E-sport

Kolejny raz Europa przegrywa z Azją jeśli chodzi o League of Legends

Grzegorz Marczak
Kolejny raz Europa przegrywa z Azją jeśli chodzi o League of Legends
Reklama

Po zeszłorocznym zwycięstwie SK Telecom T1 przyszedł czas na jeszcze jeden pokaz azjatyckiej siły. Europa miała coś do udowodnienia, Marcin 'Jankos' Jankowski walczył przed polską publicznością na IEM Katowiece 2017, a Flash Wolves przyjechali z Tajwanu, żeby potwierdzić przypuszczenia o ich szybkim zwycięstwie.

Autorem materiału jest Tomasz Alicki

Reklama

IEM Katowice bez Cloud9

Jeszcze na kilka tygodni przed samą imprezą IEM rósł w oczach fanów League of Legends jako pojedynek najsilniejszych regionów. Zabrakło może topowej organizacji z koreańskiej ligi, ale po Flash Wolves można było spodziewać się występu podobnego do ostatniej dominacji SKT. Większość lig dostała swoich godnych reprezentantów.

Niestety w ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że Cloud 9, najmocniejsza aktualnie drużyna amerykańskiej ligi LCS, zrezygnowała z występu w Polsce. Postanowili zostać w Stanach, dalej trenować i skupić się na występach na regionalnej scenie. W rezultacie czołówkę turnieju w Spodku stanowili Flash Wolves, ROX Tigers, G2 Esports, H2k-Gaming oraz Unicorns of Love.

Wszystko zgodnie z przewidywaniami?

Jeżeli spojrzeć na listę czterech najlepszych drużyn, znajdziemy tam całą wymienioną chwilę wcześniej czołówkę. Można więc spokojnie stwierdzić, że faza grupowa nie przyniosła nam większych niespodzianek. Faworyci zostali rozrzuceni między dwie grupy, rozegrali niezbędne spotkania i mieli sporo czasu, żeby denerwować się playoffami.

Flash Wolves nie straciło żadnego punktu aż do półfinałów, H2k przez porażkę w BO3 z ROX Tigers musiało wygrać z Hong Kong Esports, żeby wywalczyć sobie miejsce w TOP4, a największą niewiadomą było w rezultacie europejskie starcie G2 i Unicorns of Love. W najlepszej czwórce znalazło się miejsce tylko dla dwóch drużyn z naszego kontynentu. Po awansie H2k to właśnie ta dwójka, która dzieli grupę również w europejskiej lidze LCS, musiała stoczyć ze sobą pojedynek o finały.


Europa vs Azja w League of Legends

Po dwóch dniach fazy grupowej cały IEM sprowadził się do dwóch meczów - ROX Tigers i G2 Esports oraz Flash Wolves z H2k-Gaming. Wszyscy mieli coś do udowodnienia, każdy równie żądny zwycięstwa, a sama impreza zamieniła nam się w pojedynek kontynentów.

Intel Extreme Masters dla fanów League of Legends jest bowiem gratką z jeszcze jednego powodu. Fani mają okazję zobaczyć w bezpośredniej walce drużyny reprezentujące na co dzień różne regiony. Liga chińska może zagrać z amerykańską, koreańską czy europejską. Riot przewiduje jedynie dwa takie wydarzenia w ciągu roku, do których kwalifikują się jedynie najlepsi z najlepszych. Zwycięzcy poszczególnych lig zbierają się w jednym miejscu, żeby wyłonić najlepszą drużynę na świecie.

Reklama

IEM Katowice jest więc jedną z nielicznych szans, żeby oprócz pozostałych meczów z tej serii, Worldsów czy Mid Season Invitational, móc przekonać się, jak topowa drużyna europejska sprawdzi się z Koreą czy Tajwanem.

Forma i występ H2k

Europejskie LCS-y nie są w stanie zweryfikować zbyt wiele. Trzeba utrzymywać się na górze tabeli, jeżeli zależy nam na walce o międzynarodowe turnieje pod koniec sezonów, ale w rezultacie prawdziwym sprawdzeniem formy są dopiero końcówki półroczy, kiedy rozpoczyna się ostateczna kwalifikacja do Invitationali.

Reklama

H2k miało więc okazję sprawdzić swój nowy skład w nieco innych warunkach, grając półfinał z jedną z najlepszych azjatyckich drużyn, Flash Wolves. Z 'polskiej' organizacji, która w zeszłym sezonie była kojarzona z duetem Marcina 'Jankosa' Jankowskiego i Oskara 'Vandera' Bogdana, został już jedynie dumnie reprezentujący Polskę w europejskiej lidze Marcin, jungler H2k. Trochę pozmieniało się w jego otoczeniu, przyszli zupełnie nowi gracze, a IEM był okazją, żeby przetestować swoich nowych graczy na innym gruncie.

Praktyka pokazała, że występ H2k na tym turnieju miał swoje plusy i minusy. Z jednej strony, przegraliśmy w półfinale. Oddaliśmy drugą grę praktycznie za darmo, będąc na prostej drodze do europejskiego finału, by zaraz później zostać już pokonanym bez większych wątpliwości. Bolesna porażka w półfinale, G2 w walce o puchar i teoretycznie gorszy występ od ligowego rywala.

Z drugiej jednak strony, H2k do końca turnieju pozostało jedyną drużyną, której udało się urwać punkt Flash Wolves. I to w jakim stylu! Pierwszy mecz był kwintesencją współczesnego League of Legends. Kilka zabójstw, długi pojedynek i całość przypominająca partię szachów. Wygraliśmy partię szachów z Flash Wolves, najsilniejszą drużyną LMS.

Potem, jak przyznawał Jankos w późniejszych wywiadach, zabrakło pewności i cierpliwości. Wróciliśmy w pewnym sensie do swojego gorszego stylu gry, zaczęliśmy popełniać więcej błędów, a próba skończenia meczu po przekonującym początku skończyła się natychmiastową odpowiedzią doświadczonych przeciwników i dwiema kolejnymi porażkami. Mieliśmy ogromną okazję pokonać rywali, którzy bez problemów wygrali z całą resztą drużyn. Stawiliśmy im czoła, pokazaliśmy pazury i widać, że mimo porażki, Jankos dumnie przypominał dziennikarzom z europejskich LCS-ów o zgarniętym w półfinale punkcie.


Reklama

Zawiłe problemy G2

Drużyna zdobywcy tytułu MVP całego turnieju, Luka "Perkza" Perkovicia, miała sporo do udowodnienia nie tylko samej publiczności, ale również sobie. G2 jest od zeszłego sezonu znane z imponującej formy w swoim regionie i licznych porażek na tle międzynarodowym. W zeszłym sezonie potrafili wygrać kilkanaście spotkań bez przegranej, ale kiedy przyszedł czas na turniej w połowie sezonu, nie pokazali praktycznie nic.

Tendencja utrzymywała się przez kolejne turnieje, a G2 zaczęło uchodzić wśród fanów League of Legends za drużynę z ewidentnymi problemami w międzynarodowych pojedynkach. Panowie byli więc na pewno mocno zmotywowani, żeby wreszcie wejść na wyższy poziom, pokonać swój wewnętrzny strach i wreszcie wygrać jakiś puchar.

Udało się pokonać ROX TIgers. Co prawda koreańska drużyna jest teraz w ostatniej trójce swojej ligi, prezentując dosyć niski poziom, jednak udało im się na początku fazy grupowej pokonać H2k. G2 dzięki zwycięstwu z Tygrysami dotarło do finału, żeby tam zmierzyć się z kolejnymi pogromcami ich europejskich kolegów, Flash Wolves.

Reprezentanci ligi LMS postanowili finałem przypieczętować swoją formę i nie zostawić widzom wątpliwości, kto powinien wygrać turniej. Na Reddicie krążyły dowcipy, że Flash Wolves, jako dobrzy i kulturalni gracze, szybciej skończyli grę, żeby Europejczycy mogli wcześniej pójść spać. Faktycznie tak to wyglądało, niczym jedna z gier, która jasno pokazuje, na czym polega różnica między Europą a Azją.

Polski Król Pierwszej Krwi gwiazdą IEM-a League of Legends

Nasz jedyny polski akcent na najwyższym poziomie League of Legends, Marcin 'Jankos' Jankowski, może nie podniósł pucharu po wygranym finale, o czym marzyli wszyscy kibice, ale zdobył sobie ich serca na długo przed rozpoczęciem pierwszego meczu. Jest coś pięknego w jednym pseudonimie skandowanym przez cały Spodek, kiedy H2k wchodziło na scenę.

Niczym polski Faker, Jankos miał za sobą cały tłum fanów. Nawet zaraz po porażce wyszedł na scenę, ukłonił się w pas i podziękował publice, która aż do samego końca trzymała kciuki za zwycięstwo nad Flash Wolves. Widać oddanie Jankosa publice, chęć zaimponowania swoim licznym fanom i przede wszystkim szczęście z samej możliwości pokazania się w Spodku.

Mieliśmy okazję dopingować kawał świetnego junglera. Gracza, który nie tylko imponuje umiejętnościami mechanicznymi, ale również zrozumieniem samej gry i przeciwnika.

Azjatycka dominacja w League of Legends?

Postawiliśmy się lepszemu przeciwnikowi. G2 dotarło do finału, a H2k udało się powalczyć z bardzo silnym rywalem. Europa co prawda dalej wygląda trochę blado przy konkurencji z dalekiego wschodu i powtarza błędy charakterystyczne niemal dla całego regionu, ale nie powinniśmy opuszczać tej małej 'wojny kontynentów' ze spuszczoną głową. Trzeba mieć nadzieję, że za rok zobaczymy się w Spodku z większą liczbą Polaków walczących aktualnie o wejście do LCS-ów, bowiem na poziom rywali narzekać nie możemy.

--

Autorem tekstu Tomasz Alicki. Kinomaniak, książkoholik, a od kilku dobrych lat oddany widz esportu. Od Rocket League’a przez League of Legends aż po Counter Strike’a. W całym tym kulturowym natłoku znajduje nawet czas, żeby samemu usiąść przed komputerem i zanurzyć się w porządne MMO.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama