Twitter

Erdogan chciał Turkom odebrać Twittera, a pomógł pobić rekord tweetów

Bartosz Filip Malinowski
Erdogan chciał Turkom odebrać Twittera, a pomógł pobić rekord tweetów
8

Kilka dni temu premier Turcji Recep Tayyip Erdogan zbanował Twittera (brzmi jak żart? Łatwo zapomnieć, że takie rzeczy nadal dzieją się w Europie: i tej bliższej i tej dalszej na wschód od nas). Skutek okazał się odwrotny od zamierzonego, bo kilkanaście godzin później tureccy obywatele pobili swój r...

Kilka dni temu premier Turcji Recep Tayyip Erdogan zbanował Twittera (brzmi jak żart? Łatwo zapomnieć, że takie rzeczy nadal dzieją się w Europie: i tej bliższej i tej dalszej na wschód od nas). Skutek okazał się odwrotny od zamierzonego, bo kilkanaście godzin później tureccy obywatele pobili swój rekord w tweetowaniu.

W tym tekście nie będę rozwodzić się nad konstruktem psychologicznym premiera Turcji - nie jest to skomplikowany człowiek, co powinien wiedzieć każdy, kto ma w pamięci jego reakcję na zeszłoroczne protesty. W kontekście zdarzenia warto wiedzieć tyle, że po wyciekach kompromitujących Erdogana materiałów korupcyjnych, i w sieci i na ulicach ponownie zaczęło robić się gorąco. Władza (czyli de facto premier) odpowiedziała w typowym dla siebie stylu: banując Twittera.

Niemal natychmiast zareagował zgrabnie sam TT, zachęcając Turków do tweetowania przez… SMS. Administracja Erdogana chyba zapomniała, że marka ma umowę z sieciami Avea, Vodafone i Turkcell. Chwilę później sami obywatele poradzili sobie z dziurawą cenzurą, przerzucając się na… Google’owy DNS “8.8.8.8”. To z kolei uruchomiło wirusa, podsycanego przez cyfrową partyzantkę w postaci memów, grafik, ale i guerillę w realu, np. ogromne graffiti z adresem DNS, wymalowane na jednym z bloków.

Efekt? Cyfrowy tłum w kilkanaście godzin zwiększył ilość wysyłanych tweetów o 138%. Na poniższym wykresie możecie zobaczyć jak duże różnice wystąpiły w ilości wysyłanych tweetów na przestrzeni zaledwie dwóch dni, w zestawieniu 19 marca (przed zbanowaniem TT) z 21 marca (po zbanowaniu TT).

Turcy pobili swój krajowy rekord w tweetowaniu, ćwierkając przeszło 2,5 miliona razy, ale to nie jedyna “zasługa” Erdogana. Równie szybko zaczął o tym tweetować niemal cały świat (poza jedną, wielką połacią terenu, jaką jest Rosja…).

Hashtag #TwitterisblockedinTurkey jest nadal gorący na Twitterze i miejmy nadzieję, że wypala dziurę w administracji Recepa Erdogana.

‘Forbes’ bardzo trzeźwo skategoryzował to jako ‘Efekt Streisand’ (‘Streisand Effect’), czyli zjawisko, w którym informacja poddawana (mało udolnej) cenzurze lub tuszowaniu, staje się paradoksalnie tylko bardziej nagłaśniania przez opinię publiczną drogą wirusową. Nazwa wzięła się od próby zablokowania przez Barbrę Streisand w 2003 roku zdjęcia jej rezydencji, które trafiło do katalogu 12.000 innych domów na kalifornijskim wybrzeżu w Malibu. Pozew i żądanie odszkodowania w wysokości 50 milionów dolarów od fotografa Kennetha Adelmana nie tylko nie zatuszowały sprawy, ale wygenerowały wokół niej potężne publicity, zaś zdjęcie zobaczyli ludzie, którzy sami z siebie nigdy nie dotarliby do jakiejś niszowej kolekcji Adelmana.

Puentując w nietypowy sposób: Barbra Streisand i Recep Erdogan okazali się mieć całkiem niemało wspólnego. Oboje chcieli wymazać z rzeczywistości pewne fakty i oboje na moment zapomnieli o potędze Sieci i nas, czyli internautów.

Źródła: VentureBeat, Forbes, Twitter.
Grafiki: 1, 2, 3, 4, 5.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu