Zmarszczki na czole. Każdy je ma. Jedne pojawiają się od śmiechu, inne od stresu. A co, gdybyśmy mieli narzędzie, które by nas monitorowało i alarmowało, kiedy przekroczymy zdrową jego granicę? Coś, co kojarzy się z czymś zasadniczo permanentnym. Coś, co wymaga ingerencji w nasze ciało. Zapachniało Black Mirror? Pewnie. Ale tak rysuje nam się przyszłość.

Elektroniczny tatuaż – tak właśnie nazwano technologię, która nam na to potencjalnie pozwoli. Prosty, czarny wzór na czole, wyglądający jak fragment futurystycznego dzieła sztuki, który w rzeczywistości skrywa elektrody EEG i nie tylko. Jego zadanie? Śledzenie poziomu obciążenia umysłowego w czasie rzeczywistym. Żadnych kabli, zero nieporęcznych urządzeń. Tylko dyskretna, giętka folia przyklejona na skórze. Czyli rzecz nie permanentna, ale jednak odrobinę inwazyjna, wręcz intymna.
Za takim właśnie projektem stoją naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, a liderem zespołu jest dr Nanshu Lu. Nie chodzi tu jednak o kolejny li tylko gadżet dla cybernetycznych power-userów. To konkretne rozwiązanie dla pilotów, lekarzy i wszystkich tych, którzy z entuzjazmem popatrzą na takowe rozwiązanie. Ja tutaj widzę "na spokojnie" użycie tego typu sprzętu u wszystkich.
Dlaczego właśnie tatuaż?
Zastanówmy się, dlaczego w ogóle ktoś wpadł na pomysł, żeby przykleić ludziom elektrody na czole. Kwestionariusze do oceny wysiłku poznawczego są tak subiektywne jak opinia o technologiach – pełne luk, uprzedzeń i błędów poznawczych. Tradycyjne sprzęty do badania tych rzeczy są zwykle przewodowe, niepraktyczne i podatne na błędy wynikające z ruchu. Nikt nie będzie operował ani pilotował samolotu z plątaniną kabli wokół głowy. Nikt też nie chciałby nosić nieporęcznego czepka, idąc na spacer z przyjaciółmi, czy do pracy.
E-tatuaż to zupełnie inna sprawa. Cztery kwadratowe elektrody EEG odczytują fale mózgowe, elektrody EOG rejestrują ruch gałek ocznych, a wszystko to dzięki przewodzącemu grafitowi. Testy dowodzą: działa. Skoro działa, to bardzo dobrze. Nie mówimy tu o koncepcie, czy prototypie: chodzi o przetestowany sprzęt: po prostu.
Jak to wygląda w praktyce?
Badania zespołu Lu są proste i przejrzyste jednocześnie. Uczestnicy eksperymentu wykonywali zadania o różnym stopniu trudności, klikając w odpowiednie litery wyświetlane na ekranie. Im bardziej wymagające było zadanie, tym intensywniejszą aktywność mózgu wykrywały elektrody. Dane te następnie trafiły do algorytmu uczenia maszynowego. Urządzenie bezbłędnie wyłapało momenty, w których nasz umysł zaczyna być przeciążony. Mamy więc do dyspozycji narzędzie, które może realnie ostrzec przed przeładowaniem umysłowym, zanim ono wywoła np. poważny błąd w pracy.
Ach, ten czas reakcji
Co się dzieje, kiedy umysł staje się przeciążony? Piloci tracą cenne sekundy na podjęcie decyzji, lekarze zaczynają popełniać błędy, które mogą kosztować życie. Dzięki e-tatuażowi można uniknąć tragedii. Urządzenie w odpowiednim momencie zaalarmuje użytkownika, sugerując zmniejszenie obciążenia, przekazanie zadania koledze lub nawet sztucznej inteligencji. Antytechnologiczni konserwatyści zapewne powiedzą — niczym "ten wujek" - nie będzie mi maszyna mówiła, co mam robić. A dlaczego nie? Maszyna nie zna pojęcia zmęczenia. Maszyna rzadko się myli, na pewno rzadziej, niż my. Nie potrzebuje przerwy, wyjścia do toalety, na przerwę, gdziekolwiek indziej.
Koszt? Śmiesznie niski i to jest najciekawsze. Pełne urządzenie, wraz z mikroprocesorem i baterią, kosztuje mniej niż 800 złotych (w przeliczeniu). W kontekście realnej wartości spokoju i precyzji — jest to wręcz absurdalnie niska kwota.
O krok od...
Następnym etapem będzie stworzenie aplikacji, która w czasie rzeczywistym przeanalizuje dane i ostrzega użytkownika o przekroczeniu bezpiecznej granicy obciążenia umysłowego. Możliwości są przeogromne. Wyobraźcie sobie zastąpienie w czasie naszych czujników w zegarkach, opaskach. Same zegarki możemy nosić bez problemu. Ale czujniki możemy "rozsiać" wszędzie tam, gdzie jest to konieczne. I gdy będzie się coś istotnego dziać, dostaniemy właściwe dla sytuacji powiadomienie.
Czytaj również: Nowe nanotatuaże pozwolą Ci zachować zdrowie. Sprawdź, co potrafią!
Najtrudniej będzie przełamać barierę w postaci braku zaufania do zbyt agresywnie wchodzących do naszego życia technologii. To jedyna rzecz, która jest tutaj "trudna". Cała reszta jest obudowana w solidne argumenty. Rozwiązanie jest tanie (nawet doliczając "podatek od nowości"), pewne i zdatne do jego wszechstronnego rozwinięcia. Jak dla mnie świetnie: tyle, że ja jestem niepoprawnym entuzjastą. Wy pewnie będziecie mieć w tym temacie nieco inne zdanie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu