Jest to tekst Jacka Artymiaka, który tworzy serwis Backstand.com. I znów Grzegorz sprowokował mnie do pisania. A to za sprawą memu, który podrzucił...
Jest to tekst Jacka Artymiaka, który tworzy serwis Backstand.com.
I znów Grzegorz sprowokował mnie do pisania. A to za sprawą memu, który podrzucił na Facebooku. Skarży się w nim Thom Yorke na radio i chce kiepską jakością programów radiowych wyjaśnić internetowe piractwo muzyki. Pewnie będzie to miód na serca muzyków, którzy czują się okradani przez złych internautów.
Ok, rozbierzmy ten mem kawałki. Czy radio to g...? Tak. Narzekał na to już Freddie Mercury w Radio Gaga. Co z tym można zrobić? Obecnie nic, dopóki artyści nie kopną organizacji zarządzania prawami autorskimi oraz pokrewnymi w tyłek. Pisałem o tym i mówiłem wielokrotnie, że dla artysty problemem nie jest piractwo, ale zapomnienie. Piractwo jest swego rodzaju progresywnym podatkiem nakładanym przez fanów na artystę. Pomyślmy przez chwilę jak męskie szowinistyczne świnie i zapytajmy muzyków o to czy wolą być na koncertach zarzucani majtkami przez setki (tysiące?) fanek czy też wolą siedzieć w piwnicy albo przy ognisku na Mazurach i brzdąkać na gitarze dla dwóch zapoznanych po drodze studentek? No właśnie. Artysta, choćby nie wiem jak się tego wypierał chce być sławny, bo sława to dostęp do uszu, wzroku, serca a przez to też do kieszeni fanów. Ale do tego nie można dojść na skróty.
Jak do tego dojść? Przez internet. Przez ten sam internet, który "okrada" artystę. Ten sam internet jest przecież darmową platformą promocyjną, darmowym radiem, za którym tęsknią artyście. Ale, żeby się tam promować i nie antagonizować fanów trzeba kopnąć w tyłek pośredników. Nie całkowicie, bo w dzisiejszych realiach byłoby trudno, ale artyści muszą odzyskać prawa do swoich utworów. Nie mówię tu o odzyskiwaniu praw od wytwórni, bo z tym nie poradził sobie nawet Goeorge Michael (Sony kasuje tantiemy do tej pory), ale o odzyskaniu praw do utworów, które pozostają jeszcze własnością artysty. Żeby artyści mogli promować się w internecie a ludzie tworzący np. podcasty czy filmiki na YouTube mogli promować artystów, artyści muszą mieć prawo do wydawania pisemnej zgody na odtwarzanie, publikację, lub powielanie swoich utwórów.
Mówiąc wprost, ten kto korzysta z utworu artysty musi wiedzieć, że mając taki "żelazny list" może spać spokojnie i nikt go nie będzie za to ciągał po sądach. Artyści w USA wywalczyli to prawo dla siebie, Polscy artyści nie potrafią się tym zająć bo wierzą w B.S. sprzedawany przez organizacje zarządzania prawami autorskimi. Bo nawet jeśli polski artysta wyda zgodę na uzycie jego nagrania w filmiku wideo za darmo, to i tak po kasę mogą ustawiać się różni ludzie, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Oczyście, drodzy artyści, atmosferę a będzie można was promować.
A dlaczego mieliby się artyści promować? Bo ludzie nie mają potrzeby płacenia za muzykę. Kiedyś dostawali dobrą muzę "za darmo" (abonament rtv) w radio, ale to się skończyło. Więc chcą słuchać za darmo dalej, a że mają taką możliwość tylko przez internet, więc to naturalne że "piracą".
Druga strona "piracenia" to problem, który dotyczy muzyków. Każdy chce być Rolling Stonesem, mieć miliony na koncie i 50 lat na scenie. A to się zdarza raz na 100 lat. Tymczasem z muzyki można żyć całkiem znośnie, spytajcie weselnych muzykantów.
Ze sprzedaży muzyki wyżyć jest o wiele trudniej. Mick Jagger i jego koledzy są tak bardzo bogaci dlatego, że potrafią negocjować wysokie kontrakty i zaliczki a potem sprzedają mnóstwo koszulek i innych towarów, które można kupić przed i po koncercie, bo wtedy wyłączamy rozum i kupujemy różne "pamiątki". Przy okazji, Mick Jagger ma wyłączne prawa do transmisji krykieta w internecie...
Wnioski? Trzeba zmienić ustawę "prawo autorskie" tak by odebrać paru nierobom prawo do pobierania opłat z to co do nich nie należy. Wniosek drugi natomiast jest taki, że trzeba realistycznie podejść do wartości swojej muzyki. Kto chce mieć grouppies, musi tyrać i być kreatywny.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu