego początku wyścigu, aż nagle, dwieście metrów przed metą wyprysły mi przed nosem dwa samochody. Wyścig zakończył się przegraną i trzeba było zaczynać od nowa. Przypadków tego typu jest w tym tytule co niemiara. Osobiście, skapitulowałem jednak w innym momencie – podczas misji pościgowej. Mój cel wyposażony został w znacznie szybszy samochód, a gdy oddaliłem się od niego na określoną odległość, pościg automatycznie kończył się porażką. Frustracja sięgnęła zenitu, kiedy powtarzałem tę misję dziesiąty raz.

Na koniec, wypada mi jeszcze raz, dobitnie przestrzec was przed tą produkcją. Fast & Furious: Showdown jest bowiem ohydną próbą wyciągnięcia pieniędzy od fanów filmowej serii. To nadużycie, za które Activision powinno się wstydzić po wsze czasy. Absolutnie, pod żadnym pozorem, nie sięgajcie po tę kupę. Gdybym chciał kogoś odstraszyć od gier, byłby to pierwszy produkt, który bym mu pokazał. Jednym słowem – paskudztwo.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama