Z zamiarem napisania tego artykułu nosiłem się od dłuższego czasu. Kilka miesięcy temu zdecydowałem się na zmianę telefonu i stanąłem przed pytaniem, ...
Z zamiarem napisania tego artykułu nosiłem się od dłuższego czasu. Kilka miesięcy temu zdecydowałem się na zmianę telefonu i stanąłem przed pytaniem, jaki system mobilny wybrać? Rozważając różne za i przeciw ostatecznie postanowiłem porzucić Androida i wybrać iOSa, ale dopiero po kilku miesiącach używania tego ostatniego mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dokonałem słusznego wyboru, którego nie żałuję. Dlaczego pokazałem Androidowi środkowy palec?
Zacznę od tego, że katalog wymienionych poniżej powodów jest moją czysto subiektywną opinią, nie starałem się ani nie zamierzam zastanawiać się nad obiektywnymi zaletami i wadami każdego z tych systemów. Do tej kwestii podszedłem jak typowy (choć może nie do końca jednak) użytkownik, który nie wie i nie zamierza wiedzieć, dlaczego coś działa tak, a nie inaczej.
Stabilność i pewność
Podstawowym powodem i koronnym argumentem za tym, aby zmienić system, była kwestia stabilności i pewności systemu mobilnego. Swój telefon traktuję jako narzędzie pracy (plus oczywiście element rozrywki musi być), a nie jak laboratorium doświadczalne, w którym co jakiś czas przeprowadza się złożony eksperyment. Przez prawie rok użytkowania HTC Desire (ale również krótkiego acz burzliwego korzystania z Samsung Galaxy S+) z Androidem na pokładzie nie miałem tygodnia, aby system się nie zamroził, nie zawiesił lub nie „wykoleił” w inny sposób. Dotyczyło to zarówno samego Androida, jak i HTC Sense. Nie ma nic bardziej irytującego, gdy ma się potrzebę odpisania na maila, zrobienia z smartphona hotspota lub szybkiego wyszukania czegoś na sieci, które musi być na teraz zaraz już, i nagle nasz telefon się zawiesza, system nie chce działać, a jedynym wyjściem jest reset przez wyjęcie baterii. W takich momentach ma się ochotę rozwalić telefon młotkiem. „Przecież można wgrać inny, lepszy ROM”. Tak, ale to przecież nie o to chodzi w posiadaniu smartphona, aby musieć zmieniać mu oficjalny soft na nieoficjalny, po to tylko żeby lepiej działał. Lepiej w tym przypadku niestety nie znaczy niezawodnie. A już naprawdę trudno myśleć o tym, gdy akurat jest się w trasie. W mojej opinii, jeżeli traktujemy smartphona jak mobilne biuro, to niezawodność jest kluczowa.
Zupełnie inaczej to wygląda w przypadku iOSa (choć trudno jest rozważać ten system bez oderwania od hardwaru i to konkretnego modelu). Przez ostatnie kilka miesięcy użytkowania miałem tylko jedną sytuację, w której system przez chwilę się zamyślił. Ani razu mi się nie zawiesił, ani razu nie musiałem drzeć z głowy włosów, bo jakaś podstawowa funkcja nagle odmówiła posłuszeństwa. Może to brzmi jak laurka, ale jeżeli nawet – to jest narysowana na podstawie mojej obserwacji. Być może jeszcze mnie czekają ciężkie chwile z iOSem, ale z Androidem miałem je od niemal samego początku. Więc teraz, gdy wyjeżdżam, mam pewność, że gdy będę musiał zrobić coś na swoim telefonie, to po prostu to zrobię, bez obawy, że zaraz będę musiał go resetować, bo zawiesił się podczas przechodzenia z danych 3G na Wi-Fi.
Dopasowanie i aktualizacja
Skoro przy mankamentach systemu, a właściwie jego użytkowania, jesteśmy, to kilka słów o różnicy w tytułowych kategoriach. Otwarty system mobilny daje nam wiele możliwości. Potencjał ograniczony jest tylko wyobraźnią programistów (trochę przejaskrawiam, ale co tam). Jest to ogromna zaleta Androida. Ale zarazem jest to jedna z większych jego wad, ponieważ Android na różnych typach urządzeń będzie zachowywać się odmiennie (nie wliczając w to nawet ingerencji producentów hardwaru). Inaczej będzie działać na dwurdzeniowym smartphonie z 4,5 calowym wyświetlaczem, a inaczej na 800MHz procesorze i wyświetlaczu 3,7 cala (można powiedzieć, że iOS 5.1 też będzie inaczej działał na starszym iPhonie. Ale tutaj nie rozważam modeli „historycznych”
ale powiedzmy, z tego samego roku). Tylko, że przeciętnego konsumenta to akurat nie powinno obchodzić. Kupuje taki a nie inny telefon z Androidem i chce, aby ten system na nim działał, a nie udawał, że działa. Kwestia dopasowania systemu nierozłącznie wiąże się z problemem stabilności, to raczej oczywiste. W tej dziedzinie iOS zawsze będzie miał przewagę, bo robiony jest tylko pod jeden model smartphona.
Kolejną kwestią jest problem updatów. I nie mówię tu tylko o zmianie z 2.3 na 4.0, ale nawet łatek do owego 2.3. Aktualizacje są rzadkie i czasami nic nie zmieniają, a jeżeli myślimy o tym, żeby zrobić upgrade do najnowszej wersji Androida, to niestety, ale w większości przypadków trzeba zrobić to na własną rękę. W przypadku iOSa, gdy tylko pojawia się jego nowsza wersja, możemy ją po prostu pobrać. Owszem, iOS 5.1 nie pójdzie na iPhonie 3G, ale wsparcie systemowe dla starszych modeli jest w przypadku iOSa nieco dłuższe, niż rok.
Aplikacje
Gdy piszę o aplikacjach, nie chodzi mi bynajmniej o to, że w jednym czy w drugim sklepie jest ich więcej lub czy są bardziej lub mniej użyteczne. Chciałbym się podzielić swoją obserwacją dotyczącą kwestii płacenia za aplikacje. Ta moja obserwacja nieco pokrywa się z różnymi badaniami wskazującymi na to, że deweloperzy aplikacji zarabiają więcej na iOSie niż na Androidzie.
Otóż, przez cały okres użytkowania smartphona z Androidem, ale również teraz, gdyż mam także tablet z tym systemem, ani razu nie zdecydowałem się na zakup aplikacji w Android Markecie (teraz Google Play). Nie dlatego, że darmowe aplikacje, których jest więcej, niż w App Store, były w stanie pokryć wszystkie moje potrzeby, albo, że są one tak dobrze zrobione, że płacenie za kilka dodatkowych funkcji nie miało sensu. Nie. Ja po prostu tym aplikacjom nie ufam. Brzmi to śmiesznie, bo przecież nie mam powodów do przypuszczeń, że firma, która z powodzeniem sprzedaje daną aplikację na iOSa zrobi coś gorszego na Androida. Chodzi mi o to, że nie wiem, jak będzie ta aplikacja działać na tym moim Androidzie. Po pierwsze, deweloperzy mają ten sam problem z Androidem, o którym pisałem wcześniej. Jest tyle urządzeń pod kontrolą tego systemu, że muszą tak tworzyć swoje aplikacje, żeby mogły one zadziałać zarówno na starszych jak i nowszych wersjach systemu oraz na różnych sprzętach. Obserwując jak zachowują się niektóre darmowe aplikacje czuję obawę, czy wydaje pieniądze na produkt ich wart. Nie raz nie dwa zdarzało się, że albo aplikacja wyglądała po prostu koszmarnie, albo przy okazji jej zawieszenia się, zwieszał się cały system. Czekanie na to, aż Android poradzi sobie z zamknięciem jakichś procesów przyprawiało mnie o siwe włosy. Pal licho, jeżeli mówimy tutaj o grze, ale jeżeli jest to aplikacja, którą wykorzystuje się w swojej pracy? Cóż, nie przemogłem się i jak do tej pory Android Market nie dostał ode mnie ani złotówki.
Za to z zaskoczeniem przyjąłem fakt, że już po 2 tygodniach zacząłem kupować w App Store. Co najśmieszniejsze, nie wszystkie moje zakupy były ani celowe ani nawet udane. Zakupiłem 3 aplikacje do obsługi Gtalka (sorry, ale nie uważam, że korzystanie z webowej wersji jest ergonomiczne) i z żadnej do końca nie jestem zadowolony. Zabawne jest jeszcze to, że według niektórych badań, to właśnie aplikacje na iOSa częściej ulegają awarii niż te na Androida, choć w tym momencie muszę nawiązać do faktu, że jeszcze nie zdarzyło mi się, aby awaria aplikacji skończyła się awarią całego systemu. Dlaczego więc mając takie opory w przypadku kupowania aplikacji na Androida tak szybko wyzbyłem się ich w przypadku iOSa? Na pewno da się wyjaśnić ten fakt obiektywnymi czynnikami. Lepsze dopasowanie gier do systemu, lepsza i łatwiejsza nawigacja po sklepie (lub nie, zależy, po której strony barykady staniemy) i tym podobne. Ale ponieważ to subiektywna opinia, więc odniosę się do subiektywnego odczucia – zaufania. Trudno to wyjaśnić, ale po prostu ufam, że gdy kupuję aplikację na iOSa, dostaję dobrej jakości towar, który będzie kompatybilny z moim systemem i nawet jeżeli nie będzie do końca użyteczny, to przynajmniej nie będzie sprawiał kłopotów. Takiego zaufania nie mam w przypadku aplikacji na Androida.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Chcę jednak zauważyć, że choć powyżej sporo piszę o przewagach, realnych lub tylko subiektywnie określonych, iOSa nad Androidem, to nie jest tak, że nie zauważam jego licznych wad. Dla osoby, która tak długo korzystała z Androida i przyzwyczaiła się do jego otwartości oraz możliwości, jakie ze sobą to niesie, przejście na iOSa było pewną formą „technologicznego szoku”. iOS ma mnóstwo wad. Jest to system zamknięty aż do przesady. O ile na przykład nie mam nic przeciwko temu, że nie ma widgetów znanych z Androida, bo i tak uważam, że na ekranach smartphonów one się po prostu nie sprawdzają i lepiej pasują do tabletów, o tyle fakt, że nie mogę wyciągnąć jakieś funkcji z ustawień na pulpit przyprawia mnie o palpitacje serca. I choć również rozumiem fakt, że na przykład transfer dużych plików jest ograniczony tylko do Wi-Fi, no bo tak na poważnie, – kto ściągnie ważące prawie 700MB GTA3 przez 3G, to że Apple mi nie daje takiej możliwości jest niezwykle irytujące. Mógłbym spędzić cały dzień i napisać jeszcze niejedno zdanie (ba, może nawet książkę) o wadach i zaletach jednego i drugiego systemu, ale pora na podsumowanie.
Podsumowanie
Powyższy artykuł brzmi jak wyznanie wiary fanboja. Jest jednak on przedstawieniem punktu widzenia osoby, która kupując sprzęt i wybierając system kieruje się jego użytecznością nie tylko w warunkach domowych pieleszy i rozrywki, ale również pracy. Od telefonu oczekuję niezawodności połączonej z odpowiednim zestawem funkcji (i lepszej baterii, ale o tym mogę tylko pomarzyć). Android ma funkcje, brak mu niezawodności. iOS ma funkcje, a przynajmniej większość tych, które są mi potrzebne i, subiektywnie pisząc, jest niezawodny. Ale o ile jego ograniczoność uważam za atut w przypadku smartphona, o tyle w przypadku tabletu wolę Androida. I na dzień dzisiejszy nie bardzo wiem, co musiałoby się zmienić w Androidzie, abym był gotów kupić jakiś telefon z tym systemem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu