Farma solarna unosząca się na wodzie to nowa duma chińskiego miasta Huainan. Lokalizacja jest ciekawa i ważna, ponieważ mowa o miejscowości związanej z górnictwem, wydobyciem węgla i produkcją energii elektrycznej. Jest to jednak energia uznawana dzisiaj za „brudną”. I oto na terenie, gdzie niegdyś prowadzono wydobycie, a który z czasem został zalany przez opady deszczu, postanowiono uruchomić pływającą elektrownię słoneczną.
Ciekawy sposób na pokazanie, że w Chinach dzieje się coś nowego, że władze chcą rezygnować z paliw kopalnych postawić na OZE. Warto przy tym dodać, że ma to nie tylko wymiar symboliczny – całkiem niedawno poinformowano, że Państwo Środka do 2020 roku zamierza wydać ponad 360 mld dolarów na odnawialne źródła energii. To naprawdę mocne działania, które trudno wrzucić do teczki z napisem PR. Smog, zanieczyszczenia wody i gleby stały się dla kraju wielkim problemem, wręcz zagrożeniem, więc trzeba z tym walczyć. Przy okazji istnieje szansa, całkiem spora, że ponoszone teraz inwestycje z czasem się zwrócą: to Chiny mogą się stać za jakiś czas wielkim eksporterem technologii energetycznych. To powinno przynieść nie tylko miliardy dolarów z eksportu, ale też nowe miejsca pracy. Miliony miejsc pracy.
Wróćmy do dryfującego obiektu. Farma solarna o mocy 40 MW nie jest liderem zestawień, gdy zacznie się ją porównywać z elektrowniami słonecznymi na lądzie. Kiedyś pisałem o znacznie większych, potężniejszych inwestycjach w Maroko, warto też wspomnieć, że w Australii powstaje obecnie farma o mocy 330 MW. Rożnica dość poważna. Chińska farma solarna jest ponoć dobrze przygotowana do warunków, w jakich będzie funkcjonować. Woda wykorzystywana jako chłodziwo znajduje się na miejscu, co obniża koszty inwestycji. Przy tym nie szpeci się lądu, niższe mogą być opłaty związane z nabyciem terenu pod inwestycję.
Argumenty brzmią logicznie, przypomina się inny przypadek, gdy stara kopalnia ma zyskać nowe życie – to już niemiecki projekt, obiekt zamieniany jest w wielki akumulator:
Dochodzimy do projektu z Nadrenii Północnej-Westfalii. W jaki sposób kopalnia stanie się akumulatorem? Zostanie zamieniona w elektrownię szczytowo-pompową. Na powierzchni ziemi powstanie wielki zbiornik wody, którą wykorzysta się, gdy panele słoneczne i wiatraki nie będą w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych. Spadająca do szybów woda będzie napędzać turbiny, powstanie energia elektryczna. Gdy natomiast zapotrzebowanie na prąd spadnie, nadwyżka energii z OZE zostanie wykorzystana do wypompowania wody na powierzchnię. Instalacja o mocy 200 MW ma zapewnić energię elektryczną setkom tysięcy gospodarstw domowych.[źródło]
Ciekawe, który pomysł okaże się lepszy? Dryfująca farma solarna faktycznie nie zajmuje cennej ziemi, ale z drugiej strony, nie można jej ulokować na każdym akwenie, bo to po prostu niebezpieczne. Pojawia się pytanie o zużycie materiałów oraz o wpływ obiektów tego typu na środowisko naturalne. Aby uzyskać naprawdę dużą moc, należałoby pokryć panelami wielką powierzchnię, a to nie jest proste zadanie w warunkach „wodnych”. Próbować jednak warto. Podobnie jest z pływającymi wiatrakami czy eksperymentami z latawcami, które w teorii mogłyby stanowić alternatywę dla wielkich turbin. Im więcej pomysłów i testów, tym lepiej.
Więcej z kategorii Świat:
- Karuzela kręci się dalej. Teraz Facebook grozi Kanadzie
- Bitcoin (i inne kryptowaluty) trują naszą planetę. Na masową skalę
- 16 miliardów złotych - tyle stracili ludzie z powodu ataków hakerskich. I to tylko w jednym kraju
- Signal jest zbyt bezpieczny. To nie podoba się autorytarnej władzy
- Kobieta tworzyła deepfake'i nastolatek, by... usunięto je z zespołu chearleaderek