Twitter

Jeden pracownik Twittera uratował cały świat od Trumpa. Na 11 minut

Jakub Szczęsny
Jeden pracownik Twittera uratował cały świat od Trumpa. Na 11 minut
44

Co można zrobić w ostatni dzień swojej pracy? Wiele rzeczy. Można przynieść cukierki, postawić wódkę, a po hucznym odejściu pójść do pośredniaka lub... uratować świat. Jeżeli ktoś z Was ma przyjemność pracować w Twitterze, podsuwamy ciekawy pomysł na pożegnanie się z firmą "z pompą". Choć oczywiście odradzamy takie praktyki.

Tak właśnie. Pracownik, który akurat spędzał w Twitterze swój ostatni dzień wpadł na "genialny" pomysł, który zelektryzował właściwie wszystkie media - począwszy od tych technologicznych, a skończywszy nawet na tych skupionych głównie na ogólnych informacjach. W związku z jego - według niektórych - genialnym pomysłem, konto prezydenta USA, Donalda Trumpa zostało... zdezaktywowane. Jeden człowiek zdołał zrobić coś, czego nie udało się całemu sztabowi przeciwników obecnie urzędującej głowy amerykańskiego mocarstwa.

Na początku Twitter twierdził, że zdezaktywowanie konta było zwyczajnym błędem ludzkim, jednak tuż po bardzo krótkim śledztwie stwierdzono, iż związek ze sprawą miał wspomniany wyżej pracownik, który postanowił w taki sposób uczcić swój ostatni dzień pracy w firmie. Donald Trump na Twitterze był nieobecny tylko przez 11 minut i o fakcie tym dowiedział się tuż po tym, jak je przywrócono.

Niby niewinny żart, ale jeszcze chwila, a stałby się ogromnym skandalem

Prawdopodobnie tylko bardzo krótki czas nieobecności konta Donalda Trumpa na Twitterze pozwolił na uniknięcie sporego skandalu. Przeciwnicy prezydenta USA od razu pomyśleli o tym, że "góra" popularnego serwisu społecznościowego powiedziała: "dość" nierzadko agresywnym treściom przekazywanym przez tego człowieka. Okazało się, że jest nieco inaczej - dezaktywacja konta była wynikiem inwencji tylko jednego pracownika. Co ciekawe, niektórzy zaczęli nazywać go "bohaterem", a inni natomiast oferowali mu pracę - w podzięce za "odwagę".

Tak właśnie. Pracownik, który akurat spędzał w Twitterze swój ostatni dzień wpadł na "genialny" pomysł, który zelektryzował właściwie wszystkie media - począwszy od tych technologicznych, a skończywszy nawet na tych skupionych głównie na ogólnych informacjach. W związku z jego - według niektórych - genialnym pomysłem, konto prezydenta USA, Donalda Trumpa zostało... zdezaktywowane. Jeden człowiek zdołał zrobić coś, czego nie udało się całemu sztabowi przeciwników obecnie urzędującej głowy amerykańskiego mocarstwa.

Na początku Twitter twierdził, że zdezaktywowanie konta było zwyczajnym błędem ludzkim, jednak tuż po bardzo krótkim śledztwie stwierdzono, iż związek ze sprawą miał wspomniany wyżej pracownik, który postanowił w taki sposób uczcić swój ostatni dzień pracy w firmie. Donald Trump na Twitterze był nieobecny tylko przez 11 minut i o fakcie tym dowiedział się tuż po tym, jak je przywrócono.

Niby niewinny żart, ale jeszcze chwila, a stałby się ogromnym skandalem

Prawdopodobnie tylko bardzo krótki czas nieobecności konta Donalda Trumpa na Twitterze pozwolił na uniknięcie sporego skandalu. Przeciwnicy prezydenta USA od razu pomyśleli o tym, że "góra" popularnego serwisu społecznościowego powiedziała: "dość" nierzadko agresywnym treściom przekazywanym przez tego człowieka. Okazało się, że jest nieco inaczej - dezaktywacja konta była wynikiem inwencji tylko jednego pracownika. Co ciekawe, niektórzy zaczęli nazywać go "bohaterem", a inni natomiast oferowali mu pracę - w podzięce za "odwagę".

Jakimikolwiek motywami kierował się ten człowiek, pewne jest jedno. Udało mu się stworzyć ogromną burzę w mediach, a ponadto - skłonił Twittera do tego, aby wnikliwiej przyglądać się działaniom swoich pracowników. Już teraz zapowiedziano, że wdrożone zostaną mechanizmy weryfikacyjne, które pozwolą uniknąć podobnych incydentów w przyszłości. A warto wiedzieć, że człowiek odpowiedzialny za całą sprawę był jedynie... pracownikiem działu kontaktu z użytkownikami.

Jakimikolwiek motywami kierował się ten człowiek, pewne jest jedno. Udało mu się stworzyć ogromną burzę w mediach, a ponadto - skłonił Twittera do tego, aby wnikliwiej przyglądać się działaniom swoich pracowników. Już teraz zapowiedziano, że wdrożone zostaną mechanizmy weryfikacyjne, które pozwolą uniknąć podobnych incydentów w przyszłości. A warto wiedzieć, że człowiek odpowiedzialny za całą sprawę był jedynie... pracownikiem działu kontaktu z użytkownikami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu