Sprawy "Świtu wampirów" ciąg dalszy. Jak się bowiem okazuje, temat internetowego fenomenu szczucia cycem w "pierwszym polskim horrorze z prawdziwego z...
Sprawy "Świtu wampirów" ciąg dalszy. Jak się bowiem okazuje, temat internetowego fenomenu szczucia cycem w "pierwszym polskim horrorze z prawdziwego zdarzenia" jest bardziej skomplikowany, niż się z pozoru wydaje. Podobno sprawa jest w sądzie. Piszę "podobno", bo żadna ze stron nie zdecydowała się na wyjaśnienia. Za to zaproponowano mi rolę w filmie...
Dzień po publikacji piątkowego materiału o produkcji "Świt wampirów" otrzymałem od Piotra Matwiejczyka wiadomość prywatną via Facebook o treści:
Prosze nie przytaczać mojego nazwiska w kontekście filmu ŚWIT WAMPIRÓW. Sprawa jest w sądzie o naruszenie moich praw. Proucent z premedytacją podpisuje mnie pod czymś czego nie zrobiłęm. Dlatego teraz kiedy Pan już wie , że info prasowe kłamie, prosze nie używać mojego nazwiska. (pisownia oryginalna).
Ponieważ nie znam Pana Matwiejczyka i nie mam gwarancji, że konto, z którego przyszła ta informacja, faktycznie należy do reżysera, poprosiłem o wystosowanie mailem oficjalnego sprostowania. Reżyser odmówił i... wściekł się. Ale po kolei.
Jak to z wampirami było
Firma artriva.pl przesłała oficjalny, choć pisany łamaną polszczyzną komunikat prasowy, w którym czytamy, iż Piotr Matwiejczyk był reżyserem i scenarzystą filmu. W tym pierwszym przypadku występował pod pseudonimem Piotr Anioł.
Informację zdaje się potwierdzać trailer filmu:
Pseudonim Anioł i nazwisko Matwiejczyk pojawiają się również w najnowszej zapowiedzi, opublikowanej ledwie przedwczoraj, 11 maja:
W związku jednak z informacją przesłaną mi przez Piotra Matwiejczyka lub osobę, która się za niego podaje, 10 maja wystosowałem do firmy artriva.pl, autora komunikatu prasowego, prośbę o odpowiedź na postawione zarzuty:
Szanowni Państwo, proszę o ustosunkowanie się do następującej informacji. Pan Piotr Matwiejczyk, którego podajecie w składzie reżyserskim, zaprzecza informacji, jakoby miał cokolwiek wspólnego z filmem "Świt wampirów". Podobno wytoczył Państwu sprawę o naruszenie praw autorskich. Odmówił jednak przesłania sprostowania, tym niemniej wyraził się jasno. Bardzo więc proszę o oficjalne stanowisko wobec zarzutów Pana Matwiejczyka.
Odpowiedzi do dziś nie otrzymałem. Również i reżyser filmu konsekwentnie trzyma się swojego postanowienia i nie wydaje żadnego oficjalnego komunikatu. Według niego sprawa jest prosta:
Powiadomiłem Pana i to wystarczy.
Szalenie interesujące jest to, że twórca chciał mnie postawić na baczność stwierdzeniem, że sprawa jest w sądzie. Jeśli faktycznie, to ciężko mi prostować cokolwiek, nim sąd wyda orzeczenie. Mogę co najwyżej opublikować oficjalne oświadczenie, za którego treść weźmie odpowiedzialność jego autor. Ten jednak przed taką opcją postanowił się uchylić. C'est la vie...
Szukam informacji
Skoro na współpracę liczyć nie można, trzeba odrobić zadanie domowe samemu. Najpierw postanowiłem odwiedzić stronę spółki artriva.pl. Moja wycieczka skończyła się tutaj:
Skierowałem się więc w drugą stronę, szukając strony reżysera Matwiejczyka lub jakiegokolwiek oficjalnego dementi jego autorstwa. Jednego i drugiego brak. Naczytałem się za to recenzji, których przytaczać nie będę, by nikogo nie straszyć. W dużym skrócie powiedzieć można, iż są one nad wyraz niepochlebne. Ale to temat na osobną dyskusję, a poza tym my tu filmów nie recenzujemy. Zamieszczam tylko dwa przykłady, by nie być gołosłownym (kolejno dziennik.pl i gazeta.pl):
Co poza tym? Otóż wszystkie możliwe doniesienia prasowe, od mediów lokalnych po gazetę.pl informują, że "Świt wampirów" kręcony jest przez Piotra Matwiejczyka. Mało tego, serwis stopklatka.pl umieszcza ten tytuł w filmografii twórcy:
Dostaję rolę (no, prawie...)
Sobotnia korespondencja z reżyserem daleka była klimatem od sielskiego popołudnia. W pewnym momencie skwitowałem facebookową dyskusję stwierdzeniem:
doradziłem Panu, jak sprostować informację, która uznał Pan za fałszywą, ale wyraził Pan brak chęci w tym kierunku.
Mój rozmówca rozsierdził się po tym stwierdzeniu okrutnie i złożył mi następującą propozycję (uwaga, treść wulgarna!):
może chce się Pan pobawić w pewną grę o sprostowywaniu wiadomości. Powiedzmy, że ja wypuszczę plotkę na Pana temat i powielę ją po stokroc zanim Pan ją sprostuje ? Co ? Strach obleciał ? (...) . Poczekam aż Pan oficialnie odpowie na moją propozycję, ale do tego momentu gdzie się da napisze, że Pan taką propozycję zapewne rozważa. Jestem twórcą filmowym i mam prawo robić filmy na jaki temat mi sie chce. (pisownia oryginalna)
Niniejszym Pan Matwiejczyk zainaugurował tegoroczny sezon ogórkowy, choć jeszcze tego samego dnia został przebity przez Conchitę. Takie życie...
Gdzie leży prawda?
Absolutnie nie mam pojęcia, ale dochodzę do wniosku, że jej szukanie mija się z celem. Obie strony konfliktu wydają się być na tym samym poziomie twórczym, więc nie ma sensu interesować się tematem. Ubolewać można tylko nad faktem, iż poziom ego polskich twórców niezależnych pozostaje odwrotnie proporcjonalny do umiejętności.
Trafnie (choć kulawo pod względem językowym) zdaje się to podsumowywać komentarz anonimowego internauty na łamach portalu stopklatka.pl:
Mysle, ze w koncu ktos napisal prawde o tworczosci Matwiejczyka (recenzja Stopklatki filmu 'Na boso'). Filmy robione w 4dni, montowane w tydzien - juz sam Saniewski mowil co o tym mysli nie podajac oczywiscie nazwisk. Mam nadzieje, ze moda na Matwiejczykow minie, moda wsrod jurorow nagradzania ich miernych filmow. Inna sprawa jest fakt, ze nikt nie potrafi sie wzbic ponad miernote tych braci. Naprawde nie robia nic rewolucyjnego w kinie, gniot za gniotem w stylu 'Krew z nosa', 'Emilia' czy 'Na boso'... To sa naprawde slabe lub srednie filmidla offowe. Poniekad Stopklatka lansujac te miernoty wplywa, ze daje sie im potem gruba kase z naszych podatkow na takie cos jak 'Hiteria czasu'... Mam pelna nadzieje, ze histeria po Matwiejczykach wreszcie minie i pojawi sie ktos z naprawde czyms interesujacym i waznym do powiedzenia poprzez film. Czego sobie i widzom zycze. (pisownia oryginalna)
Zastanawiam się, jak to wszystko skwitować, nie uciekając się do rzucania obornikiem. Myślę, że po prostu powinniśmy się cieszyć, iż rodzimy rynek komputerowych gier niezależnych poszedł w zupełnie innym kierunku niż niezależne kino polskie. Może właśnie dlatego w dziedzinie elektronicznej rozrywki potrafimy brylować w świecie, gdy tymczasem nasze kino - i to budżetowane państwowo, i prywatnie - to dno i pięć metrów mułu, a wyjątki ("Rezerwat", "Pora umierać") tylko potwierdzają regułę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu