Temat poziomu trudności w grach zawsze wydawał mi się ciekawy. Jedni uważają, że pewne produkcje są za trudne, drudzy woleliby, aby były jeszcze bardziej wymagające, a inni dostosują się do dowolnych warunków. W czasie premiery Sekiro: Shadows Die Twice wiele osób wręcz żądało trybu, który ułatwi im zabawę. Wielu jednak zapomina, że twórcy nie zawsze chcą, aby ich dzieło dało się przejść w kilka godzin. Zależy im, aby gracz trochę się pomęczył, nauczył się wszystkich mechanik i czuł satysfakcję z wykonania trudnego zadania. Wszystko więc zależy od dewelopera i powinniśmy uszanować jego decyzję.
Łatwy poziom trudności w grach zabija przyjemność z zabawy. Większość twórców robi go po prostu źle
Kiedyś było lepiej?
Kiedyś gry nie posiadały typowych samouczków, gdzie wszystko było dokładnie opisane. Twórców ograniczała technologia, więc musieli w inny sposób uczyć graczy, jak wszystko działa. Świetnym przykładem jest Super Mario Bros z NES-a. Mając styczność z tym tytułem, nikt nie wiedział, że na Gumby trzeba skakać, kostki uderzać lub niszczyć i zbierać monety. Mimo to rozgrywka była tak dobrze przemyślana, że wszystko poznawaliśmy w locie. Odbiorca nie był świadomy tego, w jaki sposób gra uczy go podstawowych mechanik. Poziomy były tworzone w myśl Kishōtenketsu — struktury prowadzenia narracji w Chińskich, Japońskich i Koreańskich opowieściach, która jest podzielona na cztery etapy: wprowadzenie, rozwój, zmiana zasad, zakończenie.
Choć technika ta jest już dość stara, to Shigeru Miyamoto i Koichi Hayashida z Nintendo korzystają z niej do dziś podczas kreowania kolejnych odsłon Mario. Dlatego też w tych grach nie znajdziemy opcji dotyczącej poziomu trudności. Deweloper chce, aby gracz ciągle się uczył, był gotowy na zmiany i liczył się z porażką. Kolejne poziomy będą coraz trudniejsze, ale nie na tyle, by nie dało się ich przejść. Taki był zamysł od samego początku i sprawdził się w praktyce. Rzecz jasna, nawet japońskim deweloperom zdarza się nieco przesadzić z wyzwaniami, czego dowodem może być New Super Luigi U na konsolę Wii U. Zawzięty gracz dojdzie do końca, ale ten dodatek jest zauważalnie trudniejszy niż New Super Mario Bros. U.
Pogoń za trendami
Wydaje mi się, że niektórzy twórcy, chcąc dotrzeć do jak największej bazy odbiorców, zaczęli podpowiadać graczom, co dokładnie należy robić. Gier wciąż przybywało i łatwo mogło dojść do sytuacji, gdzie po pierwszych minutach ktoś odpuścił sobie daną produkcję, bo nic nie zrozumiał. From Software chyba nigdy się czymś takim nie przejmowało, bo już w takim Demon’s Souls trzeba praktycznie wszystko odkrywać samemu. Doskonale pamiętam, jak wiele osób wtedy narzekało na ten tytuł. W końcu przyzwyczaili się do RPG-ów, gdzie co minutę prowadzono ich za rączkę i zapomnieli już, jak należy się zachować, gdy nie ma strzałek określających kierunek questa. Tytuł ten i tak podpowiadał graczom różne rzeczy, ale to było dla nich za mało.
Dowodem tego były te wszystkie powtórki w postaci dusz, którym nie udało się przeżyć danej sytuacji. W pewnym momencie uproszczono dosłownie wszystko, co tylko się da. Grając w Quake II nikt nie musiał mnie informować o przycisku znajdującym się obok zamkniętych drzwi. Podchodziłem, włączałem guzik i przechodziłem dalej. Teraz mamy “Press F to Pay Respect”, bo przecież ingerencja ze strony gracza jest tak istotna podczas ceremonii pogrzebu, że bez chwili interakcji ten pewnie uciekłby i nigdy już nie wrócił. Twórcy prześcigali się w tych durnych pomysłach, zanim zrozumieli, że to nie jest droga, przynajmniej niektórzy, bo inni nadal traktują człowieka przed ekranem jak idiotę.
Gry bez Easy Mode
Nie uważam natomiast, że wszystkie gry powinny być pozbawione poziomu trudności. Jeśli deweloperowi bardzo zależy, aby dosłownie każdy mógł się cieszyć ich dziełem, to nie widzę przeszkód, aby dodać taką opcję. Wiele osób dopiero rozpoczyna swoją przygodę z grami, a do niedawna jeszcze w ogóle nie myśleli, że ta forma rozrywki im się spodoba. Dlaczego więc mieliby spotkać się ze ścianą, której nie są w stanie zniszczyć? Najczęściej jednak twórcy myślą o czymś takim od samego początku. Nie chce mi się wierzyć, że pod koniec prac nad nowym tytułem pada hasło “nasza produkcja jest za trudna, dodajmy easy mode”.
Pewnie niektórym coś takiego się zdarzyło i wtedy sprowadza się to do tego, że postać ma boskie moce, a każdy przeciwnik jest niczym komar dla Hulka. Gracz taranuje wszystko na swojej drodze bez jakichkolwiek trudności. Dobrze, więc gdy niższy poziom trudności jest odpowiednio przemyślany. W końcu ci ludzie, którzy dopiero zaczynają lub grają jedynie w weekendy, też chcą czuć, że przejście danego fragmentu wymagało od nich nieco wysiłku. Bezmyślne obniżanie wszystkich wymagań nie jest według mnie dobrym rozwiązaniem, bo w ten sposób konkretne misje czy quest mogą nadal być frustrujące dla pewnych odbiorców. Wtedy to będzie miało sens.
Dla każdego coś innego
Należę do tych osób, które pamiętają, gdy gry wyciskały z człowieka łzy i litry potu. Nawet ostatnio postanowiłem sprawdzić Contra III: The Alien Wars, którego mam na swoim Mini SNES-ie i to jest diabelnie trudna produkcja. Nigdy wcześniej w nią nie grałem, a już na pierwszym poziomie zginąłem kilkanaście razy. Z jedynką na NES-a nie miałem tyle problemów i będę musiał poświęcić trochę czasu, aby móc w ogóle myśleć o przejściu jej do końca. Przy tej Contrze wszystkie Dark Soulsy, Sekiro i tym podobne wydają się banalnie proste, ale lata temu inaczej tworzono wszystkie produkcje. Nie ma sensu porównywać ich do tych, które mamy dzisiaj. Nie można również oczekiwać, że każdy tytuł będzie miał odpowiedni poziom trudności. Deweloper może nie chcieć ułatwiać nam życia i implementować czegoś, co sprawi, że przestaniemy się denerwować, bo dana przeszkoda wydaje się nie do pokonania.
W życiu nie przyszło mi do głowy, aby żądać tego typu zmian, ale internet miał inne zdanie na ten temat. Warto wziąć też pod uwagę fakt, że nie wszystkie gry uda Wam się przejść. Ja na przykład nigdy nie byłem mistrzem w bijatykach i wyścigach. Dość często przegrywałem z komputerem i zmniejszyłem poziom albo po prostu odpuszczałem. Nie ma w tym nic złego. W pewnych tytułach jestem w stanie zdobywać doświadczenie, rozwijać swoje umiejętności, aby stać się lepszym, w innych to w ogóle nie działa. Co miesiąc wychodzi tyle różnych produkcji. Nie ta, to inna, bo wybór jest wręcz ogromny. Lata temu każdy brał co popadnie i katował, ile tylko mógł. Teraz nie trzeba już tego robić. Po co więc się męczyć, a potem wylewać żale w sieci?
Wszystko z głową
Podsumowując, nie każda gra powinna mieć tryb easy, a gdy takowy ma się znaleźć w konkretnej produkcji, to należy go odpowiednio przygotować. Przy obecnej ilości tytułów na rynku, nie trzeba grać dosłownie w każdą pozycję, o której głośno w danym momencie. Jeśli czegoś nie przejdziecie, bo poziom jest za wysoki, to nie miejcie oporów zrezygnować. Reguły ustalone przez dewelopera nigdy nie są kierowane do wszystkich odbiorców, a jedynie do konkretnej grupy. Ja tam się nie wstydzę, że nie poradziłem sobie z pewnymi grami, drugie pominąłem, a o innych nawet nie pamiętam. Nie ta gra, to następna. Nikomu ich nie braknie, zapewniam Was.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu