Polska

Eurowybory, czyli kampania spotów przedziwnych

Maciej Sikorski
Eurowybory, czyli kampania spotów przedziwnych
Reklama

Za niecałe dwa tygodnie wybory do Parlamentu Europejskiego. Wysoka frekwencja raczej nam nie grozi, ale to nic nowego i nadzwyczajnego. Ich wyniki wie...

Za niecałe dwa tygodnie wybory do Parlamentu Europejskiego. Wysoka frekwencja raczej nam nie grozi, ale to nic nowego i nadzwyczajnego. Ich wyniki wiele w naszym życiu nie zmienią (za to odmienią życie przyszłych europarlamentarzystów), lecz temat przybiera na sile w mediach i składa się na to kilka czynników, m.in. fakt, że rozpoczyna się prawdziwy wyborczy maraton, który zakończymy dopiero w przyszłym roku. Mnie najbardziej w całym tym zamieszaniu zastanawia jedno: dlaczego serwowane są nam tak złe spoty wyborcze?

Reklama

Telewizor wyniosłem z mieszkania już kilka lat temu, prasę dobieram tak, by nie podnosić sobie ciśnienia i nie zaśmiecać głowy bzdurnymi informacjami, podobnie jest ze stacją radiową - wybrałem taką, w której jest przede wszystkim muzyka i szeroko pojęta kultura. Pisząc krótko: od polityki stronię i nie mam z nią wiele wspólnego, bo szkoda na to zdrowia. Nie da się jednak uciec od niej całkowicie – przecież do Sieci też wkroczyła, a kampania wyborcza jest w Internecie realizowana z przytupem. Także w mediach społecznościowych, których jestem użytkownikiem.

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu dni trafiłem na sporo materiałów wyborczych, które miały mnie zachęcić do oddania głosu na konkretnego kandydata i jego partię. Były to przede wszystkim krótkie spoty umieszczane na YouTube. Szukałem ich? Nie, poznawałem te reklamówki, ponieważ codziennie jakiś znajomy albo znajomy znajomego z Facebooka dzielił się znaleziskiem z kategorii „o co tu chodzi?”. Bo właśnie takim zdaniem można podsumować znaczną część jutubowych spotów wyborczych. Po odtworzeniu człowiek zachodzi w głowę, co wydarzyło się chwilę temu - przecież to nie mogło powstać na serio. Twórcy zapewne walczą o jakąś nagrodę w kategorii "materiały wyborcze stworzone dla beki". A co jeśli to nie są żarty?

Najciekawsze jest to, że dziwne/komiczne/koszmarne spoty nie są domeną jednej partii – każda musiała dorzucić coś do tego worka nieszczęść. Mamy zatem byłego prezydenta Warszawy machającego szablą, byłego szefa Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji (moim skromnym zdaniem, lider zestawienia jutubowych nieporozumień), mamy też człowieka, którego spot przaśnością nawiązuje do hitu Ole! Olek. Powrót do przeszłości. I śmieszno i straszno, choć należałoby się spodziewać czegoś innego.

Pisząc o oczekiwaniach wobec spotów wrzucanych na YouTube’a nie mam na myśli programu politycznego, bo ten byłby jedynie stekiem bzdur i obietnic bez pokrycie. Chodzi mi po prostu o ciekawe materiały wyborcze. Ciekawe nie ze względu na swą śmieszność, ale sposób realizacji, przekazu, formy dotarcia do wyborców. Filmy z kampanii pokazują, że innowacyjność twórców skończyła się na etapie „to będzie na jutubie”. A przecież mogło być inaczej. Pytanie tylko, dlaczego nie jest? To raczej nie kwestia budżetu czy ograniczeń technologicznych albo czasowych.

Kolejny raz okazuje się, że jeśli chcesz korzystać z mediów społecznościowych, to musisz wiedzieć, jak to robić. Póki co wielu kandydatów wystawiło się na pośmiewisko i nie ma to nic wspólnego z ich poglądami politycznymi czy planami, które chcą zrealizować podczas przyszłej kadencji. Stali się obiektem drwin, bo wystąpili w materiale, przy którym szczęka opada i który trzeba obejrzeć trzy razy. Dopiero wtedy do człowieka dociera, że to się naprawdę wydarzyło i nie zawierało sceny z mrugającym do nas facetem siedzącym przy szklance bezalkoholowego.

Być może próbowałbym zrozumieć, a nawet zaakceptować te spoty, gdyby stali za nimi sami politycy. Podejrzewam jednak, że to dzieło specjalistów, którzy z niejednego pieca chleb jedli. I tu zaczynam się gubić, ponieważ nie wiem, skąd bierze się takich specjalistów. Można też całą sprawę skwitować stwierdzeniem "taki spot, jaki wyborca". I pewnie przyznałbym rację, gdyby chodziło o kampanię sprzed 10-15 lat realizowaną w tradycyjnych mediach. Sęk w tym, że to dzieje się dzisiaj, w mediach społecznościowych i odbiorcy najwyraźniej nie dali się uwieść. Czy minister Boni i jego sztab naprawdę nie przewiedzieli tego, że jego krótki film ludzie będą sobie podsyłać w ramach żartu do porannej kawy w pracy? No chyba, że na to właśnie liczono i publikując ten tekst staję się elementem intrygi grubymi nićmi szytej...

Na koniec mała prośba: odpuście sobie kampanię wyborczą w komentarzach - jeśli chcecie dorzucić coś do spisu śmiesznych spotów, to zapraszam, ale bez przekonywania innych, że jedna racja jest bardziej racją a druga mniej ;)

Źródło grafiki: YouTube

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama