Gry

Dziesięć najlepszych, najbardziej niedocenionych gier ostatnich lat

Kamil Ostrowski
Dziesięć najlepszych, najbardziej niedocenionych gier ostatnich lat
14

Kolejna generacja konsol, kolejny rozdział w historii interaktywnej rozrywki. Kolejne sprzęty, mody, gatunki pojawiają się i znikają w odmętach dziejów. Warto jednak raz na jakiś czas obejrzeć się przez ramię i sprawdzić czy przypadkiem czegoś nie przegapiliśmy. Jeżeli lubicie nadrabiać zaleg...

Kolejna generacja konsol, kolejny rozdział w historii interaktywnej rozrywki. Kolejne sprzęty, mody, gatunki pojawiają się i znikają w odmętach dziejów. Warto jednak raz na jakiś czas obejrzeć się przez ramię i sprawdzić czy przypadkiem czegoś nie przegapiliśmy.

Jeżeli lubicie nadrabiać zaległości w wakacje, to przygotowałem dla Was listę najbardziej niedocenionych i przegapionych gier ostatnich lat. Ograniczyłem się do ostatniej generacji i konsol stacjonarnych, a także pecetów. Jest to wybór absolutnie subiektywny – to po prostu zbiór tytułów, w które miałem szczęście zagrać, a nigdy nie zyskały one miana wiekopomnych hitów. O niektórych mogliście słyszeć, możliwe, że gdzieś Wam mignęły, ale zniechęciły Was chłodne oceny, albo po prostu szkoda Wam było funduszy, gdy w kolejce na swoją kolej czekały must-have’y. Dziś większość z tych gier można dostać za bezcen. Mam nadzieję, że gdy Wasze oko na nie trafi, kiedy będą leżały w koszyku z wyprzedażami, albo znajdzie się w jakimś zestawie pay-what-you-want, to przypomnicie sobie ten artykuł i dacie im szansę.

10. Homefront

Homefronta po taniości, w ramach premii za jakąś drobną przysługę, dostałem od mojego ówczesnego naczelnego, niedługo po premierze. Pamiętałem jeszcze potoki krytyki, jakie przetoczyły się po tym całkiem niezłym shooterze, któremu do dziś nie mogę odmówić pewnego uroku.

To było w czasach, kiedy krótka gra szokowała. Owszem, może nawet na dzisiejsze standardy pięć godzin to nie jest wynik zadowalający, ale w 2011 roku Homefront zebrał prawdziwie okrutne cięgi. Tym bardziej, że tryb dla wielu graczy był umiarkowanie wciągający.

Możliwe, że to moja słabość do krótkich, acz intensywnych historii, ale mi się Homefront bardzo spodobał. Oczywiście fabuła jest mocno naciągana, niemniej emocje są prawdziwe. No i koncepcja USA okupowanego przez żołnierzy Korei Północnej naprawdę potrafi zauroczyć.

9. Alpha Protocol

Tym razem coś nieco ambitniejszego. Może nawet za bardzo. Alpha Protocol to RPG akcji, stworzony przez studio Obsidian Entertainment, które wcześniej stworzyło m.in. świetne Kninghts of the Old Republic. Niedoceniona, niekochana, ewidentnie niedofinansowana, a jednak świetna produkcja. Jeżeli umiecie przymykać oczy na niedoróbki, to czeka Was świetna zabawa.

Gra przede wszystkim zachęca nietypowym, jak na gry wideo, połączeniem fabularnym politicial fiction z thrillerem. Do tego dochodzi naprawdę ogromna elastyczność jeżeli chodzi o kreowanie historii. W żadnej innej grze z mocnym scenariuszem nie mamy tyle swobody i tylu wyborów, co w Alpha Protocol.

8. Binary Domain

Bardzo strzelanina, odrobinkę RPG. Niestety, jako obydwa gatunki dosyć Binary Domain nie wybija się ponad przeciętność. Gra natomiast bryluje w kwestii fabularnej, poruszając bardzo ciekawe wątki dotyczące tworzenia sztucznego życia i sztucznej inteligencji – widać bardzo mocną inspirację serią Ghost in the Shell. Binary Domain wyszło spod japońskich rąk, nic więc w tym dziwnego.

Jako dodatkową ciekawostkę dodam, że gra jest tak niszowa, że nie ma nawet polskiej strony na Wikipedii. Można się poczuć, jak prawdziwy growy hipster.

7. Enslaved: Odyssey to the West

Kolejna perełka, która porusza ciekawe wątki fabularne. Zakończenie pozornie prostej historii, która skupia się na podróży Monkey’a i Trip przez zrujnowane Stany Zjednoczone, terroryzowane przez śmiercionośne maszyny, potrafi naprawdę namieszać w głowie. Jeżeli spodziewacie się szarówki rodem z Terminatora, to zapomnijcie o tym – wizja Ninja Theory to soczysta zieleń i dżungla porastająca wieżowce Nowego Jorku.

Gra urzeka prostotą i niezłą dynamiką fabularną pary głównych bohaterów. Nie sposób nie ulec urokowi tej baśniowej wędrówki na mityczny Zachód.

6. Monaco

Tym razem coś z drobiu, dokładnie indyk. Monaco to jedno z pikselowych arcydziełek, które wyszły spod rąk deweloperów niezależnych. Do gry przekonałem się, wracając do niej już na spokojnie, nieco po premierze.

Jeżeli chcemy, możemy grać w Monaco „na hurra”, wykorzystując delikatne ułomności w mechanice. Kiedy jednak zechcemy poświęcić temu tytułowi nieco uwagi, jednocześnie mając do dyspozycji ekipę, która zechce z nami przejść grę w kooperacji, wtedy Monaco naprawdę rozwija skrzydła. Do tego dodajmy fabułę, która chociaż szczątkowo prezentowana, potrafi być naprawdę ciekawa. Monaco to jedna z tych gier, które potrafią dużo zaoferować, ale trzeba dać również coś od siebie – cierpliwość i odrobinę chęci.

5. Seria Resistance

Specjalnie dla Resistance zrobiłem wyjątek. Postanowiłem wyróżnić całą serię. Gdybym miał wskazać jeden tytuł, to pewnie poleciłbym „trójkę”, czyli ostatnią część – każda kolejna była odrobinę lepsza od poprzedniej.

Resistance podobnie jak Homefront, Resistance zachwyca ciekawą wizją świata. Tym razem mamy alternatywną rzeczywistość, w której II wojny światowej nie było, ale za to w drugiej połowie XX wieku świat musi się zmierzyć z zagrożeniem ze strony Chimer. Wroga rasa atakuje cały świat – najpierw zajmując kontynentalną Europę, później atakując Wielką Brytanię, żeby wreszcie podnieść rękę na „US of A”. W dużym skrócie można stwierdzić, że to II wojna światowa z obcymi, potraktowana na poważnie. Jest to opowieść nieco depresyjna, desperacka i podszyta „Wojną Światów”.

4. Dark Messiah of Might & Magic

Świetny, choć dosyć krótki FPS-fantasy z rewolucyjnym, jak na tamte czasy (2006 rok – toż to prehistoria!) systemem walki wręcz stworzony na silniku, który napędzał również Half-Life’a 2. Co to oznacza w praktyce? Zabawy fizyką – miażdżenie przeciwników pod zrzucanymi głazami, wkopywanie ich na szpikulce i tym podobne atrakcje. Dodajmy do tego elementy RPG i możemy... żałować, że gra jest tak krótka.

Nie pamiętam fabuły, zdaje się, że była szczątkowa, albo pomijalna. Pamiętam za to świetny tryb dla wielu graczy, w którym byłem absolutnie beznadziejny, ale i tak bawiłem się znakomicie.

3. WarHammer 40K: Space Marine

Prosta, niedługa sieczka. Sterujemy czołgiem... przepraszam – Kosmicznym Marines, któremu przychodzi podjąć misję na planecie, która resztkami sił opiera się najazdowi hordy Orków (również kosmicznych). Siekamy, depczemy, odpalamy piły łańcuchowe i prujemy z ogromnych karabinów. Ta gra to odpowiednik filmu akcji, na który idzie się w Tani Wtorek, albo Środy z Orange – gdyby trzeba było za nią zapłacić pełną cenę, to pewnie dałoby się słyszeć zgrzytanie zębów. Świetna gra klasy „B”. Brać kiedy tanie i nie żałować. Tym bardziej, że tryb dla wielu graczy też daje sporo radości (chociaż nie wiem czy ktoś jeszcze w niego gra – potencjalne zagrożenie pustkami na serwerach).

2. Brothers: A Tale of Two Sons

Teraz coś stosunkowo świeżego, ale wciąż na konsole poprzedniej generacji, więc czuję się usprawiedliwiony pakując go do jednego wora z innymi wymienionymi tutaj tytułami.

Brothers: A Tale of Two Sons przypomina nieco Enslaved: Odyssey to the West pod tym względem, że również jest czymś więcej, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Z prostej historii o wyprawie po lek dla chorującego ojca z czasem robi się opowieść o rodzinnej miłości, skrytych problemach, a całość zaczyna się robić nieco psychodeliczna. Do tego dochodzi autentycznie innowacyjne sterowanie (każdym z braci kierujemy obracając jedną gałką na padzie). Jeżeli trafi się okazja, to brać bez zastanowienia.

1. To the Moon

Najlepsze zostawiłem na koniec. To the Moon to niesamowita historia, opowiedziana przy użyciu bardzo prostych środków. Gra powstała w RPG Makerze i przypomina wyglądem stare Final Fantasy, tworzone na SNESa, albo jRPG z Game Boy’a Advance.

Nie ma żadnej walki. Rozgrywka jest szczątkowa, bo sprowadza się do zwiedzania niewielkich, acz licznych poziomów i rozwiązywania prostych łamigłówek.

Dlaczego w takim razie To the Moon? Ponieważ jest fabularnym majstersztykiem. To historia, opowiedziana w sposób, którego nie powstydziłby się najlepszy Hollywoodzki scenarzysta. To najstarsza znana mi gra, która w zupełnie współczesny, jakościowy sposób podchodzi do zagadnienia konstrukcji fabularnej, a nie tylko ordynarnego „wyłożenia” historii.

Poza tym, jestem pewien, że prawie nikt z Was jej nie zna :)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Grytop 10