Recenzja

3. sezon Domu z papieru daje tyle samo radochy, co poprzednie - recenzja

Weronika Makuch
3. sezon Domu z papieru daje tyle samo radochy, co poprzednie - recenzja
Reklama

Dom z papieru powraca wraz z trzecim sezonem na Netfliksa. Czy komukolwiek było to potrzebne?

Dwa pierwsze sezony Domu z papieru można było uznać za zamkniętą całość. Napad się udał, spora część ekipy szczęśliwie i żywo uciekła przed wymiarem sprawiedliwości i tyle. Mieli sobie dalej żyć swoimi życiami z dala od Europy. Hiszpański serial okazał się jednak sukcesem na tyle dużym, że nie można było tego zignorować. Netflix zakasał rękawy i wziął się za trzecią część przygód bandy kryminalistów pod dowództwem Profesora. Po zobaczeniu zwiastuna nie byłam do końca przekonana o sensowności tego przedsięwzięcia, a należę do tych osób, którym pierwsze dwa sezony się podobały.

Reklama

3. sezon Domu z papieru zrobiony jest z większym rozmachem

Seria zaczyna się od pięknych ujęć. Ekipa rozpierzchała się po świecie, lądując w przepięknych miejscach. Od razu widać, że twórcy dostali spory zastrzyk gotówki i mogli z tego korzystać. Dostajemy przebitki z Tajlandii, Panamy, Wielkiej Brytanii czy Włoch, a wszystko nakręcone jest naprawdę dobrze. Oczywiście główna oś fabularna nadal osadzona jest w budynku, na który bohaterowie napadają. Jak okazuje się w pierwszym odcinku (i co było pokazane w zwiastunie, więc to nie spojler), ekipa znowu musi brać się do roboty, ponieważ aresztowano Rio przez jego idiotyczny błąd. Przyjaciele chcą mu pomóc, a żeby to się udało, muszą wykonać jeszcze większy skok niż wcześniej. Drużyna zyskuje nowych członków, nad wszystkim nadal czuwa Profesor, maski Dalego i czerwone kombinezony idą w ruch.

To świetna rozrywka dla fanów poprzednich sezonów

Jeśli poprzednie sezony nie przypadły wam do gustu, jesteście zbyt wielkimi realistami, żeby przyjmować bezkrytycznie wszystko, co się tam działo i w ogóle denerwował was ten cały hiszpański - nie bierzcie się nawet za część trzecią. Nie ma to większego sensu. Twórcy zapewnili widzom to samo, ale w zintensyfikowanej wersji. Serial spełnia podstawowy wymóg tego typu produkcji, czyli zapewnia rozrywkę. Nie nudziłam się, kolejne odcinki odpalałam z zaciekawieniem i nawet darowałam sobie ciągłe denerwowanie się na Tokio. Historia została napisana ciekawie, choć faktycznie jest troszeczkę naciągana. Nie polecam się tym jednak przejmować. Lepiej się odprężyć i dać porwać seansowi.


10 najlepszych seriali, które warto nadrobić podczas wakacji

Serial sięga po wątki polityczne

Motorem napędowym fabuły trzeciego sezonu jest właściwie walka o wolność. Oczywiście jest rozumiana troszeczkę inaczej niż tradycyjnie, ale to jej pragną zarówno uczestnicy napadu w czerwonych kombinezonach, jak i ich sympatycy, których nazbierali całkiem sporo na całym świecie. Niektórzy mogliby nawet uznać brygadę Profesora za populistów. Nie zabrakło nawet nutki feministycznego wydźwięku, ale spokojnie. Zostało to podane w dość luźny sposób, wpleciono w to żart, nie jest to główny problem fabuły, nie musicie się obawiać. Dom z papieru stara się być po prostu bardziej zaangażowany niż do tej pory.


Bella Ciao!

Trzeci sezon uważam za naprawdę udany, ale tylko dla tych, którym spodobały się dwa poprzednie. Jeśli nie mieliście wcześniej do czynienia z tym serialem, dajcie szansę kilku pierwszym odcinkom. To powinno zweryfikować wasze odczucia. Najnowsze epizody to nie nowy początek, nie odwracają wszystkiego do góry nogami. Śmiało korzystają ze sprawdzonych metod i dają widzom dokładnie taki rodzaj rozrywki, jaki pokochali. Nie wydaje mi się, żeby miało to przekonać malkontentów, ale może jestem negatywnie nastawiona? Cóż. Teraz mamy wakacje. Czy istnieje lepszy czas na kompletnie niezobowiązujące odprężenie? Pewnie, że nie. Śmiało siadajcie do ośmiu odcinków i bawcie się tak dobrze, jak i ja.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama