Telefony

Sen pijanego designera? Cóż, taki telefon bym chętnie kupił

Jakub Szczęsny
Sen pijanego designera? Cóż, taki telefon bym chętnie kupił
39

Może to tylko omamy, a może rzeczywiście w mojej ocenie tego, co dzieje się aktualnie na rynku telefonów jest jakaś prawidłowość? Wygląda na to, że po dosłownie latach posuchy w kwestii "smartfonowych rewolucji" otrzymujemy coraz dziwniejsze konstrukcje. O ile niektóre z nich są lekko kuriozalne, mnie zachwyciło to, co skonstruował Energizer. Jakkolwiek głupie to nie jest.

Telefon tak gruby, że mógłby zostać uznany za narzędzie zbrodni, gdyby tylko odpowiednio go użyć. Tak ciężki, że upuszczony z odpowiedniej wysokości mógłby z łatwością przebić czaszkę. Prawdopodobnie mało poręczny i ledwo mieszczący się w kieszeni. Ale zapewniający to, czego zapewnić nie są w stanie obecnie produkowane słuchawki. Smartfon, który podziała naprawdę długo na jednym cyklu ładowania i niestety... będzie przy okazji wymagał długiego ładowania. Energizer w trakcie MWC 2019 w Barcelonie zaprezentował telefon komórkowy, który może pochwalić się akumulatorem o pojemności zawrotnych 18 000 miliamperogodzin.

Co ciekawego na MWC 2019? Sprawdź nasze teksty:

Cegłówka. Tak nazwałbym to, co zaprezentował Energizer

Upchnięcie tak ogromnego jak na standardy rynku smartfonowego akumulatora musiało odbić się na designie urządzenia. Stało się to w taki sposób, że jestem niemal pewien, że to wcale nie pomysł, który został obliczony na szczególne zainteresowanie ze strony rynku. Energizer chciał tym samym się pokazać, zaznaczyć w jakiś mocny sposób swoją obecność w Barcelonie. I to mu się udało - m. in. dlatego o nim piszemy. Telefon o którym mowa jest więc nie tylko wytrzymały, ale również bardzo ciężki i wręcz ogromny. Jak bardzo jest gruby? Tak bardzo, że można go porównać do trzech typowych sprzętów mobilnych położonych na sobie.

Energizer Power Max P18K - czyli wizja pijanego designera

Użytkownik "w zestawie" z urządzeniem mobilnym otrzymuje również dostęp do takich podzespołów jak całkiem niezły MediaTek Helio P70 (od którego nie oczekujcie, że będzie godnie zastępował średniej klasy Qualcomma - jednak), niemałe 6 GB pamięci RAM, 128 GB przestrzeni na dane i ekran o przekątnej 6,2 cala bez notcha. Z tyłu zamruga do użytkownika tercet kamer 12, 5 i 2 megapiksele, a z przodu duet 16 i 2 megapiksele. Co ciekawe, aparaty do selfie schowano za mechanizmem, który wysuwa się gdy tylko go wywołamy w aplikacji aparatu. Wszystko to opakowane zostało w Androida 9.0. Specyfikacja nie powala na kolana, ale najprawdopodobniej pozwala na bezproblemowe cieszenie się tym sprzętem.

Istotne w materii telefonu Energizer Power Max P18K jest jednak co innego. Producent pozbawił go cechy typowego smartfona (smukła obudowa) na rzecz uwypuklenia jego największej siły. 18 tysięcy miliamperogodzin to sporo: z takim zapasem energii nie zdziwiłbym się, gdyby ten telefon był w stanie "przeżyć" tygodniowego cyklu w pracy. Jednak aby uzupełnić wyczerpaną energię musi ładować się równiutko całą noc - coś za coś. Ale dla nas to przecież żadna strata, prawda? Większość użytkowników smartfonów podłącza swoje urządzenia do ładowarek na czas odpoczynku w łóżku.

Wiecie co? Gdyby ten telefon był odrobinę smuklejszy, mniej ordynarny i nie byłbym zadowolony ze swojego obecnego smartfona: pewnie próbowałbym kupić ten model i pewnie cieszyłbym się nim jak nie wiem co. Od dawna mówię o tym, że dzisiejsze telefony komórkowe - owszem, karmią nas wartością dodaną wynikającą z obcowania z nimi, ale jednocześnie zmuszają nas do ogromnych kompromisów (np. do znoszenia szybko wyładowującej się baterii...). Niestety, na tę bolączkę nie znaleziono jeszcze dobrego lekarstwa: prawdopodobnie potrwa to jeszcze chwilę. Takie telefony jak Energizer Power Max 18K na chwilę nam to uświadamiają, a następnie... znikają gdzieś pośród kolejnych informacji prasowych, przecieków dotyczących wiodących flagowców. Pocieszam się tym, że za jakiś tydzień, może dwa nie będę o nim pamiętał. Inaczej bardzo by mnie korciło, aby spróbować rynku mobilnego w wersji "plus size".

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu