Nauka

Kiedyś zapomnimy o zegarkach i opaskach. Będzie coś lepszego

Jakub Szczęsny
Kiedyś zapomnimy o zegarkach i opaskach. Będzie coś lepszego
Reklama

Zmarszczki na czole. Każdy je ma. Jedne pojawiają się od śmiechu, inne od stresu. A co, gdybyśmy mieli narzędzie, które by nas monitorowało i alarmowało, kiedy przekroczymy zdrową jego granicę? Coś, co kojarzy się z czymś zasadniczo permanentnym. Coś, co wymaga ingerencji w nasze ciało. Zapachniało Black Mirror? Pewnie. Ale tak rysuje nam się przyszłość.

Elektroniczny tatuaż – tak właśnie nazwano technologię, która nam na to potencjalnie pozwoli. Prosty, czarny wzór na czole, wyglądający jak fragment futurystycznego dzieła sztuki, który w rzeczywistości skrywa elektrody EEG i nie tylko. Jego zadanie? Śledzenie poziomu obciążenia umysłowego w czasie rzeczywistym. Żadnych kabli, zero nieporęcznych urządzeń. Tylko dyskretna, giętka folia przyklejona na skórze. Czyli rzecz nie permanentna, ale jednak odrobinę inwazyjna, wręcz intymna. 

Reklama

Za takim właśnie projektem stoją naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, a liderem zespołu jest dr Nanshu Lu. Nie chodzi tu jednak o kolejny li tylko gadżet dla cybernetycznych power-userów. To konkretne rozwiązanie dla pilotów, lekarzy i wszystkich tych, którzy z entuzjazmem popatrzą na takowe rozwiązanie. Ja tutaj widzę "na spokojnie" użycie tego typu sprzętu u wszystkich.

Dlaczego właśnie tatuaż?

Zastanówmy się, dlaczego w ogóle ktoś wpadł na pomysł, żeby przykleić ludziom elektrody na czole. Kwestionariusze do oceny wysiłku poznawczego są tak subiektywne jak opinia o technologiach – pełne luk, uprzedzeń i błędów poznawczych. Tradycyjne sprzęty do badania tych rzeczy są zwykle przewodowe, niepraktyczne i podatne na błędy wynikające z ruchu. Nikt nie będzie operował ani pilotował samolotu z plątaniną kabli wokół głowy. Nikt też nie chciałby nosić nieporęcznego czepka, idąc na spacer z przyjaciółmi, czy do pracy.

E-tatuaż to zupełnie inna sprawa. Cztery kwadratowe elektrody EEG odczytują fale mózgowe, elektrody EOG rejestrują ruch gałek ocznych, a wszystko to dzięki przewodzącemu grafitowi. Testy dowodzą: działa. Skoro działa, to bardzo dobrze. Nie mówimy tu o koncepcie, czy prototypie: chodzi o przetestowany sprzęt: po prostu.

Jak to wygląda w praktyce?

Badania zespołu Lu są proste i przejrzyste jednocześnie. Uczestnicy eksperymentu wykonywali zadania o różnym stopniu trudności, klikając w odpowiednie litery wyświetlane na ekranie. Im bardziej wymagające było zadanie, tym intensywniejszą aktywność mózgu wykrywały elektrody. Dane te następnie trafiły do algorytmu uczenia maszynowego. Urządzenie bezbłędnie wyłapało momenty, w których nasz umysł zaczyna być przeciążony. Mamy więc do dyspozycji narzędzie, które może realnie ostrzec przed przeładowaniem umysłowym, zanim ono wywoła np. poważny błąd w pracy.

Ach, ten czas reakcji

Co się dzieje, kiedy umysł staje się przeciążony? Piloci tracą cenne sekundy na podjęcie decyzji, lekarze zaczynają popełniać błędy, które mogą kosztować życie. Dzięki e-tatuażowi można uniknąć tragedii. Urządzenie w odpowiednim momencie zaalarmuje użytkownika, sugerując zmniejszenie obciążenia, przekazanie zadania koledze lub nawet sztucznej inteligencji. Antytechnologiczni konserwatyści zapewne powiedzą — niczym "ten wujek" - nie będzie mi maszyna mówiła, co mam robić. A dlaczego nie? Maszyna nie zna pojęcia zmęczenia. Maszyna rzadko się myli, na pewno rzadziej, niż my. Nie potrzebuje przerwy, wyjścia do toalety, na przerwę, gdziekolwiek indziej.

Koszt? Śmiesznie niski i to jest najciekawsze. Pełne urządzenie, wraz z mikroprocesorem i baterią, kosztuje mniej niż 800 złotych (w przeliczeniu). W kontekście realnej wartości spokoju i precyzji — jest to wręcz absurdalnie niska kwota.

O krok od...

Następnym etapem będzie stworzenie aplikacji, która w czasie rzeczywistym przeanalizuje dane i ostrzega użytkownika o przekroczeniu bezpiecznej granicy obciążenia umysłowego. Możliwości są przeogromne. Wyobraźcie sobie zastąpienie w czasie naszych czujników w zegarkach, opaskach. Same zegarki możemy nosić bez problemu. Ale czujniki możemy "rozsiać" wszędzie tam, gdzie jest to konieczne. I gdy będzie się coś istotnego dziać, dostaniemy właściwe dla sytuacji powiadomienie.

Reklama

Czytaj również: Nowe nanotatuaże pozwolą Ci zachować zdrowie. Sprawdź, co potrafią!

Najtrudniej będzie przełamać barierę w postaci braku zaufania do zbyt agresywnie wchodzących do naszego życia technologii. To jedyna rzecz, która jest tutaj "trudna". Cała reszta jest obudowana w solidne argumenty. Rozwiązanie jest tanie (nawet doliczając "podatek od nowości"), pewne i zdatne do jego wszechstronnego rozwinięcia. Jak dla mnie świetnie: tyle, że ja jestem niepoprawnym entuzjastą. Wy pewnie będziecie mieć w tym temacie nieco inne zdanie.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama