Drony latają, drony przeszkadzają (szczególnie na lotniskach), robią przepiękne ujęcia na weselach, niektóre zabijają, a te... szczekają. Szczekają, bo taka jest ich misja i tym samym wyręczają psy pasterskie, które dotychczas pilnowały owiec.
To odrobinę "dziwna" informacja, bo dotychczas słyszeliśmy głównie o robotach, które zastępują ludzi. Teraz do grona "zastąpionych" możemy spokojnie wciągnąć również psy, które wcześniej miały absolutny monopol na "obszczekiwanie" owiec. Ale myli się ten, kto uważa, że psy jedynie "szczekają" na zwierzęta hodowlane - czworonogi zaangażowane do pilnowania owiec potrafią separować grupy zwierząt od siebie, kierować je w konkretne miejsca oraz zapobiegać ucieczkom z hodowli. Oczywiście, "szczekanie" w dalszym ciągu jest bardzo istotnym czynnikiem i to właśnie ono oddziałuje na owce najbardziej - to kojarzy im się z "tego nie rób, tu nie wchodź!".
Dron DJI Mavic Enterprise to statek powietrzny wyposażony w donośny głośnik, który pozwala na odtwarzanie dźwięków. I właśnie ta funkcja przesądziła o nowym przeznaczeniu dla dronów w Nowej Zelandii: te od tej chwili już nie tylko są w stanie robić to co "zwykłe" drony, ale również strzec zwierząt hodowlanych. Bo skoro taki dron może odtworzyć każdy dźwięk - da sobie radę także ze szczekaniem, prawda? I jak wynika z obserwacji farmerów, robi to naprawdę dobrze. Owce (ale nie tylko: krowy też) zachowują się dokładnie tak samo, jak gdyby pilnował ich typowy, szczekający czworonóg. Co więcej, drony powodują mniej stresów wśród zwierząt - obecność bądź co bądź potencjalnie niebezpiecznego drapieżnika powoduje wśród trzody pewne "nerwy".
Nie obserwuje się ponadto zjawiska polegającego na "stawianiu się" psu. Niektóre zwierzęta na tyle nie boją się pasterskiego czworonoga, że próbują się mu odgryźć. Wtedy pojawia się problem - bo nie dość, że psu może stać się krzywda, to w dodatku trzeba brać poprawkę na mniej uległe krowy, czy owce - szczególnie te starsze.
Z obserwacji farmerów wynika ponadto, że taki dron jest w stanie wykonać pracę dwóch ludzi i dwóch psów w 45 minut (jeden dron!), podczas gdy standardowy tercet robi to w około 2 godziny. Dodatkowo, więcej można zaobserwować z powietrza i znacznie szybciej zareagować, gdy coś idzie nie tak. Psy nie potrafią być w kilku miejscach jednocześnie i mają ograniczone pole widzenia. Wznoszący się nad trzodą dron nie tylko jest w stanie "zarządzać" zwierzętami - może ich również doglądać z bezpiecznej dla nich odległości, mając możliwość przejrzenia stanu hodowli "za jednym zamachem".
Jest również taniej - szczególnie w przypadku większych hodowli
Te mają do siebie, że ich doglądanie z dogodnej perspektywy jest drogie. Czasami trzeba wynająć samolot pilotowany przez człowieka (albo samemu taki posiadać), by przyjrzeć się całej trzodzie. Dron może być pilotowany przez kogoś na ziemi i wcale nie musi to być świetnie wykwalifikowana osoba. Szkolenie z zakresu pilotażu takiego statku powietrznego z pewnością jest tańsze i krótsze niż w przypadku pełnoprawnego samolotu. Dron wymaga tylko tego, by go naładowano i tutaj również pojawia się oszczędność w postaci paliwa.
I tak - drony szczekają, a karawana jedzie dalej. Za dekadę lub dwie, zwierzęta doglądane przez drony na łąkach nie będą niczym dziwnym - będą za to świadczyć o kolejnych krokach w rozwoju naszej cywilizacji. Takiej, która nie może się obejść bez takich zdobyczy techniki - szykuje nam się rewolucja na miarę mechanizacji rolnictwa.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu