Najmłodszy sprzęt firmy Nintendo okazał się świetnym miejscem na różnorodne gry niezależne. Indyki wzbogacają bibliotekę Switcha i jako gracz cieszę się, że ta platforma nie jest pomijana. Dzisiaj chciałbym powiedzieć Wam kilka słów na temat Enter The Gungeon, który całkiem niedawno pojawił się na “pstryku”. Nie miałem wcześniej styczności z tym tytułem, więc z zaciekawieniem wziąłem się za jego testowanie. Pixelartowy roguelike od Dodge Roll zrobił na mnie pozytywne wrażenie, mimo że ginąłem w niej wiele razy. Gra nie wybacza błędów i to wcale nie jest minus.
Czym w ogóle jest Enter The Gungeon?
To kolejny tytuł z poziomami generowanymi losowo, gdzie śmierć postaci oznacza, że trzeba zabawę rozpocząć od nowa, a wszystko polane 16-bitową grafiką. Roguelike, bo do tego gatunku należy, stał się ostatnimi czasy bardzo popularny. Takie hity jak: The Binding of Isaac, FTL czy Spalunky udowodniły, że warto tworzyć podobne dzieła. Nic więc dziwnego, że studio Dodge Roll poszło w tym kierunku. Wykonali naprawdę solidną robotę i dodali tyle od siebie, aby ich projekt się czymś wyróżniał. Gra jest przepełniona różnymi nawiązaniami z popkultury. W pewnych aspektach jest brutalna i poważna, a w innych prosta, zabawna oraz lekko dziecinna. Wymieszano tu wiele elementów, które świetnie współgrają jako całość. Na pierwszy rzut oka może nie zrobić na Was wrażenia, ale warto dać jej szansę. Po kilku kwadransach człowiek mocno się wciąga i chce więcej.
Podobnie jak w innych rouglike’ach, także i tutaj po przejściu danych lochów lub utracie życia nie dostaniemy za dużo nowych rzeczy na start. Nadal trzeba będzie rozpocząć kolejną partię od nowa, ale z bagażem doświadczeń, dzięki którym wiadomo już, co i gdzie trzeba zrobić. Nauka wrogów, tego, jak się zachowują, jakie ataki wykonują i tak dalej to jedna z najistotniejszych rzeczy. Kiedy poznamy ich na tyle, aby nie stanowili dla nas przeszkody, to właśnie wtedy uda się przejść do kolejnego poziomu, bez straty choćby serduszka. Nabyta wiedza jest najistotniejsza i to dzięki niej można dotrzeć do jak najdalej.
Łatwy początek, ale im dalej, tym tudniej
Zabawę zaczynamy od wyboru jednego z czworga dostępnych herosów, gdzie każdy dysponuje nieco innymi umiejętnościami. Taka Łowczyni ma do pomocy wiernego pieska, a po oczyszczeniu danej areny otrzymuje dodatkowe przedmioty. Pilot ma dobre układy z handlarzami, przez co jest w stanie nabyć elementy ekwipunku w lepszych cenach. Marine posiada specjalny pancerz, który chroni go przed jednym atakiem wroga. Natomiast Skazaniec może rzucać koktajlami Mołotova i posiada pewne bonusy do obrażeń. Warto również podkreślić, iż wszyscy bohaterowie zaczynają z inną bronią. Z początku różnice mogą nie wydawać się zbyt istotne, ale wraz z upływem czasu każdy szybko dostrzeże, w czym dana postać jest lepsza od drugiej.
Jeżeli chodzi o samo uzbrojenie, to niech Was nie zmyli mała ilość narzędzi do eliminacji zagrożenia po rozpoczęciu gry. Z każdym kolejnym podejściem ich liczba będzie rosnąć, a nowe spluwy zadziwią Was nie tylko możliwościami, ale i samymi projektami. Część z nich jest dość standardowa: AK, Shotgun, Pistolet Laserowy i tak dalej, ale inne potrafią człowieka zaskoczyć. Chociażby pukawka, która zamiast zwykłych naboi strzela literkami, druga wypuszcza rekina, który zjada przeciwników, a następna potrafi zasypać oponentów kartonowymi pudełkami. Tak, dobrze przeczytaliście. Te wszystkie bronie w Enter The Gungeon potrafią być naprawdę odjechane. To właśnie dzięki nim w dużej mierze każda partyjka może być unikalna. Dawno nie bawiłem się czymś, co dostarcza tyle frajdy w dość prosty sposób. Dodge Roll się to udało i należą im się brawa.
Takich stworków jeszcze nie widzieliście!
Gry przyzwyczaiły nas do tego, że broń i jej zasoby to nasi przyjaciele, a co powiecie na to, że w Enter The Gungeon wielu przeciwników to różne wariacje amunicji? Nie żartuję, tytuł ten pełen jest oponentów w kształcie naboi czy kapsuł z prochem. Projekty potworków są niesamowite, bo co chwila napotykamy nowe wytwory deweloperskiej wyobraźni. Bestiariusz jest interesujący i bardzo różnorodny. To samo tyczy się samych bossów. Tych spotykamy zawsze na końcu danego poziomu i nie ma możliwości, aby pomylić ich ze zwykłym stworkiem. Na przykład taki Gatling Gull to stwór, gdzie mamy ludzkie umięśnione ciało, głowę ptaka i wielki mini gun. Zresztą zobaczcie go w akcji.
Z tym dziobakiem nie ma żartów. Ten skacze, strzela z karabinu i wykonuje nalot rakietowy. Takich wymyślnych bossów jest w grze całkiem sporo i stanowią oni nie lada wyzwanie. Jeżeli dojdzie się do nich z małą ilością życia lub słabą pukawką to raczej marne szanse na wygraną.
Enter The Gungeon stoi przede wszystkim świetne przemyślaną rozgrywką, niżeli zapierającą dech w piersiach oprawą wizualną. Stylistyka w technologii 2D nie każdemu przypadnie do gustu, aczkolwiek dla mnie jest ona na naprawdę wysokim poziomie. 16-bitowe grafiki mają sporą grupę fanów, a ja sam lubię te wszystkie pixelartowe produkcje i nie mam problemu, z tym że w dzisiejszych czasach wielu deweloperów decyduje się na taką technologię. Płynność gry robi duże wrażenie, szczególnie że tytuł ten jest naprawdę dynamiczny. W pewnym momentach zdarzało się, że klatki animacji nieco spadły, kiedy na ekranie dużo się działo, ale takich momentów nie uświadczyłem zbyt wiele.
Dodajmy do tego świetne animacje, dużą ilość elementów na mapach i dbałość o detale. Deweloper zadbał o to, aby środowisko było przyjemne dla oka, a także dobrze spełniało swoją funkcję podczas zabawy. Nie można zapominać o genialnej ścieżce dźwiękowej, która uprzyjemnia całą rozgrywkę. Utwory idealnie pasują do tej gry i doskonale wpasowują się w chaos, jaki panuje w Enter The Gungeon. Wiele radości powoduje używanie pukawek, które są nie tylko absurdalne wizualnie, ale i dźwiękowo. Ekwipunek potrafi wydawać przeróżne brzmienia. Od odgłosów puszczania baniek, poprzez mocno spłaszczone wystrzały prawdziwych karabinów, na laserach i używania powietrza w sprayu kończąc.
Jeden z najlepszych roguelike wylądował na Nintendo Switch
Wersja na Nintendo Switch nie wyróżnia się zbytnio od wersji na inne platformy. To nadal to samo wspaniałe Enter The Gungeon, tylko z możliwością grania w opcji mobilnej. Trzeba tutaj wspomnieć o co-opie na dwa joycony, który wypadł naprawdę świetnie. Zabawa w dwie osoby dostarcza wiele emocji i polecam ten tryb każdemu. Jeżeli nie mieliście styczności z tym tytułem, to serdecznie polecam. Natomiast ci, którzy chcieliby móc wszędzie pograć w ulubiony tytuł, mają teraz możliwość, aby zaopatrzyć się w ten mały hit.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu