Ogromne korporacje rządzą się własnymi prawami. W dodatku dysponują własnymi, korposłówkamj, a jedną z najważniejszych rzeczy w jej obrębach pozostają deadline'y – wszystko najlepiej jakby było zrobione na wczoraj. Firmy ze światka technologicznego nie są w tym wcale lepsze. Niestety w ich przypadku potrafi się to bardzo negatywnie odbić na jakości przygotowanego produktu, który albo nie został do końca dopracowany albo trapią go liczne choroby dziecięcego.
Goniące terminy
Najczęściej urządzenia elektroniczne są już gotowe na długo przed właściwą, oficjalną premierą. Jednak to właśnie wtedy trwa jeden z najważniejszych etapów, czyli testy, pozwalające sprawdzić, czy udało się przygotować dostatecznie dobry produkt, aby zyskał przychylność recenzentów i użytkowników. Do kompletu powinien wyróżniać się wysoką niezawodnością, żeby nie narażać producenta na koszty związane z realizacją reklamacji czy gwarancji.
Czasami zdarzają się również problemy niezależne od producenta. Mogę tu wspomnieć o chęci dodania jakiegoś elementu, który został zaimplementowany przez największego rywala. Niestety, jeżeli dany projekt nie był tworzony z uwzględnieniem takiego „bonusa”, rzadko kiedy kończy się to dobrze. Jeszcze gorzej, kiedy któryś z partnerów nie zdąży opracować finalnej technologii. Niedawno mogliśmy zobaczyć taką sytuację. Chodzi tu dokładniej o skaner ultradźwiękowy, który teoretycznie miał pojawić się już w Samsungach Galaxy S8, ale nie udało się dopracować tego rozwiązania. Jak na razie doczekaliśmy się oficjalnie jedynie prototypu z Państwa Środka z takim czytnikiem biometrycznym.
Świecący problem
LG to drugi obok Samsunga producent matryc OLED. Szeroko stosuje je w telewizorach, stara się promować swoją technologię na wszystkich frontach i dysponuje długim doświadczeniem w tym temacie. Jak się jednak okazuje, to niewystarczające, aby stworzyć dobry ekran do smartfona. W przypadku jego odwiecznego rywala, Super AMOLED stał się synonimem znakomitej jakości obrazu i jednym z wyróżników serii Galaxy. Wyświetlacz LG... no cóż.
Tymczasem panel P-OLED, który został zastosowany w V30, okazuje się być miernej jakości jak na flagowca. Pod względem równomierności świecenia, jakości bieli, szarości czy odwzorowania kolorów, LG udało się dokonać wyjątkowej katastrofy. Szkoda, bo poza tym smartfon ten zapowiadał się znakomicie. W dodatku podobne problemy trafiły już wyświetlacze w G Flex i G Flex 2, więc zrozumiałe staje się, dlaczego firma tak długo zwlekała z implementacją tego wyświetlacza do flagowców na szeroką skalę.
Wypalający się relikt
W przeszłości poważną wadą ekranów OLED było wypalanie się wyświetlacza, wskutek którego mogliśmy obserwować przejaśnienia, przebarwienia lub ślady wcześniej wyświetlanego obrazu. Teraz na szczęście zjawisko to udało się wyeliminować i nowe wyświetlacze organiczne wytrzymują już nieporównywalnie dłużej. Zjawisko to może jednak wydarzyć, ale jedynie poprzez długie wyświetlanie statycznego obrazu.
Ostatnio pojawiły się dosyć niepokojące wiadomości na temat Google Pixel 2 XL. Został wyposażony w 6-calowy wyświetlacz P-OLED o rozdzielczości 2880 x 1440 pikseli i teoretycznie to znakomite urządzenie z najwyższej półki. Tymczasem okazuje się, że nawet po tygodniu używania może dotknąć go problem wypalającego się ekranu. Taka sytuacja zdarzyła się właśnie Alexowi Dobie z Android Central. Do tego możemy przeczytać wiadomości, że obraz cechuje się delikatnym zaniebieszczeniem pod kątem. Google od razu skomentowało to wszystko. Firma poinformowała, że wszystkie egzemplarze przechodzą szczegółowe testy i jakiekolwiek ich wady są od razu raportowane. Cóż, pewnych chorób wieku dziecięcego trudno uniknąć, a obowiązki testerów spadają na użytkowników, co uznaję za całkowicie niedopuszczalne.
Co łączy Pixela z LG? Ma ekran jego produkcji.
Innowacyjność na siłę
Apple iPhone X nie jest podobne do poprzednika i muszę powiedzieć, że jego poważny plus, ponieważ obawiałem się, że producent z Cupertino znowu pójdzie w „odgrzewanie kotleta”. Najważniejszą innowacją pozostaje wyświetlacz. Prawie w ogóle nie ma wokół niego ramek, zajmuje całe dostępne miejsce z przodu telefonu. Brzmi wspaniale, tylko na żywo dosyć specyficznie wygląda „wysepka” z głośnikami, aparatem i czujnikami. Ona też stała się źródłem problemów.
Otóż Apple zaleciło programistom przepisanie swoich aplikacji z myślą o iPhone X. Amerykanie stworzyli również listę wymogów, jeżeli chodzi o strony internetowe, aby treści na nich były odpowiednio wyświetlane na rewolucyjnym ekranie. Dla mnie osobiście fatalna sytuacja. Wiadome, że wiele osób wprowadzi te poprawki, ale początkowo użytkownicy będą musieli radzić sobie z dziwnym tworem. Jeżeli chcesz zrozumieć, o co chodzi, spójrz tylko na powyższą aplikację Instagrama... Zanim trafi do sklepów, zostanie to zapewne naprawione, jednak pokazuje to, że X nie będzie sobie radził z odpowiednim skalowaniem programów.
Szybko, szybciej, fakap
Producenci chcą wyprzedzić swoich rywali i możliwie jak najtaniej i najszybciej wprowadzać na rynek kolejne produkty, które pozwolą zdobyć nowych użytkowników. Alternatywnie starając się w pośpiechu zaoferować coś, co konkurencja już ma. Przykłady można by było mnożyć, a powyżej mogliście zapoznać się z trzema najnowszymi.
źródło: 9t05google; Gadget Hacks; Ars Technica; 9to5mac
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu