Już za niespełna dwa tygodnie, jak co roku zasiądziemy do wigilijnych stołów, by wspólnie z najbliższą rodziną spożywać wigilijne dania. Jak co roku t...
Już za niespełna dwa tygodnie, jak co roku zasiądziemy do wigilijnych stołów, by wspólnie z najbliższą rodziną spożywać wigilijne dania. Jak co roku też, Święta Bożego Narodzenia to okazja do wzajemnego obdarowywania się prezentami, które to po wigilii odkrywamy pod świąteczną choinką.
Jako, że w redakcji mamy samych facetów/geeków postanowiliśmy ułatwić żeńskiej części naszych Czytelników problem wyboru takiego prezentu dla kolegi/chłopaka/męża, dla którego gadżety technologiczne to codzienność i podzielić się z Wami naszymi preferencjami w tym temacie. Może i nie ze wszystkich propozycji skorzystacie, ale być może będą odpowiednią inspiracją dla Waszych poszukiwań idealnego prezentu.
Tomasz Popielarczyk
Drogi Mikołaju, nie twierdzę, że w tym roku byłem grzeczny. Zresztą sam wiesz jak jest... W całej swojej zuchwałości piszę zatem ten list z nadzieją, że wsłuchasz się w głos zapalonego nerda, który chciałby rozszerzyć swoją stertę kurzących się gadżetów o jeszcze jeden model. Co to ma być?
Jest smukła i utrzymana w dość ascetycznej stylistyce. Kiedy oplata się wokół ciała nie przyprawia o dreszcze typowe dla dotyku chłodnego aluminium. O, nie! W przeciwieństwie do bezdusznego metalu, chętnie dzieli się swoim ciepłem. Nie stroni od wody i nie trzeba jej długo namawiać na wspólny prysznic. Kiedy już się przywiąże do kogoś, nie rozstaje się z nim nawet w nocy. Jak się potem okazuje czas spędzony z nią w łóżku może być bardzo produktywny. Paradoksalnie jednak potrafi komunikować się na odległość, co stanowi jej główny atut. W końcu nikt nie lubi być sztucznie ograniczany i krępowany. Nie wymaga ciągłej uwagi, choć potrafi skutecznie przypomnieć o swoim istnieniu, przykuwając wzrok tymi małymi, świecącymi oczkami.
Domyślam się Mikołaju, że już wiesz, co mam na myśli. Bransoletka FitBit FLEX to nie tylko mój pomysł na dziarską realizację postanowień noworocznych, ale też narzędzie, które pozwoli poznać i zrozumieć szał na te małe, zakładane, inteligentne urządzenia, które tak skutecznie uzależniają nas od technologii. Mam fioła na punkcie samodoskonalenia, a jednocześnie codziennie spędzam długie godziny przyklejony do krzesła i ukryty za tarczą, jaką jest ekran laptopa. Inteligentna bransoletka pozwoliłaby mi zatem nie tylko zrealizować swoje hedonistyczne pragnienia posiadania technologicznych nowości, ale i być może zmienić styl życia na bardziej aktywny. A mniej siedząc przed monitorem i nie hejtując tyle w internecie, będę grzeczniejszy, w konsekwencji czego za rok poproszę o większy prezent. Sam rozumiesz Mikołaju - to czyste korzyści!
Maciej Sikorski
Nie od dzisiaj wiadomo, że każdy facet to duże dziecko. Jeśli ten pierwszy przekonuje, iż nie jest już tym drugim, można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że w nocy rozkłada w mieszkaniu kolejkę i udaje dróżnika. Sam urządzam takie pokazy, ale nie kryję się z tym (od pewnego czasu zastanawiam się, czy chomik sprawdzi się jako maszynista – ktoś próbował?). Takie podejście do sprawy ma istotną zaletę: można domagać się zabawek i nie trzeba się z tego tłumaczyć.
Gdybym miał napisać list do św. Mikołaja, a nie wykluczam, że w tym roku po długiej przerwie powrócę do sztuki epistolarnej, to poprosiłbym o elektroniczny zestaw edukacyjny. Orłem w tej materii nigdy nie byłem, więc zacznę od podstaw – jeśli się przyłożę, to może przy kolejnych okazjach pojawią się bardziej złożone elementy do zabawy. Obok niewątpliwej frajdy znajduję inną ważną zaletę tego pomysłu: czegoś się nauczę i będę mógł zasypiać z poczuciem, że rozwój intelektualny nie zatrzymał się kilka lat temu…
Jeżeli jednak w magazynach Mikołaja nie ma już takich zestawów (podejrzewam, że mogą się cieszyć sporym wzięciem), a elfy nie zdążą zmajstrować nowych, to poproszę o zestaw elektryczny - lata temu spędzałem długie godziny przy budowaniu instalacji z lampek, silniczków, dzwonków, kabli i baterii. Zestaw z dzieciństwa przepadł, więc warto postarać się o kolejny, by powspominać. Do tego oczywiście kilka egzemplarzy Młodego Technika z lat ’90 i przynajmniej jedna seria MacGyvera. Obowiązkowo na kasetach VHS…
Jan Rybczyński
Według mnie są dwie kategorie najbardziej udanych prezentów. Pierwsza z nich to prezenty sentymentalne, które oprócz wartości samej w sobie przypominają o czymś bardzo ważnym. Ponieważ zrealizowanie takiego prezentu nie zawsze jest łatwe, czasem wręcz niemożliwe, jeśli nie znamy dobrze osoby, której chcemy zrobić niespodziankę, zajmę się drugą kategorią. Są to rzeczy, które bardzo chcemy mieć, ale rozsądek wewnętrznie powstrzymuje nas przed sprawieniem sobie takiej przyjemności. Oczywiście ta granica dla każdego będzie zupełnie inna. Tak się składa, że całkiem niedawno trafiłem na tego rodzaju sprzęt i z trudem powstrzymałem nieodparta chęć, aby go sobie sprawić.
Mowa o DJI Phantom 2 Vison. Jest to latający dron, quadcopter, zdalnie sterowany pojazd latający. Takimi urządzeniami Amazon chce dostarczać błyskawiczne przesyłki. Różnica polega na tym, że został wyposażony w wysokiej jakości kamerę, nagrywającą wideo 1080p i robiącą zdjęcia o rozdzielczości 14 megapikseli. Cały myk polega na tym, że użytkownik za pomocą mobilnej aplikacji na systemy Android i iOS oraz specjalnej aplikacji, ma podgląd na żywo z kamery. Może w każdej chwili włączyć nagrywanie filmu, bądź zrobić zdjęcie i udostępnić je na portalu społecznościowym. Zasięg podglądu w tym względnie amatorskim modelu to 300 metrów.
Dzięki takiemu urządzeniu można z urlopu przywieźć naprawdę wyjątkowe zdjęcia i filmy. Czy to z nart, czy żagli, czy z pieszej wycieczki w góry. W zasadzie, jeżeli jesteśmy na dworze, a pogoda nie stanowi przeszkody, taki quadcopter zawsze może się przydać i dać masę frajdy. Dość istotne jest również, że bateria pozwala na minimum 25 ciągłego lotu, co w praktyce pozwala pokonać dobrych kilkanaście kilometrów na jednym ładowaniu. W razie utraty sygnału zdalnego sterowania, dzięki GPS dron samodzielnie wróci do punktu startu. Wyobraźnia podpowiada mi tysiące niepowtarzalnych ujęć, które chciałbym uwiecznić.
Kamil Ostrowski
Święty Mikołaj musi nieco wyrównać moje braki w umiejętności rozsądnego planowania wydatków. Kupiłem sobie nowiutkiego, lśniącego mocą obliczeniową peceta, ale w swojej naiwności sądziłem, że wielkie czarne pudło, podłączone do eleganckiego, wielkiego monitora to wszystko, w co muszę zainwestować.
Zorientowałem się , że podstawowe sprzęty, to jedynie... cóż - podstawowe wydatki.
O naiwności! O tempora, o mores! Nie, nie, to chyba zła łacina. Barba crescit, caput nescit. Już lepiej.
Tak czy siak, potrzebna jest porządna klawiatura. Z niskim skokiem, żeby nie stukać jak na maszynie do pisania, ale dla graczy - idealne są Razery z serii DeathStalker, ale kosztują 249,99 euro, więc nie ma co wzgardzać równie fajnym modelem SteelSeries Apex za jedyne 99,99 euro.
Do tego myszka. Swego czasu był dla mnie ideałem Logitech MX518, więc rozsądnym wyborem byłby jego następca - G400. Niemniej, fajnie by było, żeby gryzoń pasował do klawiatury, więc może coś od poprzednio wymienionych producentów: Razer Mamba (129,99 euro) albo SteelSeries Sensei MLG Edition (99,99 euro).
Aha, byłbym zapomniał. Potrzebny mi jeszcze mikrofon i kamera. W końcu siecią zaczyna rządzić wideo, a głupio byłoby zostać w tyle. Specem nie jestem, ale w kuluarach krążą opinie, że warto zainwestować w mikrofon Blue Yeti (600zł). Natomiast z kamer, hmm... Sony HDR-CX280E (1349zł). Co się będę.
Ok, szybka kalkulacja i mam łącznie...Od 2750 do 3500 złotych. Mniej więcej. Mam nadzieję, że w tym roku Mikołaj ma głębokie kieszenie.
Karol Kopańko
Ho, ho, ho – zakrzyknął rubasznie Gwiazdor kończąc przeciskanie się przez wąski, okopcony komin. Lądowanie zakończyło się próbą telemarku na lśniącej czystością podłodze w moim salonie. Niestety lśnienie nie okazało się stanem trwałym i w mgnieniu lapońskiego oka przekształciło się w pełną popiołów rzeczywistość „pokątnej Sieci Fiuu”.
Muszę to trochę ogarnąć – pomyślał, jak przystało na pozytywnego bohatera, protagonista naszej opowieści. Korzystając ze swojego wrodzonego daru jasnowidzenia, przewidział o co w swej głębokiej wierze poprosiłem go w tym roku. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, pomajstrował z nim przez chwilkę i poprzekręcał pokrętełka, a następnie postawił z gracją na podłodze. Pudełeczko będąc 8 cudem technologicznego świata zaczęło po chwili burczeć i przyciągać do siebie rozproszone po salonie drobinki brudu.
Miałem głowę, że poprosiłem Mikołaja o samosprzątający iVacuum! Czy wspomniałem, że potrafi on także prasować i prać? Nie kojarzycie czegoś takiego? Może to dopiero melodia przyszłości, ale w końcu każda nowoczesna technologia, kiedyś mogłaby uchodzić za magię:)
Skoro pokój był już czysty, to Święty mógł oddać się swojej ulubionej – jak wnioskuję z postury –czynności, czyli jedzeniu. Podszedł do stolika, na którym oprócz karafki Bordeaux (rocznik 82 – znakomite, słoneczne lato), postawiłem miskę Kuti, babcinej roboty. Niestety, nawet takie nadprzyrodzone istoty muszą liczyć, się z perspektywą, że w przyrodzie nic nie ginie. Spożyte kalorie nie znikają w magiczny sposób, a… ale zaraz co ja napisałem przed chwilą o magii…?
I tym razem Gwiazdor sięgnął do worka z prezentami, poszukując w nim kolejnej rzeczy z mojej pieczołowicie sporządzonej listy. Wydobył niego saszetkę pełną malutkich kapsułek, zawierających w sobie miliony nanobotów. Te przyjazne „stworzonka” zaraz po połknięciu analizują zapotrzebowanie energetyczne naszego organizmu. Jeśli wypełnimy żołądek zbyt wieloma pierożkami z kapuścianym nadzieniem, zajmą się one ich strawieniem i zostawią nam tyle kalorii ile potrzebujemy.
Nigdy więcej świątecznego przejedzenia! Nigdy więcej niemożliwości poruszenia jakąkolwiek z kończyną po niedzielnym obiedzie! Programy dla koksów z siłowni też dostępne:)
Czas się zbierać – powiedział na głos Mikołaj, czym przerwał mój czujny, polifazowy sen. Podnosząc leniwie powiekę, zauważyłem jak kładzie na stoliku polską maskę przebojem podbijającą Kickstartera, która umożliwia nam skrócenie czasu snu bez uszczerbku na zdrowiu. Obok niej ląduje zaś naklejany na okno gadżet zdolny do wyciszenia dźwięków z ulicy i pozostawienia mojego salonu w błogości nie tylko przed Pasterką, ale i w godzinach stołecznego szczytu.
Mam nadzieję, że kiedyś takie święta mi się ziszczą!
Filip Żyro
Gdy w redakcji padł pomysł napisania do Świętego Mikołaja, nie musiałem długo się zastanawiać nad prezentem. Od kiedy zacząłem więcej pisać, zauważyłem, że przydałby mi się lepszy komputer do pracy. Oczywiście mój wybór padł na laptopa, który znacznie lepiej sprawdza się w codziennej pracy, aniżeli tablet czy pecet. W tym miejscu pojawia się dodatkowy smaczek, bo to nie o byle jaki laptop mi chodzi. Moim marzeniem jest 15 calowy Macbook Pro od producenta owianego legendami, czyli Appla.
Całe życie przy wyborze elektroniki musiałem kierować się zdrowym rozsądkiem. Za każdem razem, gdy wydawałem swoje pieniędze na nowy komputer, telefon, lub inny sprzęt elektroniczny, zakupy poprzedzałem długimi godzinami analiz. Sprawdzałem, czy aby na pewno cena w stosunku do osiągów i jakości jest adekwatna. Całymi dniami nie mogłem się zdecydować, które rozwiązanie wybrać, bo bałem się, że wydam pieniądze w sposób nierozsądny. Skoro więc proszę Mikołaja o prezent, chciałbym raz nie martwić się kosztami i móc zaszaleć, w końcu to Święty Mikołaj, więc może wszystko.
Zawsze ciekawiło mnie, co takiego posiada w sobie sprzęt z logiem jabuszka, że na całym świecie ma miliony fanów, którzy za każdy produkt daliby się pokroić. Chciałbym przystąpić do tego grona, aby zobaczyć, czy ich zachwyty są słuszne. Myślę, że ciężko o lepszą inicjację, niż rozpoczęcie przygody z Applem w towarzystwie jednego z Macbooków Pro. Najbardziej do gustu przypadł mi 15 calowy laptop z wyświetlaczem Retina. Nie będę sobie żałował, Mikołaj ma przecież budżet nieograniczony, a pod uwagę przy prezentach bierze to, jak się zachowywaliśmy. W tym roku byłem wyjątkowo grzeczny, więc poproszę go o wersję z mocniejszym procesorem i7 o taktowaniu 2,6 Ghz. Do podstawowej ceny 11990 zł Mikołaj doliczy dodatkowo 840 zł. Również standardowe 500 gb dysku to dla mnie mało, więc chciałbym rozszerzyć go do 1 TB za jedyne 2100 zł. Dodatkowo napęd USB do przenoszenia danych za 340 zł, no i ubezpieczenie, bo zamierzam często z nim podróżować, w wysokości 1499 zł. Cena końcowa mojego wymarzoneg laptopa to 16.187,01 zł. Liczę jednak, że Mikołaj doceni to, że w przeciągu ostatniego roku nie naboriłem zbytnio, bo prowadzę stateczny tryb życia, i nagrodzi mnie w zamian komputerem o wspomnianej konfiguracji. Ewentualnie może jeszcze dorzucić pare tysięcy na zakupy w iStorze, bo krążą plotki, że użytkownicy Maców muszą za wszystko płacić, podobno nawet za aktualizacje systemu:)
Tomasz Krela
Drogi Mikołaju,
moi drodzy koledzy z redakcji postanowili napisać do Ciebie listy z życzeniami odnośnie prezentów, jakie chcieliby w tym roku znaleźć pod choinką. Doskonale wiem, że się łudzą i robią sobie niepotrzebne nadzieje. Obydwaj przecież wiemy, że każdy z nich znajdzie pod choinką rózgę.
Mikołaju, w tym roku byłem bardzo grzeczny, pisałem regularnie teksty i to takie całkiem-całkiem, dlatego też chciałbym poprosić Cię o parę rzeczy, przy opisywaniu których miałem nieodpartą chęć dostania ich w swoje ręce i to jak najszybciej!
Pierwszą rzeczą jest PowerUp, musisz sam przyznać Mikołaju, że pomysł przemienia papierowego samolociku w zdalnie sterowany samolot przy pomocy smartfona, to pomysł godny nagrody nobla. Przy nim mogą się schować wszelkiej maści zdalnie sterowane helikoptery i inne drony. Jestem przekonany, że PowerUp jest w stanie dostarczyć mi wiele godzin świetnej rozrywki, dzięki czemu będę mógł lepiej się zrelaksować, a co za tym idzie pisać lepsze teksty. Co prawda nigdy nie chciałem zostać pilotem, ale wizja sterowania samolocikiem przyprawia mnie o wypieki na twarzy. Mikuś doskonale mnie rozumie, bo sam na co dzień pomyka z Rudolfem trochę tu, trochę tam po niebie:)
Drugim prezentem, o który chciałbym Cię prosić to Hammerhead. Uwielbiam jeździć na rowerze, a tego rodzaju nawigacja wydaje się być dla wszystkich pasjonatów dwóch kółek czymś genialnym. Choć co prawda w sprzedaży to urządzenie pojawi się dopiero w przyszłym roku, to będę bardzo wdzięczny za pre-order na ten gadżet. Co więcej, nie będę takim samolubem i prezentem będę dzielił się z moim bratem – pasjonatem kolarstwa! Dzięki Hammerhead będziemy mogli oddawać się wielogodzinnym wyprawom rowerowym i już nigdy nie zboczymy z wyznaczonej trasy.
Drogi Mikusiu, smartfon stał się dla mnie nieodłącznym elementem życia codziennego. Czasami cieszę się, że ułatwia mi codzienne czynności i godnie zastępuje mi komputer. Jednak wiele razy doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Dlatego proszę Cię o Gecko, to takie małe urządzenie rodem z Indii, dzięki któremu można okiełznać telefon komórkowy i korzystać z niego w dużo łatwiejszy i wygodniejszy sposób. Po drugie, sam Steve Wozniak chce go mieć – więc sam rozumiesz...Ty też go sobie spraw, a co, w końcu jak szaleć to szaleć!
Drogi Mikołaju mam nadzieję, że wysłuchasz moich sugestii powodując na mojej twarzy wiele uśmiechu. Nie zapomnij również o rózgach dla moich kolegów z redakcji, by nie było im przykro, że zapomniałeś o nich w tym roku:)
Grzegorz Ułan
Mój początek przygody z Androidem sięga 2010 roku, kiedy to kuszony wcześniej w salonach Ery HTC Dream, trafiłem na nowy model HTC Hero. Ta wygięta dolna część aparatu, nowy system i ogólna nutka tajemniczości, związana z Androidem kusiła mocno. Mimo, że system nie był jeszcze tak dopracowany jak dziś, zakupiłem go na raty. Byłem zachwycony, kilka miesięcy po zakupie zaczęły się zabawy w modyfikacje, nowe ROM-y (do tego modelu wyszła chyba tylko jedna oficjalna aktualizacja producenta) i z każdą nową wersją Androida coraz bardziej wtapiałem się w ten system.
Sam telefon pozostał wzorcem nie do prześcignięcia w pojawiających się nowych propozycji na rynku. W międzyczasie korzystałem z HTC Desire Z, skusiła mnie wysuwana klawiatura, który to okazał się nietrafionym pomysłem. Była też przygoda z BlackBerry, również pudło. Siłą rzeczy wróciłem do Androida z HTC Desire S. Tu mogę do dziś bawić się w miarę aktualnym Androidem, obecnie PAC-man v23.0.0.
Przez ten cały czas nie pojawił się model telefonu, który skusiłby mnie równie mocno, co kiedyś, na samym początku Androida, HTC Hero. Do teraz. I to będzie moja propozycja na prezent dla geeka - Nexus 5. To pierwszy telefon z Androidem po HTC Hero, który naprawdę zapragnąłem mieć i jeśli Mikołaj tego mi nie dostarczy, będzie to mój pierwszy zakup noworoczny.
Marcin Drews
Nie będzie to żaden coming out, gdy powiem, że jestem starwarsowym geekiem. Co prawda nie przebieram się za Yodę (bliżej mi do Jabby), jednak wszystko, co wiąże się z marką SW, wzbudza moje zainteresowanie, a często wręcz pragnienie. Zazwyczaj ograniczam się do modeli statków z firmy Revell (są niedrogie i dobrze wykonane), ale jest jeden gadżet, który spędza mi sen z powiek. R2D2 DVD Projector!!!
Cóż to za cudo? Nie jest to nowość, bowiem do sprzedaży trafił bodajże cztery lata temu, ale od momentu jego wejścia na rynek, zasypuję Świętego Mikołaja listami! Otóż mamy tu do czynienia ze zdalnie sterowanym robotem R2D2 w skali 1/2, który wyposażony jest w odtwarzacz DVD i projektor! Co prawda nie wyświetla on ksieżniczki Lei w 3D, natomiast doskonale spełnia funkcję kina domowego. Do tego oczywiście gada po swojemu. Dodatkowym atutem jest wspaniały pilot w kształcie Sokoła Millennium!
Cały rok byłem grzeczny - czy mam szansę na taki prezent?
Konrad Kozłowski
A ja pod choinkę poproszę odrobinę rozrywki w postaci najnowszego Xboxa One. Dlaczego nie PS4, które można już oficjalnie nabyć w naszym kraju zapytacie? Nie jestem graczem “hardcore’owym”, ale daleko mi także do gracza niedzielnego. Ze względu jednak na moje zainteresowania, od wszelakich gadżetów oczekuję czegoś znacznie więcej, a tym bardziej w przypadku “pudełka” stawianego zaraz telewizora. Już dawno mamy za sobą czasy, gdy pobyt przed TV oznaczał tylko przeskakiwanie pomiędzy kanałami z kablówki, ewentualnie film z VHS.
Teraz przed telewizor zasiadamy, gdy chcemy skorzystać z przewodnika po programach, obejrzeć wcześniej nagrany materiał, uruchomić jedną z usług VOD lub pograć na konsoli. Uważam, że funkcje internetowe na dużych ekranach dopiero raczkują i właśnie Xbox One będzie mógł w tym temacie najwięcej namieszać. Nie jest to bowiem ciekawostka jak Chromecast czy funkcja Smart TV, która zależna jest od producenta którego sprzęt wybieramy.
Zdaję sobie sprawę, że Xbox One do Polski zawita dopiero za kilka miesięcy, a jego możliwości nad Wisłą nie będą mogły równać się z tym co oferuje ten sam sprzęt na terenie Stanów. Nie mniej pomysł Microsoftu doskonale wpasowuje się w moje wymagania i już teraz będzie się czym “bawić”. Gry, które są i dopiero się pojawią, filmy na Blu-Ray, rozmowy Skype, przeglądarka internetowa oraz funkcja przypinania aplikacji do krawędzi ekranu wystarczą na początek. Później może być tylko lepiej. Na integrację z lokalną ofertą telewizyjną zapewne przyjdzie nam jeszcze poczekać (o ile w ogóle się tego doczekamy), ale mimo wszystko ta maszyna to nie drzwi, a brama do czegoś znacznie więcej niż tylko gier. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której Microsoft otwiera sklep z aplikacjami, do którego programy trafiają zupełnie tak samo jak do Sklepu Windows - mniej lub bardziej poważne tytuły z kategorii gier, aplikacje użytkowe, a może nawet tzw. produktywne. Masa aplikacji rozrywkowych oraz edukacyjnych, jednym słowem wszystko czego dusza zapragnie. Inwestycja w ten potencjał może okazać się strzałem w dziesiątkę.
Young happy girl in Christmas hat via Shutterstock
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu